9

199 24 6
                                    

Punkt trzecia zamknęły się za mną drzwi kawiarni. Spokojnym krokiem szłam przed siebie, zaciskając palce na pasku czarnej torebki. Mimo, że moje oczy miały przed sobą tak wiele widoków to ciągle widziałam sylwetki dwóch mężczyzn sprzed kawiarni. I to smutne spojrzenie oczu bruneta. Nie miałam pojęcia jaki miały kolor, ale z pewnością w tamtej chwili ich odcień mógłby konkurować z najciemniejszym odcieniem danej barwy.

Westchnęłam, gdy usłyszałam trąbienie po prawej stronie. Szybko zbiegłam z przejścia na chodnik i rozejrzałam się dookoła. W zamyśleniu ominęłam moją ulicę. Przeczesałam nerwowo włosy i wsłuchując się w tętniące życiem miasto wróciłam do drogę do księgarni.

Czyżby ten chłopak był ofiarą ostatniego wypadku w mieście? Jeśli tak to musiał być jednym z najbardziej poszkodowanych, z resztą wózek mówił sam za siebie. Jeszcze ten drugi mężczyzna. Nigdy wcześniej nie widziałam go w kawiarni, brunet zawsze przychodził samotnie. Czułam jak ta, bądź co bądź krótka sytuacja, namieszała mi w głowie, tak samo jak i sam młody mężczyzna.

Pociągnęłam za klamkę księgarni i weszłam do środka, co oznajmiły dzwoneczki nad wejściem. Tak jak podejrzewałam lokal był wręcz pusty. Przywitałam się ze sprzedawcą i przeszłam w stronę labiryntu regałów z różnobarwnymi książkami.

– Obyczajowa, fantasy czy może typowa młodzieżówka dla uronienia łzy? – mruknęłam sama do siebie.

Przechodziłam między półkami, delikatnie sunąc palcem po okładkach, jakby w jakikolwiek sposób miało mi to pomóc w znalezieniu literackiej perełki. Dotychczas przeczytałam tyle książek, że rozpoznawałam większość autorów na półkach, a tym samym mogłam domyślać się o czym będzie kolejna książka. W pewnej chwili natrafiłam na autora niepasującego mi do pozostałych książek. Sięgnęłam po książkę, której okładka prezentowała się dość mrocznie. Wpadający w ciemną zieleń szmaragd z dużymi brązowymi literami na okładce niczym wyjęte prosto spod maszyny do pisania. U dołu okładki natomiast znajdował się wytłoczony w materiale minimalistyczny wzór kwiatowego wianka. Obróciłam książkę, lecz krótki opis prócz wzbudzenia wielkiego zainteresowania nie nakierował moich myśli w stronę jakiegoś literackiego schematu. Po chwili dojrzałam kolejną książkę tego samego autora. Ta w odróżnieniu od poprzedniczki miała niebieską okładkę, jakby z aksamitu. Postanowiłam zaryzykować i zabrałam obie z nich. Cena nie była wysoka, a rachunki na ten miesiąc zapłaciłam, dlatego mogłam pozwolić sobie na ten zakup.

W oczy wpadło mi jeszcze kilka książek, które dopisałam do mojej niepisanej listy czytelniczej. Może kiedyś uda mi się je wszystkie dorwać w jakiejś bibliotece.

Podeszłam do kasy, gdzie nie mogłam powstrzymać się przed dorzuceniem do rachunku zestawu trzech uroczych zakładek magnetycznych. Kolejna rzecz, do której miałam wielką słabość.

Sprzedawczyni podliczyła wszystko, pakując książki do papierowej torebki. Zabrałam ją i z miłymi słowami na ustach opuściłam lokal.

Już od progu uderzyła we mnie fala zimnego powietrza, które spowodowało gęsią skórkę na moim ciele. Potarłam ramiona, poprawiając zsuwający się z ramienia pasek torebki i powoli ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. W pewnej chwili nad miastem zebrały się chmury, a z nieba zaczął padać deszcz. Ludzie w popłochu uciekli z ogródków piwnych przy lokalach do ich wnętrz. Przycisnęłam do piersi papierową torbę, modląc się w duszy, aby książki nie zamokły od kropli wody. Szybkim krokiem przeszłam na najbliższy przystanek, który przepełniony był ludźmi, prawdopodobnie większość z nich nie była zainteresowana przejazdem komunikacją miejską, a jedynie szukali chwilowego schronienia. Stanęłam na skraju, starając się schować torebkę przed deszczem.

Mój wzrok przeniósł się na drogę, wypatrując autobusu. Samochody jechały pasami ruchu, lecz pomiędzy nimi nie widać było wyczekiwanego przeze mnie pojazdu.

Minuty dłużyły się, a odmierzający sekundy deszcz już dawno temu zamienił się w ulewę. Teraz nikt nie miał już odwagi wyjść na ulicę; może oprócz tej czwórki młodych ludzi, którzy roześmiani biegli w stronę najbliższego internatu.

Beznamiętnie spojrzałam na przejeżdżające samochody, a raczej ich kierowców. Zawsze gdy było mi dane na chwilę dłużej zatrzymać się na ulicy lub siedzieć w pojeździe przy oknie, obserwowałam innych kierowców i ich pasażerów. W każdym samochodzie kryła się inna historia, inni ludzie, a wszyscy i wszystko było tak unikatowe. Mężczyzna w białej koszuli i ciemnej marynarce za kierownicą sportowego samochodu, kobieta starająca się opanować płaczącą na tylnych siedzeniach dwójkę dzieci, kłócąca się para i pies, siedzący w oknie samochodu staruszka. A wszyscy pogrążeni w deszczu oraz korku na światłach.

Wśród nieznanych twarzy, jedna przykuła moją uwagę. Zielone oczy, na które nachodziły pojedyncze kosmyki ciemnych włosów. Znałam ich właściciela. Chłopak łapiąc ze mną spojrzenie odwrócił głowę w stronę kierowcy, którym był ten sam brunet sprzed kawiarni. Chyba o czymś opowiadał, bo gestykulował jedną dłonią.

Nieśmiało posłałam uśmiech w stronę mężczyzn, mając jednak świadomość, że tego nie zobaczą. W ostatniej chwili brunet na miejscu pasażera obejrzał się w moją stronę i odwzajemnił delikatny uśmiech. Szybko jednak odjechali, tak samo jak pozostałe samochody.



A changed man // h.s.Where stories live. Discover now