Novea spes

67 8 1
                                    

Morten opatrzył nogę dziewczyny i zaproponował, że oprowadzi ją po domu.

Był on ogromny niczym dworek, murowany i położony w głębi dużego parku w stylu angielskim. Park był jednak bardzo zaniedbany. Budynek piętrowy, postawiony na planie prostokąta z półkolistym ryzalitem od ogrodu. Układ wnętrza dwutraktowy, na osi sień i owalny salon. Na zewnątrz kondygnacje były oddzielone gzymsem kordonowym, pod okapem znajduje się gzyms na kroksztynach. Na osi fasady widać joński portyk kolumnowy, zwieńczony trójkątnym szczytem. Dach jest czterospadowy. Pod trzema środkowymi oknami pierwszego piętra biegł malowany fryz przedstawiający gryfy z wazami i datą: 1821. W klatce schodowej kolumnada z romantycznym pejzażem, na suficie piętra putto w chmurach. W salonie owalnym plafon z Cererą w ramie z rocaille'ami. W pokoju przylegającym do salonu, malowane supraporty z wazami i kwiatami, owocami i liśćmi akantu. Na piętrze w bibliotece owalny plafon, przedstawiający Zeusa na Olimpie, w ramie o dekoracji pompejańskiej. Większość pomieszczeń ma dębową boazerię, biblioteka i sala balowa, całe są wyłożone dębowym drewnem.

Victoria była poruszona widząc bogactwo tego wnętrza i pamiętając, że właściciel tego wnętrza to ten sam mężczyzna, który przygarnął ją szwendającą się po lesie. Zastanawiała się dlaczegóż to Morten na nią zwrócił uwagę, nie mówiąc już o niemałej pomocy którą jej zaoferował.

Dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy została sama w jednym z pomieszczeń które przypominało jej pokój gościnny. Mogła podejrzewać, że to w tym pokoju spędzi najbliższe dni. Usiadła na łóżku i znów pogrążyła się w myślach. Zastanawiała się nad sensem ostatnich dni. Ciągle nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego to spotkało akurat ją. Czym ona zawiniła światu. Nie wiedziała i nie było prawdopodobne, żeby się tego dowiedziała w najbliższym czasie...

Było całkiem ciemno. Gwiazdy połyskiwały na niebie. Na horyzoncie majaczył mały domek jednorodzinny. Po chwili w oknach budynku rozbłysło światło, a on stanął w płomieniach. Z wnętrza dochodził przeraźliwy krzyk mężczyzny. To był głos jej ojca. Chciała pobiec i go stamtąd wyciągnąć, ale jej nogi odmawiały posłuszeństwa. Stała tak, nie mogąc nic zrobić. Pobiec tam, ani odwrócić wzroku. Jej ciało było sparaliżowane i nie mogła nic na to poradzić. Jedyne co mogła to patrzeć na śmierć swojego ojca.
Nagle obraz się zmienił.
Widziała szpital i ciemną sale pośrodku której było bezwładne ciało z nożem wbitym w skórę. Następnie ujrzała babcie z dziurą w brzuchu leżąca najpierw na podłodze, a następnie we wnęce. Obraz stale się zmieniał. Była jeszcze skazana na oglądanie swojej ucieczki przed wilkami, śmierć przyjaciółki, a na koniec bezwładne ciało jej mamy.

-Victoria... -
-Victoria! -
-VICTORIA!!!-
W tym momencie dziewczyna otworzyła oczy. Była przerażona. Jej głowa pokazała jej śmierć wszystkich osób, które w jakiś sposób były dla niej ważne, a następnie to czego się obawiała najbardziej. Śmierć jej rodzicielki, matki, opiekunki, pocieszycielki... Jednym słowem najważniejszej osoby w jej życiu.

Niczym zza mgły dochodził do niej głos.
-Victoria, wszystko dobrze? Haalooo. Dziewczyno, ocknij się wreszcie!-
Na te słowa prędko potrząsała głową i spojrzała kim był jej wybawiciel z tego koszmaru.
-Pani Cramis?-
-A kto inny słonko? Jeśli chcesz możesz mi mówić po imieniu- powiedziała gospodyni uśmiechając się do piętnastolatki.
-Dobrze proszę pani-Magda podkręciła głową karcąc Victorię spojrzeniem. - Znaczy. Pewnie Magdo. Ty też możesz się do mnie zwracać po imieniu. Teksty typu "słonko" oszczędzaj dla dziecka, o które się staracie.-
- Oczywiście SŁONKO- odpowiedziała Magda akceptując ostatnie słowo. Po czym obie wybuchły śmiechem.
- A tak na serio, to przyszłam cię zaprosić na kolację.
- Ooo, Madziu. Jak ty dobrze wiesz czego mi trzeba. Nie jadłam od rana nic prócz paru jagód.
Po tej rozmowie udały się na kolację. Piętnastolatka usiłowała zapamiętać drogę z jej pokoju do kuchni. Była ona dość skomplikowana, ale dziewczyna nie miała najmniejszego problemu, by odtworzyć tą trasę w głowie. Od zawsze miała dobrą pamięć.

