#6. Nareszcie wolni...?

94 11 14
                                    

   Wieczorem Levi przesłuchiwał przywiązanego do drzewa i zakrwawionego żandarma. Dyszał on ciężko, a kropelki potu spływały mu po twarzy, skapując na ziemię.

   – Odpuść mi... – zaczął mężczyzna, gdy kapitan położył podeszwę buta na jego twarzy. Syknął pod nosem i opuścił głowę w momencie, kiedy brunet zdjął stopę z jego policzka. Następnie przymknął oczy, nie chcąc patrzeć na Zwiadowcę.

   – Gdzie Eren i Christa? – zapytał Levi, kucając przed poturbowanym facetem. Przez chwilę nie otrzymywał odpowiedzi, lecz po chwili usłyszał coś, co nie usatysfakcjonowało go. Mimo tego, nadal uważnie słuchał, co ma do powiedzenia członek Jednostki Stołecznej. Ze skupieniem wpatrywał się w mężczyznę, czekając aż ten skończy swój monolog.

   – Cóż za wspaniały akt odwagi! – wydusił z siebie żandarm. – W tamtym obozie byli sami rekruci, którzy ledwie potrafią sami podetrzeć sobie dupę. Macie się za pieprzonych bohaterów za to, że złoiliście im skórę? – Mężczyzna prychnął zirytowany, okazując jak niestraszne jest mu zastraszanie przez Zwiadowcę. Kątem oka zauważył, jak jakaś kobieta kieruje się w jego stronę. Kiedy Levi stanął na równe nogi, szatynka nachyliła się nad żołnierzem. Ten uśmiechnął się obrzydliwie, widząc przed twarzą jej piersi oraz lekko prześwitującą przez koszulę bieliznę. Szybko został przez nią spoliczkowany ikopnięty w brzuch. Hashiba odsunęła się do tyłu zdegustowana, wracając na swoje miejsce.

   – Cóż za okropną rzecz żeśmy uczynili! – powiedział z sarkazmem kapitan, po czym włożył swojego buta do ust żandarma, przyciskając go jednocześnie do drzewa. Mimo, że tamten próbował wyjąć obuwie z buzi, mężczyzna nie przestawał napierać. – Tyle że twoja gęba jest jeszcze okropniejsza. Radzę Ci zacząć gadać, póki jest jeszcze sprawna. Gdzie Eren i Christa? – zapytał brunet, patrząc z góry na dławiącego się żołnierza. Zaraz potem zabrał nogę, dając żandarmowi szansę na wyjaśnienia.

   – Nie uda wam się! – krzyknął mężczyzna, kaszląc przez krew nazbieraną w ustach. – Pozostało wam już tylko zaszyć się w jakiejś śmierdzącej dziurze i przeczekać tam do waszej parszywej śmierci! Jeśli się nie podporządkujecie i nie wydacie w ręce władzy, wasi kumple zostaną straceni! Zaczynając od najbardziej winnego Erwina! – Szatyn odważył się unieść głos i spojrzeć Levi'owi w oczy. Jednak natychmiast został ukrany wykręceniem ręki. Ackerman przycisnął go do pnia drzewa i wykręcił jego lewą rękę, łapiąc ją w nadgarstku .

   Słysząc chrzęst kości, drużyna wzdrygnęła się. Mizakura dalej stała nieruchomo, wpatrując się bez wyrazu w cierpiącego żołnierza. Lekko uśmiechnęła się pod nosem, na to że jej dawny przyjaciel nadal nie toleruje braku szacunku. Podniecało ją to i nawet nie było jej z tego powodu wstyd.

   – Stul pysk, to nie była odpowiedź na moje pytanie – powiedział brunet stanowczo, ale nie okazując żadnych emocji oprócz zirytowania. – W Zwiadowcach życie niektórych żołnierzy jest warte więcej niż innych. Dołączają do nas tylko wariaci, którzy zdają sobie z tego sprawę. Dajesz, gdzie Eren i Christa? – Kiedy skończył, odepchnął żandarma z powrotem.

   Żołnierz zapewniał w łzach, że nie ma pojęcia. Jako argument podał ostrożność Kenny'ego Ackermana. Mizako wzdrygnęła się lekko po usłyszeniu jego imienia, ponieważ wciąż nie przyzwyczaiła się do wydarzeń z przeszłości. Z kolei Levi słysząc to nazwisko na chwilę się zamyślił i retorycznie zadał pytanie czy to na pewno jego nazwisko. Lecz ten dowód nie przekonał bruneta, który powoli zbliżył się do członka jednostki Stołecznej.

