Część 8

1.1K 126 100
                                    

Wiem, że poprzedni rozdział był ciężki, więc..... miłego czytania :)

Kiedy Wei Wuxian się obudził, był w nieznanym sobie pokoju. Lan Wangji siedział na krześle obok łóżka i czytał książkę. Wciąż na wpół zaspany spojrzał na obraz eleganckiej urody, gdy promienie słońca wpadały przez okna. Promyki oświetlały go tak, by Wei mógł zobaczyć małe drobinki złotego pyłu unoszące się wokół twarzy Lan Wangji. Wyglądał jak bóstwo, zesłany aby sądzić marnych śmiertelników.

- Lan Zhan? - Spytał półsennie Wei Wuxian, mrużąc oczy. W pokoju było jasno, słońce musiało być już wysoko na niebie.

Oczy Lan Zhana przeniosły się na niego. 

- Jak się czujesz? - Zapytał, odkładając książkę. - Dużo wypiłeś ostatniej nocy.

Wei Wuxian czuł się zmęczony, ale nie z powodu alkoholu. 

- Jest w porządku. Mam dobrą głowę. - Odpowiedział, powoli siadając. Nadal byli w burdelu, a te słoiki z alkoholem, które opróżnił zeszłej nocy, leżały porozrzucane na stole.

- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - Zastanowił się na głos, zdając sobie sprawę z tego, że Wangji wygląda, jakby siedział tu kilka godzin. To było dziwne, ponieważ nie wyobrażał sobie, by Lan Zhan chętnie postawił stopę w burdelu. Ale oczywiście był również jego prawnym opiekunem (albo bardziej właścicielem), głównie dzięki Jiang Chengowi i bez względu na to, jak bardzo nie lubił Hanguang-Juna, nie miał nic do gadania.

- Yang FeiFei pokazała mi. - Odpowiedział Lan Wangji.

Duch go zdradził?

- Pff, myślałem, że jest po mojej stronie. - Burknął, ale nagle potrząsnął głową. - Mogłeś mnie obudzić, jak chciałeś już wyruszyć.

- Byłeś zmęczony. - Odrzekł, na co Wei Wuxian westchnął. 

- Wiem, że przysporzyłem ci już wystarczająco dużo kłopotów, Hanguang-Jun. Więc nie musisz się mną przejmować. Mogę się sobą zająć. - Lan Wangji zmarszczył brwi. 

- Wei Ying, odnośnie ostatniej nocy, ja...

- Nieważne. Udawajmy, że nic się nie stało. - Przerwał mu. Nie czuł się dobrze po tym, co wydarzyło się zeszłej nocy, ale nie miał też ochoty znów się z nim kłócić. - W porządku, nie śpię. Możemy wrócić. 

Lan Wangji siedział przez chwilę w miejscu, obserwując jak Wei Wuxian zakłada szatę i układa na szybko włosy.

- Na co czekasz? Jestem gotowy. - Lan Wangji wstał, ale zawahał się przy drzwiach. 

- Wei Ying, przepraszam za ostatnią noc. Nie chciałem pozwolić Jin ZiXun obrażać ciebie lub twojej rodziny. 

- Ale to zrobiłeś. - Odpowiedział oskarżycielsko, a na to Lan Wangji zmarszczył brwi. 

- Czy nadal wierzysz, że masz kontrolę? - Na to pytanie Wei Wuxian westchnął. 

- Lan Zhan, wiem, że żadne z nas nie chce utknąć na dobre w tym małżeństwie, ale przynajmniej nie pogarszajmy tego. - Odparł. Nigdy nie zamierzali, by było to prawdziwym związkiem, jedynie układem. - Jestem zbyt zmęczony, by dzisiaj z tobą walczyć, więc proszę, bądź cicho.

Lan Wangji patrzył na niego jeszcze przez chwilę, do momentu aż jego mąż złapał jego wzrok. Ostetcznie, po chwili niemej walki na spojrzenia, Lan Zhan w końcu odwrócił się i otworzył drzwi.

Przez kilka tygodni wszystko się uspokoiło. Wei Wuxian codziennie chodził do pawilonu bibliotecznego i spędzał czas, siedząc przy Kamieniu Oczyszczenia. Lan Wangji przestał go nadmiernie pilnować i spędzał dni na załatwianiu własnych spraw. Wei widywał go raz na jakiś czas, kiedy przechodził obok biblioteki, ale nigdy go nie skontrolował. Mimo że dzielili pokój, to dzięki różnym harmonogramom snu, Lan Wangji zawsze już spał, gdy on wracał do łóżka w nocy i znikał zanim się budził.

a stone to break your soul, a song to save it Where stories live. Discover now