P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ

Zacznij od początku
                                    

               — Wiemy, Chuu. Wiemy — uspokoiła go z miejsca Ozaki, uśmiechając się ze smutkiem, dając przyjacielowi tym samym znak, że nie musi silić się na słowa, które nie chcą przejść mu przez gardło. Że przecież go rozumieją.

               — Też byśmy chcieli, żeby jakimś cudem okazało się, iż przeżył. — Podjęła wątek Sumawara. — Chociaż wtedy pewnie nie wyszedłby cało ze spotkania z tobą. No bo jasne, najpierw byś się ucieszył, że żyje, ale potem puściłyby ci wszelkie hamulce i uwolniłbyś temu chłopakowi piekło na ziemi.

               Nakahara potwierdził, uśmiechając się smutno, co nieznacznie rozluźniło atmosferę w pokoju, na co niektórzy z Cuppoli zaśmiali się cicho. Stwierdzenie, że tak by było to o wiele prostsze wyjście niż przyznanie się do prawdy. Jasne, mógł udawać, że wkurzyłby się na ukochanego za to, że ten zostawił go na trzy cholernie długie lata, ale w głębi duszy czuł, że nie miał do tego prawa. Bo tak naprawdę to on zostawił jego. Jeżeli Dazai naprawdę żył, to Nakahara wątpił, by jedna rozmowa była w stanie wyjaśnić sytuację, w której teraz się znaleźli. I jak mogli dojść do wniosków, co powinni zrobić dalej. Niemniej były to jego prywatne problemy, praktycznie niezwiązane przynajmniej w tej sferze z Portową Mafią, więc tylko pożegnał się z podwładnymi, którzy pakowali swoje rzeczy i wyrzucali puste pudełka po jedzeniu na wynos, których uzbierała się całkiem spora sterta. Ostatnia w pomieszczeniu została Yosano, która oparła się biodrami o stół i zakładając ręce na piersiach spojrzała na przyjaciela z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

               — Nie jesteś tak łatwowierny. Oni uwierzyli ci tylko dlatego, że są zmęczeni i że czekali na te słowa od kilkunastu ładnych godzin. Naprawdę odpuszczasz? — spytała poważnie lekarka.

               — Naprawdę — potwierdził Nakahara, przeczesując włosy palcami i spoglądając w przypadkowy punkt na ścianie. — Nie powinienem ich tu tak długo trzymać. Wiem, że zrobili to tylko dla mnie, bo wszyscy wiemy, jakim wrakiem byłem bez Dazaia. Dalej jestem, choć lepiej się z tym kryję. Wiem, że go widziałaś. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak źle mogłem zareagować na te nowiny. Jak źle aktualnie zareagowałem. Nie powiedziałabyś tego gdybyś nie była absolutnie pewna, że go widziałaś. Po prostu uświadomiłem sobie, że to jak szukanie igły w stogu siana albo bieganie za kotem. Absolutnie bezsensowne. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to usiąść, odpocząć, zebrać siły i przygotować się na sztorm, który nadejdzie, a którego zwiastunem była ta gnida, stojąca sobie gdzieś w centrum miasta.

               — Myślisz, że za Dazaiem przywiało Christie? Że to ona będzie tym "sztormem"? — Próbowała dopytać go przyjaciółka, gdy jego oblicze nie rozchmurzyło się ani o jotę.

               — Myślę, że Dazai sam w sobie jest piorunami, grzmotami i sztormem. I że jeśli nie zabierzemy się do tego z dobrej strony, to zdmuchnie nas z planszy, kiedy uzna to za wygodne albo zabawne — odparł z krzywym uśmiechem Nakahara, pakując swoje klamoty do torby i powoli próbując się przekonać, że to najlepsza opcja i że nie może siedzieć, pozbawiony jedzenia i odcięty od normalnego życia dopóki Dazai znowu się nie pojawi, mimo że właśnie tego pragnęło całe jego serce i cała jego dusza.

               — Przecież Osamu by nas nie zaatakował. To nasz przyjaciel. Naprawdę sądzisz, że to niego powinniśmy się martwić? — spytała zaskoczona Akiko, obserwując przełożonego spod zmarszczonych brwi.

               — Akiko, siedzisz w tej grze tak długo, że aż nie wierzę, iż zadałaś takie idiotyczne pytanie. Naprawdę. Uznajmy, że to kwestia twojego zmęczenia po ostatnich trzech dniach, bo jakby nie patrzeć, żadne z nas Chrystusem nie jest, żebyśmy się do czegoś nadawali po takim maratonie — przerwał jej rudzielec, zarzucając płaszcz na ramiona i wychodząc z konferencyjnej w towarzystwie stukotu obcasów towarzyszki. — Nie wiemy, kim jest teraz Dazai. Może dalej być naszym Dazaiem, może pracować dla Agatki, może nas nawet nie pamiętać. Mamy za dużo niewiadomych, a żadne pudło z jego planami nas na to nie przygotowało. Idziemy na ślepo i cholernie mi się to nie podoba.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz