Rozdział 6

22 1 0
                                    

Był piękny słoneczny poranek, Ambar obudziła się wtulona do Jeffa, jejku jak on słodko śpi, lepiej go nie budzę. Powiedziała sobie w myśleć, wstała i po cichu wykmnęła się z jego pokoju, zeszła po schodach i zrobiła sobie koktajl z owoców i do tego tosty z nutellą. Usłyszała hałas i zamachnęła się nożem, prawie wycelowała w Maskiego.
- Uważaj piękna
- Przepraszam Masky, myślałam że to Jason albo Candy, nie chciałam Ci zrobić krzywdy
- Spokojnie młoda nic się nie stało przecież żyję, a tak z ciekawości czemu tak wcześnie wstałaś?
- Tak jakoś wyszło, nie wiem czemu, nie umiem tego określić
- Czyli tak po prostu się obudziłaś, szybka jesteś. Po tych słowach wszedł nieco zaspany Ben, nie wiedział co powiedzieć kiedy zobaczył w kuchni Maskiego i Ambar
- Co wy tu robicie?
- Nic, Ambar szykuje sobie śniadanie, a ja ją tylko naskoczyłem, więc nic się nie dzieje
- Ta na pewno, zobaczymy jak Jeff na to spojrzy- zaśmiał się głupkowato
- Zamknij się Ben, przecież Jeff nic nie powie
- Co nie powie?- wszedł zaskoczony Jeff
- O właśnie fajnie że przyszłeś, zobacz kto jest w kuchni z Ambar
- No tylko Masky, nic jej nie robi stoją i rozmawiają
- Nie byłbym taki pewien
- Ty się krasnalu nie odzywaj
- Rób co uważasz, tylko nie płacz że ona Ciebie zdradziła
- Jezu zamknij się ty idioto, nie denerwuj mnie z rana. Ben odszedł zrezygnowany i wściekły
- Jeśli wolno spytać o co mu chodziło?
- No to tak, wstałam i poszłam do kuchni zrobić sobie jedzenie, po czym zamachnęłam się nożem bo myślałam że to Jason albo Candy, a okazało się że to był Masky
- Uu niegrzeczna jesteś
- Trochę nie zręcznie się zrobiło, nieprawdaż
- Dobrze to ja może pójdę do salonu
Masky poszedł do Bena do salonu, a Jeff został sam z Ambar w kuchni
- To co księżniczka teraz powie
- Głodny?
- I to jak, mam na Ciebie ochotę
- Chyba się zamyśliłam, masz koktajl
- Hmmm dobry jak ty
- Weź wariacie- Ambar się cała zawstydziła
- To kiedy jedziemy do twojej mamy do psychiatryka?
- Jejku praktycznie zapomniałam, dobrze że mi przypomniałaś, dzięki kochanie- szybko weszła po schodach żeby się ogarnąć. Wzięła szybki prysznic, ubrała koszulkę z nadrukiem myszki miki i różowa spódnica z wycięciem z przodu. Uchwała włosy w kok, umalowała się. Szybko zeszła na dół, kiedy Jeff ją zobaczył onieśmielił się
- Jak ty pięknie wyglądasz, pachniesz nieziemsko
- Dziękuję, czekaj wezmę że stolika karteczkę z ulicą gdzie znajduje się ten budynek. Ambar nie wiedziała co robić, bała się reakcji swojej mamy, co jej powie lub co gorsza co zrobi. Nie myślała nad tym co ma jej powiedzieć, na szczęście Jeff był przy niej więc nie stresowała, on sam chciał jej mamie wbić nóż w plecy czy w inną część ciała. Nie zrobił tego ze względu na Ambar, zresztą nie chciał robić problemów. Zauważył że Ambar jest zestresowana, żeby ją jakoś rozluźnić zaczął ją łaskotać
- Jeff jejku to łaskocze przestań- nie umiała się powstrzymać od śmiechu
- I widzisz już się śmiejesz, zobaczysz niespodziankę po wizycie u twojej mamy, będziesz zadowolona
- Hmmm ciekawe. Jeff strasznie ją rozweselił, przez całą drogę się śmiała
- No to jesteśmy na miejscu- powiedziała Ambar. Oby dwoje weszli do budynku, Ambar zapytała jednego z lekarzy czy może odwiedzić swoją mamę, oczywiście się zgodził i poprosił jedną z pielęgniarek by przyprowadziła jej mamę do pomieszczenia gdzie pacjenci mogą zobaczyć się z rodziną, lub znajomymi. Ambar była przerażona tym że jej mama wyglądała na desperatkę, widzieć swoją mamę w psychiatryku to nie jest codzienny widok.