   – Spróbuj sobie przypomnieć – powiedział kobaltowooki zimnym tonem, chwytając rękę pojmanego. Mimo jego błagań, nie odsunął się, a jedynie zdecydował się na dalsze zastraszanie oraz tortury. – Masz jeszcze sporo niezłamanych kości – Tuż po wypowiedzeniu tych słów, żandarm określił go mianem szalonego, a brunet nie zaprzeczył i spojrzał z góry z pustym wzrokiem. Niebieskooka niemal niezauważalnie pokiwała głową z aprobatą i przygryzła wargę.

   – Ktoś się zbliża! – krzyknęła Sasha, naciągając strzałę na cięciwę i chowając się za konarem drzewa. Wszyscy natychmiastowo padli na ziemię, a kapitan pociągnął za sobą żołnierza. – Jest ich kilku! – dodała po chwili, czekając w napięciu.

   Mizakura schowała się za drzewem i wyjęła dwa noże, które skradła żandarmom. W gotowości czekała na rozwój wydarzeń. Wszyscy w skupieniu wypatrywali wroga, jednak żandarm odezwał się zakłócając ciszę.

   – Mówiłem Ci przecież, że to na nic – powiedział dumnie, jak gdyby możliwa klęska Zwiadowców była jego zasługą. – W ten czy inny sposób Zwiadowcy w końcu zostaną zlikwidowani!

   Kiedy nieznajomi zbliżyli się do grupy, zdjęli z głów kaptury. Ku pozytywnemu zaskoczeniu Oddziału Specjalnego, okazali się być to Hange oraz Moblit. Z ponurymi minami zbliżyli się do kapitana, a Zoë wręczył mu kartkę. Młodzież, zaciekawiona co się dzieje, zbliżyła się do przełożonego i zaczęli wpatrywać się w list przez jego ramię. Przy świetle lampy zaczęli czytać treść. Jedynie Hashiba stała na uboczu, niepewna czy powinna przeczytać zawartość kartki. W końcu są to sprawy Skrzydeł Wolności, a ona do nich nie należała.

   – A zatem zamach stanu zakończył się sukcesem – powiedziała pułkownik Zoë, poprawiając okulary. – Naczelnik Zackly przejął kontrolę nad stolicą oraz centrum administracyjnym. Na chwilę obecną szlachta nie podniosła buntu – wyjaśniła spokojnym głosem.

   – Ale co ze śmiercią Prezesa Reevesa? – zapytał Armin, unosząc nos znad kartki. Był ciekawy jak wygląda sytuacja.

   – Mamy świadka, który oczyścił nas z zarzutów. Jego syn bardzo dobrze się spisał – odpowiedziała z uśmiechem. Wydawała się dumna z chłopaka, ale i zadowolona z obrotu wydarzeń. Zaczęła opowiadać, co stało się podczas nieobecności grupy w mieście. – Innymi słowy, znowu jesteśmy wolnymi ludźmi!

   Wszyscy spojrzeli po sobie i niepewnie się uśmiechnęli. Jedni bardziej okazali radośc i wzruszenie, a inni mniej. Jendka każdy bez wyjątku poczuł szczęście słysząc, że już nie jest zagrożony we własnym kraju. Po chwili podskoczyli, krzycząc z radości i zwycięstwa. Hashiba patrząc z boku, rozczuliła się na ten widok. Miło było widzieć dzieciaki, które nareszcie odzyskały coś, co niesłusznie im zabrano. Szczególnie, że tak bardzo przypominali szatynce ją samą. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i westchnęła lekko, wiedząc, że mają o jeden problem mniej.

   – Więc zagrywka va banque się opłaciła? – Levi zapytał cicho Hange, nadal wpatrując się w kawałek gazety.

   – Tak – odparł Zoë po sekundzie, uśmiechając się. – Jednak to nie tylko zasługa Erwina. Odważne decyzje wielu pojedynczych ludzi pozwoliły zmienić świat – wyszeptał z ulgą.

   – A ja pozwoliłem umrzeć trójce pożyczonych od Ciebie ludzi. Wybacz mi – westchnął Kapral, podchodząc do niego. – Problem w tym, że część pierwszej kompanii, szef wroga, Eren, a także Historia przebywają w nieznanym nam miejscu. Jeśli szybko ich nie znajdziemy...

   – Mam pewne podejrzenia odnośnie ich lokalizacji – Hange podniosła przed siebie księgę w grubej oprawie, przybierając na twarz poważną minę. Zwróciła na siebie tym uwagę wszystkich, a Mizako podniosła się z ziemi i przybliżyła, aby lepiej słyszeć. – Udajmy się tam i zakończmy tę walkę!

━━━━━━༻❁༺━━━━━━

   Hange to naprawdę cudowna postać. A to, że jest genderqueer dodaje jej +100 do zajebistości. A i ten... Tak, Mizakurę podnieca zimny i oschły Levi-

ᴍɪꜱꜱᴇᴅ ʏᴏᴜ  ||  ʟᴇᴠɪ x ᴏᴄ (zawieszone)Where stories live. Discover now