~17~

768 96 25
                                    

Początkowo Kuroo planował wypełnić ich ostatni wspólny dzień rozlicznymi atrakcjami i spędzić te chwile głównie w ruchu – zwiedzając czy spacerując po miejscach, które zawsze chcieli wspólnie odwiedzić. Lista owych miejsc była jedna zbyt długa, by wypełnić ją w ciągu otrzymanych godzin. Musieli się więc zadowolić tylko jedną lokacją, która swój rozmiar zdecydowanie nadrabiała urokiem.

Klucz na dach budynku, w którym mieszkał wraz z Oikawą, zdobył już parę lat wcześniej. Postrzegając to miejsce jako doskonałe na różnego rodzaju imprezy, bez wahania wykonał kilka przysług dla dozorcy, by ten ofiarował mu niewielki klucz. Widok na leżące w dole miasto wart był każdej pracy.

Nigdy nie sądził, że zabierze tu Kenmę.

Siedzieli ramię w ramię, przyciśnięci do betonowej ściany. Wilgoć zebrana w powietrzu powoli przenikała ich ubrania, wprowadzając ze sobą nieprzyjemne uczucie chłodu. Nie zważali na to, z góry oglądając otulającą ruchliwe miasto mgłę. Stała się ona barierą między rzeczywistym światem, a ich własną przystanią, chwilą naprędce wyrwaną czasowi. W tej okrojonej czasoprzestrzeni mogli na chwilę zlekceważyć upływ tych wszystkich lat i rozmawiać ze sobą, jakby byli jeszcze w liceum. Kuroo zdołał się jeszcze raz nacieszyć bezgłośnym śmiechem Kozume, jeszcze raz rozpoznać rozrzewnioną nutę w jego głosie. Nie próbował ich jednak magazynować w swojej pamięci. Wierzył, że i tak zostanie z nim to, co najważniejsze. Nie chciał po raz kolejny popełniać tego błędu, przywiązywać się do jednego obrazu Kenmy i za nic w świecie nie ruszać dalej. Musiał już odpuścić. Odetchnąć.

Napełniło go to zaskakującą ulgą. Wreszcie mógł się poddać i przestać marzyć o niespodziewanym powrocie byłego chłopaka. Wreszcie mógł podnieść wzrok znad własnych wspomnień i rozejrzeć się po twarzach innych. Zdjęto z niego klątwę i rozkuto z łańcuchów. Zaczął wierzyć, że bez Kozume też może otrzymać swoje szczęśliwe zakończenie.

Chłopak miał rację. Zbytnio się zmienili przez okres rozłąki i teraz ich dusze nie pasowały do siebie tak perfekcyjnie jak za dawnych lat. Czasem owe różnice ukazywały się w szczegółach, czasem w całokształcie. Zmianie uległy poglądy, poczucie humoru, zachowanie, a nawet sposób mówienia. Kenma referował dużo głośniej niż w liceum, a w każde słowo wkładał niespotykaną pewność siebie. Nieśmiałość z młodzieńczych lat wciąż się w nim czaiła, ale znacznie osłabła, przekazując miejsce na inne cechy. Tetsurou przecież też nie był tym samym, zafiksowanym na punkcie chemii i komiksów nastolatkiem. W dalszym ciągu rozwijał swoje pasje, ale te dorosły wraz z nim, z niewinnych zainteresowań przemieniając się w prawdziwe hobby. Tyle niezgodności z zapamiętanym archetypem zauważył już po tych kilku godzinach. Ile rozpoznałby po dniach? Tygodniach? Miesiącach?

Tęsknił za szkolnymi czasami, choć wbrew opinii niektórych nie można było określić ich mianem prostszych. Istniały wtedy problemy, lecz zupełnie innego rodzaju niż te, z którymi borykał się obecnie. Jednocześnie obaj obdarzeni byli pewnego rodzaju nieświadomością i naiwnością. Patrzy na swoje życie z nutką idealizmu, wygładzającą jego ostre brzegi. Potrafili cieszyć się drobnymi momentami, które udało się zebrać ze szkolnej rzeczywistości. Potrafili przełamywać swoje granice, nie zważając na konsekwencję. Potrafili z nieskalaną nadzieją patrzeć na jutrzejszy dzień.

Rzadko przynosiło to coś dobrego.

Jednocześnie samo to uczucie wzbierającej w piersi nastoletniej radości zawsze należało do jego ulubionych wspomnień. Niedoskonałe. Wyidealizowane. Jednak czyste.

Po szybkim spojrzeniu na zegarek (kolejna zmiana – Kenma nigdy nie przejmował się koncepcją czasu na tyle, by takowy nosić) Kozume wstał z głośnym westchnięciem. Godzina odjazdu pociągu niezbyt im sprzyjła, każąc dużo wcześniej zakończyć pożegnanie. Choć przykryte chmurami, słońce wciąż stało wysoko na niebie.

Tusz i kawa [Iwaoi]Where stories live. Discover now