- Ambar moje dziecko gdzie ty byłaś przez te tygodnie, przez Ciebie wylądowałam w psychiatryku- wykrzyczała
- Ja nie chciałam tego, naprawdę
- Ale żeby mnie doprowadzić do szaleństwa, Ciebie szukano wszędzie nawet wojsko, i z tym mordercą się trzymasz, dziecko nie wiedziałam że się staczasz, ja chciałam Ciebie wychować na porządne dziecko, a co do tego chłopaka brak mi słów, jest naprawdę nieodpowiedzialny, czekaj ty się nazywasz Jeffrey Woods słynny morderca z wyciętym uśmiechem i spalonymi powiekami- zadrwiła z nich, Ambar zaczęła płakać a lekarze zabierali jej mamę na badania, a Jeff uspokajał ją, przyszła pielęgniarka i chciała porozmawiać z Ambar.
- Co się stało, dlaczego twoja mama Ciebie tak oskarżyła?
- Bo chodzi oto że odkryłam trzy lata temu że mam moce żywiołów, moim rodzicom nie mówiłam o tym, moi rodzice rozwiedli się miesiąc temu, miałam takie dziwne uczucie jak się przeprowadziłam z mamą do Los Angeles i stałam przed nowym domem, kiedy zobaczyłam chłopaka z domu obok z sąsiedztwa. Potem nic nie pamiętam z tego dnia, pamiętam tylko że rozmawiałam z psychologiem o moich zdolnościach, potem zostałam porwana przez dwóch chłopaków
- A sądzisz dlaczego twoja mama tak zareagowała na Twojego chłopaka?
- Bo jest mordercą i myśli że przez niego się staczam i myśli że też morduje ludzi a prawda jest taka że nikogo nie zabiłam
- Rozumiem, dobrze już Ciebie nie będę męczyć, do widzenia
- Do widzenia pani
Jeff podszedł do Ambar i mocno ją przytulił
- Chodźmy stąd, to był zły pomysł żebyśmy tu przyszli. Jeff i Ambar wracali do rezydencji, nie odzywali się, Jeff chciał coś powiedzieć. Jednak Jeff się przełamał i zapytał się
- Wszystko dobrze, jak się czujesz?
- Źle moja matka mnie nie chcę znać, to samo jak ojciec. No właśnie do taty chciałabym zadzwonić, zrobię to jak będziemy w rezydencji. Wiedziała że to dobry pomysł żeby mu o wszystkim powiedzieć, ten pomysł nie spodobał się Jeffowi, nie chciał psuć tego pomysłu Ambar, może to byłby odpowiedni moment. Ale coś czuł że to może źle się skończyć, nie chciał teraz jej martwić swoimi przemyśleniami na ten temat
- Co taki zamyślony Jeff?
- Wydaje ci się-  zrobił zestresowną zabawną minę
- Jakoś nie byłabym pewna, coś kręcisz?- zastanowiła się Ambar pokręcając głową
- Dobra masz mnie, chodzi oto kto zrobi obiad, boję się że Toby, ale on prędzej kuchnię spali
- Po ostatnim co zrobił na kolację ma szlaban do końca dwóch miesięcy, serio ostatni raz gotuję on, bo nie zamierzam po raz kolejny wzywać straż pożarną- zaśmiała się, Jeff też się zaśmiał, oby dwoje szli cali roześmiani. Nie zauważyli że ktoś ich śledził, a tym kimś był sam ojciec naszej Ambar, gdy już byli w pobliżu lasu zobaczyli że coś jest nie tak i Jeff się odwrócił i spojrzał
- Schyl się
- Co?
- Schyl się!!!- krzyknął Jeff, Ambar szybko odskoczyła, prawie została trafiona pistoletem w serce
- Co tu się dzieję Jeff?- zapytała przerażona Ambar
- Biegnij prosto do rezydencji i nie oglądaj się za siebie, idź prosto do Slendera i powiedz mu że ja potrzebuję jego pomocy
- Przecież ja ci mogę pomóc- zasugerowała
- To nie odpowiedni moment, biegnij już teraz i nie patrz za siebie, biegnij wprost do Slendera i każ mu żeby tu przyszedł mi pomóc
- Dobrze- jak jej kazał tak zrobiła, biegła ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Już prawie widziała rezydencję ale drogę jej odciął Hoodie
- Gdzie się tak się śpieszysz?
- Muszę szybko iść do Slendera, chyba mamy kłopoty
- Kurna wiedziałem że ktoś nie da nam spokoju tylko nie wiedziałem kto. Ambar szybko pobiegł do Slendera.

Ostatnia minutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz