7

174 20 3
                                    

Po weekendzie wróciłam do pracy z nową energią. Oczywiście nie tak wielką jaką osiągała Molly, jej nie dało się pobić w tej kwestii. Pogoda stanowiła jednak demotywujący aspekt, od rana w prawdzie nie padał deszcz, ale było chłodno i ponuro. W takie dni nie wyobrażałam sobie opuszczenia mieszkania bez ciepłego szala wokół szyi i miękkich grubych skarpet.

Ten czynnik nie spowodował jednak, że opuściłam dzień pracy. Nie mogłam sobie na to pozwolić, jeśli chciałam nadal zostać w obecnym mieszkaniu.

Podjechałam pod kawiarnię i jak zwykle weszłam tylnymi drzwiami.

­– Jesteś już! – usłyszałam radosny głos Molly. Szybko poczułam owijające się wokół mojego ciała ramiona dziewczyny i jej charakterystyczne kwiatowe perfumy.

– Tak, jestem. Myślałaś, że cię zostawię? Jak mogłaś – mruknęłam z rozbawieniem w głosie.

Molly zaśmiała się cicho i poprawiła swoje rude, gęste włosy spięte w kok, po czym skierowała się na główną salę. Przywieziono już zamówione przez szefową bukieciki kwiatów.

– Wybierasz się dziś ze mną i Susan do kina?! – usłyszałam podniesiony głos rudowłosej, gdy zdejmowałam z siebie płaszcz. Szybko przewiązałam wokół talii firmowy czarny fartuszek.

– Nie – westchnęłam – Dziś jest rocznica i wiesz... chyba chciałabym pobyć sama – powiedziałam, spoglądając na dziewczynę.

– Może więc wpadnę do ciebie? Zabiorę ze sobą swoją kotkę, wiem jak ją uwielbiasz. – uśmiechnęłam się słabo na słowa dziewczyny. Molly uwielbiała zwierzęta, lecz ze względu na grafik pracy i mały metraż mieszkania mogła pozwolić sobie jedynie na kota.

– Jesteś kochana, ale dziś...naprawdę chcę zostać sama – szepnęłam, uśmiechając się delikatnie. Nie chciałam, aby dziewczyna czuła się źle mimo wszystko.

– Rozumiem – szepnęła dziewczyna, dotykając mojego ramienia. – Ale pamiętaj, gdyby coś było nie tak to dzwoń. Odbiorę zawsze, nawet jeśli miałabym przegapić punkt kulminacyjny filmu. – zaśmiałam się cicho na jej słowa, zabierając się za wycieranie kolorowych szklanek.

Dzisiejsze popołudnie chciałam spędzić sama w zupełnej ciszy zważywszy na przypadającą na ten dzień rocznicę, o której przypominała mi blizna na plecach.

Tuż po ósmej dzień pracy rozpoczął się jak każdy inny. Powoli przychodzili goście, niektórzy przysiadali na dłuższą chwilę przy stoliku, lecz większa część z nich decydowała się na zamówienia na wynos.

Wśród rutyny obowiązków co jakiś czas wybijały się myśli dotyczące tego bruneta, który co dzień przesiadywał w kawiarni. Do tej pory nie pojawił się jednak w lokalu co nieco mnie zmartwiło. Liczyłam, że będę mogła go zobaczyć, a może nawet udałoby mi się z nim porozmawiać. Przecież Ruby nie było dziś w pracy, a pogoda zachęcała do wyjścia z domu. Wręcz w każdej wolnej chwili mój wzrok kierował się na drzwi kawiarni, a gdy tylko słychać było dźwięk dzwoneczków moje ciało spinało się, a bicie serca znacznie przyspieszało. Jak się jednak okazywało za każdym razem – na darmo, gdyż chłopak nie przyszedł tego dnia do kawiarni.

A changed man // h.s.Where stories live. Discover now