fyozai: bez ciebie

1.2K 67 10
                                    

Nikt nie wie, że tu jestem.

Tylko ty zawsze wiedziałeś. Patrzyłeś mi prosto w oczy i widziałeś. Widziałeś mnie. Ukrywałeś tą wiedzę, budując w swoich oczach swój własny mur, ale czasami pozwalałeś mi to dojrzeć. Czy robiłeś to po to, bym choć raz poczuł się dobrze? A może wręcz przeciwnie, bym poczuł się ogołocony? Wystawiony? I to na dodatek jedynie w twoim towarzystwie? Możliwe. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy. Teraz jest inaczej.

Wtedy myślałem, że jedynie sobie ze mną igrasz. Cieszysz się moją porażką, tym, że coraz trudniej jest mi zachować twarz. Twarz? Raczej maskę. Trudniej jest mi zachować maskę. Mimo że doskonale wiedziałeś, co jest pod nią, bawiły cię moje starania utrzymania nerwów na wodzy. Z radością obserwowałeś to, jak niezwykle się trudzę podczas naszych spotkań. Siadałem na dłoniach, by się nie trzęsły, byś nie mógł tego widzieć. Patrzyłem na ciebie beznamiętnie, usilnie nie dając ci dostępu do swoich uczuć. Żaden mięsień mojej twarzy nie ruszał się, gdy z tobą rozmawiałem, mój głos także pozostawał beznamiętny. Wszystko po to, by tylko nie dać ci się odczytać. Ale ty kpiłeś ze mnie od samego początku. Jestem pewien, że w chwili, w której spotkaliśmy się po raz pierwszy, ty wiedziałeś o mnie wszystko. Nie wyszukiwałeś o mnie żadnych informacji, nie płaciłeś nikomu, by mnie sprawdził. Po prostu na mnie spojrzałeś. I już wiedziałeś. Już widziałeś. Mnie.

Mnie, tego paskudnego, zadeptanego robaka, który nie może umrzeć, a krztusi się własną krwią i organami, błagając o możliwość jeszcze jednego, ostatniego wzlotu w niebo. Mnie, ten zapomniany, poharatany obraz, którego farba spływała jakby była świeża, pomimo lat wątpliwie określanego mianem „dzieła" malunku. Mnie, tą podziurawioną, starą, wypraną z kolorów i ładnych dla oka wzorów serwetę, używaną już tylko do wytarcia śmierdzącej, klejącej się od brudu plamy. Mnie, ten instrument z zerwanymi strunami, nienadający się już nawet do naocznego podziwiania. Mnie, ten zakurzony, skrzypiący mebel, wyżarty do cna przez insekty, które wpuszczałem do swego wnętrza właściwie bez słowa sprzeciwu.

Mnie, człowieka – nawet teraz brzmi to śmiesznie, gdy o tym myślę – który zapomniał, co to znaczy być istotą ludzką. Pełnego zgryzoty, rozpaczy, łez, braku powietrza potwora. Byłem... jestem pełen strachu. Mimo że kreuję się na zupełne przeciwieństwo, boję się. Nieustannie. Boję się ludzi. Boję się ciszy. Boję się samotności. Boję się przeciągającej się ciemności. Boję się życia. Boję się ciebie.

Tak. Boję się ciebie, Fiodor. Teraz mogę to w pełni przyznać. I tak o tym wiesz, prawda? Boję się, że widzisz to wszystko, to, co ja tak usilnie od siebie odpycham odkąd tylko pamiętam. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego nie mam w domu luster, poza łazienkowym, na które się uparłeś? Nie lubię patrzeć na swoją twarz. Nie lubię, bo wtedy widzę swoje oczy, a one napawają mnie odrazą. Najchętniej bym je sobie wydłubał, ale to by bardzo bolało, a ja nie znoszę bólu.

Nie, właściwie ja po prostu nienawidzę patrzeć. Po prostu patrzeć. Nic, co widzę, nie sprawia mi radości. Wszystko jest szare, czasem czarne, choć nawet te mroczne wyjątki napawają mnie ułamkiem tego, co ludzie nazywają szczęściem. Przynajmniej jest to odskocznia od tej mdłej nijakości, prawda? Chciałbym powiedzieć, że tego nie zrozumiesz, ale to jest właśnie w tym wszystkim najgorsze. Ty rozumiesz.

Zawsze chciałem, by ktoś mnie zrozumiał i gdy nagle pojawił się taki „ktoś", jestem po prostu przerażony. Paradoks, prawda? Marzyłem o człowieku, który pojmie moje wnętrze i je zaakceptuje, a mimo to ukrywałem je przed wszystkimi. I nagle zjawiłeś się ty... i zamiast się cieszyć, dławię się swoimi obawami. Które także widzisz.

Zastanawiam się, czy jest coś, czego nie wiesz. Czasem ci zazdroszczę. To musi być niezwykłe – prześwietlić człowieka – nie, istotę – prześwietlić istotę w parę chwil. Kiedyś umiałem postępować podobnie, jednak przez wyżerające mnie insekty oraz dziurawiące mnie zardzewiałe druty już tego nie potrafię, nie tak dobrze jak kiedyś. Z pewnością jest to godne podziwu, ale... zdecydować się z nią zostać? Z tą konającą bestią, którą zobaczyłeś? Chciałbym rzec, że nie mogę wyjść z dumy, że doświadczam takiego zachowania na własne oczy, a nawet na własnej skórze... ale tak naprawdę uważam, że jesteś po prostu szalony.

pragnienia // bsd oneshotsWhere stories live. Discover now