III

4 2 0
                                    

Ukochany,

On znowu mnie uderzył. 

Znów poczułem się niczym bezwartościowy śmieć. Nie byłem w stanie nawet obronić się w jakikolwiek sposób.

Mówił, że na to zasłużyłem.

Gdybyś tylko był obok, to nie skończyłoby się w taki sposób. Oboje to wiemy. Oboje wiemy jednak także to, iż jest to niemożliwe. 

Gdyby on Cię tylko zobaczył i dowiedziałby się, kim dla mnie jesteś... ukochany, zbierałbyś mój, jak to uwielbiasz nazywać - artystyczny umysł, z podłogi. 

W końcu mógłbyś go dotknąć. Z jednej strony, to piękne. 

Uciekłem z domu na całą noc. Wypaliłem całą paczkę fajek na dachu tamtego mojego ulubionego budynku, o którym ci opowiadałem już bardzo dawno temu. Gdy zaczęło padać, nawet się nie ruszyłem. Ten deszcz był niczym błogosławieństwo dla mojej opuchniętej twarzy.

Miałem wrażenie, jakby zmywał ze mnie wszystko, łącznie z moim poczuciem własnego istnienia. 

W takich momentach naprawdę chciałbym przestać istnieć. 

Wszystkim byłoby prościej. W głębi duszy wiem, że chyba nawet i tobie.

Zawsze byłem dla każdego ciężarem. Powiedziałbyś pewnie, że dla ciebie nie; po czym na dowód swych słów podniósł byś mnie wysoko w górę, wywołując mój śmiech. 

Nie o taki ciężar jednakże mi chodzi i ty doskonale o tym wiesz.

Ten ciężar o którym mówię, często dostrzegam w twych oczach, gdy patrzysz na mnie, kompletnie zniszczonego i bezwładnego niczym szmaciana lalka.

Wiem że jesteś zmęczony. Nie tak sobie to wyobrażałeś. Wiem.

Przepraszam.

Mimo wszystko wciąż przy mnie jesteś. Nie mam pojęcia dlaczego przy mnie tkwisz, jednakże podoba mi się ten stan rzeczy. Uwielbiam czuć twoje silne ramiona wokół siebie, tym bardziej iż przy tobie mam wrażenie że jestem jeszcze bardziej drobny i lekki, niż w rzeczywistości. Przy tobie czuję się jak piórko.

Lekki niczym piórko.

Wróciłem do domu nad ranem. On już spał, nawet nie usłyszał kiedy wszedłem do domu i przemknąłem się prosto do mojego pokoju. To dobrze. 

Nie potrzebuję jego zainteresowania. Liczy się tylko to, czy to ty interesujesz się moją osobą. Nic więcej nie jest mi potrzebne. 

Teraz siedzę przy szarawym świetle świtu wpadającym przez niezasłonięte okno i piszę do ciebie ten list. Ręka mi się lekko trzęsie; to chyba od braku snu, lub zbyt dużej ilości papierosów. Albo jedno i drugie. Szczerze, nie mam najmniejszego pojęcia i niezbyt mnie to interesuje.

Kilka łez upadło na papier, nieznacznie rozmazując tusz w kilku miejscach. 

W zasadzie to nawet nie wiem do końca dlaczego płaczę. Przecież nawet nic mnie nie boli.

Przecież nawet nic nie czuję.

Jestem po prostu otępiały. 

Zamglony brakiem snu i zbyt dużą dawką nikotyny w organizmie.

Nic więcej.

Chyba powinienem położyć się spać. Ta krew skapująca  z mojego nosa na papier chyba nie wróży niczego dobrego. 

Burnin' CandleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz