Desperatis gradus

71 8 1
                                    

Co teraz robić? Uciekać? Zostać? Żyć, czy umrzeć... Na żadne z tych pytań nie umiem odpowiedzieć od razu. Ale zostać nie mogę, czy bym chciała, czy nie.

Victoria siedziała na łóżku zdołowana, nierozumiejąc jeszcze całkiem co się właśnie stało. Ale może nie chce rozumieć... Myślała o tym gdzie iść, kiedy i po co skoro jej życie i tak już jest takie zniszczone. Wiedziała jednak, że musi dowiedzieć się dlaczego jej bliscy giną, a ona osobiście musiała, jeśli można to tak nazwać, pochować babcie w jej własnym mieszkaniu. Jednak nie mogła zrobić tego teraz, jeśli ktoś usłyszał jej krzyk, na pewno tu przyjdzie, a mnie tu wtedy nie będzie. Jeszcze raz poprawiła pod deskami babcie, dokładnie ją odkryła kocem i przyczepiła deski z powrotem. Nie wiedziała jednak co teraz ma począć. Kucała jeszcze chwilę na podłodze aż ktoś zapukał do drzwi. Przeraziła się i szybko schowała się za szafą.
Człowiek głośno uderzał w drzwi, a za nimi dobiegały głosy kłótni.
-Może jej nie ma? - zapytał pierwszy głos
- Co ty, to jakaś staruszka, pewnie śpi - prychnął drugi
- Nie mogliśmy jej przypomnieć o czynszu przez internet? - znowu spytał drugi głos z nutą grymasu
-Dobra, nie chce mi się marnować czasu na jakąś emerytkę ze słabą pamięcią - powiedział po chwili wkurzony

Ludzie odeszli od drzwi. Victoria szybko skojarzyła fakty, jeśli babcia nie będzie spłacać czynszu, jej dom już niedługo nie będzie jej. Wystraszona wyszła zza szafy, odetchnęła głośno i wyjrzała za okno. Był tam gęsty, ciemny, straszny las, ale to jej jedyna szansa. Otworzyła okno i już miała wychodzić, ale odwróciła jeszcze głowę mówiąc
- Żegnaj babciu, mam nadzieję że będzie Ci dobrze tam gdzie pójdziesz. - otarła łzy z policzków. Wielu osobom może wydawać się dziwne, że ktoś mówi do trupa, jednak Victoria przeczuwała, że babcia może ją usłyszeć... A może nie mogła, a ona tylko sobie to wymyśliła. Nie myśląc już o tym, wyszła niezgrabnie przez okno i ostrożnie zjechała po rynnie. Odwróciła się w stronę lasu i głośno westchnęła. Ciemność nie była jej mocną stroną, a szczególnie w lesie, gdzie nie wiadomo jakie zwierzęta się ukrywają. Powoli szła w stronę gęstwiny, ale stanęła kiedy usłyszała ciche wycie w oddali.
-Świetnie, już wiem, że nie dożyje rana jeśli tam wejdę - pomyślała
-Ale tutaj też długo nie pożyje - westchnęła odwracając się w stronę domu.
Znowu, tym razem pewniej, zaczęła iść w kierunku lasu. Weszła między drzewa i prawie od razu ogarnął ją chłód i mrok. Oddychała głośno, jej serce waliło jak młot, a jej źrenice gwałtownie się powiększały kiedy znowu usłyszała wycie wilka, tym razem bliżej. Zaczęła truchtać przed siebie, aż dotarła na polankę oddzieloną od lasu krzakami jagód, a na jej środku rósł wielki dąb. Uśmiechnęła się lekko ponieważ często bywała w podobnych miejscach ze swoimi rodzicami. Nagle usłyszała za sobą szelest i warknięcie. Odwróciła się gwałtownie i wstrzymała oddech. Właśnie stał przed nią wielki, ciemno szary wilk. Z jego ust leciała piana,a przez jego wychudzone ciało widać było żebra. W jego oczach można było zobaczyć tylko głód i wściekłość. Widocznie los się do niej nie uśmiechał. Victoria powoli zaczęła iść w stronę drzewa, a wilk zaczął głośniej warczeć. Dziewczynie drżały ręce, a nogi miała jak z waty, ale spróbowała wejść na drzewo. Wchodziła powoli, mimo że słyszała za sobą warknięcia wilka. Gdy była już przy pierwszej gałęzi, wilk rzucił się na nią, lecz Victoria była za wysoko i jedynie ja zadrapał. Vicki syknęła z bólu i usiadła na gałęzi. Głęboko oddychała, spoglądając na zwierzę. Spojrzała na ranę. Była dość poważna, jednak nawet bez apteczki i zaopatrzenia, musiała dać sobie radę. Nawet nie wiedziała kiedy, przytuliła się do drzewa i zaczęła cicho łkać. Westchnęła cicho i spojrzała na zachodzące słońce.

Walka z CieniemWhere stories live. Discover now