Po chwili już zajadała się ze smakiem, kiedy nagle usłyszała głos należący do mężczyzny.
- Ekhem! Droga Victorio, kiedy spałaś odbyłem z moją żoną rozmowę i podjęliśmy decyzję że możesz u nas zostać, a dodatkowo jeśli chcesz możesz się uczyć medycyny i w przyszłości zostać moją asystentką. Byś dostawała pensję na twoje własne potrzeby, a narazie bym ci pomógł w nauce. Co ty na to?-
Victorii nie trzeba było 2 razy powtarzać
- TAK! Oczywiście, że się zgadzam. Kiedy zaczynamy?-
- Jeśli chcesz to możemy już jutro.-
- Chcę!- predko odkrzyknęła Victoria.- Bardzo chcę.-
- W takim razie do jutra.- odrzekł Morten i wstał od stołu zaczynając zbierać brudne naczynia. Dziewczyna chciała mu pomóc ale Magda szybko zbyła ją słowami. "Co ty sobie wyobrażasz! Jutro zaczynasz naukę. Biegnij do swojego pokoju, a sprzątanie zostaw nam. Dobrej nocy"
Tak jak jej zostało polecone tak zrobiła. Pobiegła do swojego pokoju, wzięła szybki prysznic, przebrała się w piżamę która czekała na nią w pokoju i umyła zęby, a następnie prędko zgasiła światło i wskoczyła do łóżka. Zasypiała z myślą jak to dobrze, że trafiła na Mortena w lesie. Wiedziała, że na chwilę obecną to jest dla niej szansa na nowe życie. Tej nocy nic jej się nie śniło, za co była sobie bardzo wdzięczna.

Obudziła się niezwykle wyspana. Rozejrzała się po pokoju i znów zauważyła, iż na krześle czekają na nią świeże ubrania "skąd oni to biorą?" Pomyślała choć nie planowała się tym zadręczać "to nie moja sprawa. Ważne, że je mają".
Prędko się ubrała i uczesała, a następnie zbiegła na dół chwaląc siebie samą za tak dobrą pamięć.
Magda stała koło okna i rozmawiała z Morten'en

Dzień dobry państwu.

Dzisiejszej nocy doszło do strasznej tragedii w stolicy Francji. Został tam przeprowadzony napad terrorystyczny z użyciem broni palnej oraz wybuchowej. Sprawcy mieli zapewne na celu zabić jak największej ilości osób. Niektóre ciała w styczności z granatami zostały rozczłonkowane. W przebiegu akcji pięćdziesiąt osób zostało rannych, a dwadzieścia trzy odniosły śmiertelne obrażenia. Ofiarą została między innymi przebywającą na delegacji państwowej, zastępczyni dyrektora banku państwowego, Rose Millwood.
Dziękujemy za uwagę, mówił Jan Różalski.

Po tej informacji piętnastolatka wsparła się na blacie i zaczęła płakać. "To koniec. Nie mam już nikogo" te słowa co chwila mruczała pod nosem.
- o co chodzi?- zapytała Magda
-O t-to, żże w t-tym wypadku zginęłaa moj-moja mama- ledwo co powiedziała dziewczyna i znowu zaniosła się płaczem.
- Bardzo mi przykro Vicki, chcesz moze o tym porozmawiac, czy wolisz zostać na chwilę sama? Ale wiesz co? Ja też straciłam rodziców w młodym wieku i mogę ci powiedzieć, że da się tak żyć. Trzeba tylko przetrwać pierwszy szok i iść dalej. Bez przerwy. Najlepsze co możesz teraz zrobić to postarać się nie przeżywać tego zbytnio.
- Pewnie masz rację- odpowiedziała cicho Victoria powstrzymując łzy.-dziękuję.
- I pamiętaj. -pietnastolatka zatrzymała się w pół kroku- Jesteśmy z tobą.-
Na ustach obydwóch dziewczyn zagościł uśmiech.

Śniadanie mijało w cichej, lecz miłej atmosferze, po pewnym czasie odezwał się Morten.
- Victorio, czy ze względu na zaistniałą sytuację chcesz przesunąć pierwszy dzień nauki?-
- Tak, myślę, że lepszą opcją na dziś będzie odpoczynek.-
- W takim razie zaczniemy jutro, dobrze?-
- Oczywiście.-
- Dobrze, w takim razie jutro zaczynamy, dzisiaj postaraj się już spędzić spokojnie dzień i nie myśleć o przykrych rzeczach.-

Walka z CieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz