Rozdział 4

7.4K 389 1
                                    

ROSE POV

Mijały kolejne minuty, a Justin nie dał mi żadnej odpowiedzi.  Siedziałam tuż obok niego. Jego dłonie zaciskały się mocno na kierownicy.  Jedną ręką sunął do schowka, gdzie przetrzymywał paczkę papierosów. Zwinnym ruchem wyciągnął jednego z nich i włożył do ust. Odpalił go, a dym papierosowy rozniósł się po całym samochodzie.  Żadne z nas nie wypowiedziało żadnego słowa od momentu, gdy wepchnął mnie siła do samochodu. Byłam na niego okropnie zła. W sumie nie miałam zamiaru poruszać z nim jakiegokolwiek tematu, jednak niepokój gdzie mnie zabiera, dobijali mnie. Mocno zacisnęłam swoje pięści, a wargi przegryzłam. 

Już miałam odezwać się, lecz chłopak wyprzedził mnie. - Co się tak kręcisz na tym siedzeniu? - zaśmiał się. Widocznie było mu do śmiechu, ale nie mi. Nie wiedziałam gdzie i po co mnie zabiera. 

- Możesz w końcu mi powiedzieć gdzie do cholery mnie zabierasz? - starałam się opanowywać emocje, które powoli zaczęły sięgać górę. Uśmiechnął się jedynie szyderczo, zaciągając się papierosem. - Więc? Doczekam się odpowiedzi? - zadręczałam go pytaniami.

- Jest sprawa, w której ty mi pomożesz. - wskazał na mnie palcem przez co zaśmiałam się ironicznie. 

Chyba zwariował! Nie mam zamiaru mu pomagać za nic w świecie. Za co niby? Za to, że w szkole o mało co nie zrobił mi krzywdy, a teraz porywa mnie w biały dzień z galerii i wsadza do samochodu? O nie, nie ma mowy!

- Chyba śnisz, że ci pomogę. - splunęłam. Chyba kpi i myśli, że jestem idiotką. W ciągu kilku sekund chłopak zatrzymał samochód, a kluczyk wyciągnął ze stacyjki.  Skierował się w moją stronę. Widziałam, że jest zły. Żałowałam w tym momencie każdych słów jakie wypowiedziałam. Złapał mnie mocno za ramiona przez co jego palce wbijały się w moje obojczyki. 

Syknęłam z bólu.

- Posłuchaj mnie! Albo zamkniesz w końcu tą niewyparzoną gębę i zaczniesz słuchać co do ciebie mówię, albo kurwa pożałujesz tego ty i twoja cholera rodzinka. - krzyknął na cały samochód. Kipiał ze złości.

- Czego chcesz? - wyjąkałam. Próbowałam wyszarpać się z rąk Justina, ale za każdym razem kiedy wykonywałem gwałtowne ruchy ból narastał.

- Jutro przyjeżdża moja mama...

- I co w związku z tym? W ogóle co ona mnie obchodzi, człowieku. - przewróciłam oczami.

- Daj mi do kończyć! Masz udawać moją dziewczynę do momentu jej wyjazdu. Spróbujesz się wygadać, a koniec z tobą. Mówię poważnie.

Czy on mi groził? Czy to normalne, że w ciągu jednego roku życie może AŻ TAK wywrócić się do góry nogami? Dlaczego akurat ja? Nie mógł wybrać innej dziewczyny? Kogoś kto chociaż go toleruje?

- Ah tak, mam udawać szczęśliwą parkę z tobą? Że niby jesteśmy razem, tak? Ja i ty? Justin, zwariowałeś? Nie możesz wybrać sobie inną laskę albo hm,  poszukać dziwki? Przecież na pewno dobrze znają twoją osobę. - zaczęłam się śmiać.

- Wiesz co, mogłem wziąć chociaż zamknęłaby tą pierdoloną gębę i słuchała co mówię. - warknął. - Wysiadaj.

- I bardzo dobrze, jak najlepiej z dała od ciebie - wysiadając z samochodu, trzasnęłam drzwiami. Ruszyłam przed siebie w głąb lasu ale Justin szedł za mną.

- Niestety na twoje nieszczęście będę cały czas przy tobie - uśmiechnął się fałszywie. Podbiegł do mnie i objął mnie wokół pasa.  Ściągnęłam jego ręce z siebie z obrzydzeniem.

- Bierz te łapy, nawet mnie nie dotykaj, rozumiesz? Raz ci pomogę, a potem zniknij całkowicie ode mnie. - nie przestawałam. - Poza tym po co tu mnie przywiozłeś? - rzucałam pytaniami jedno po drugim.

- Zostajemy tutaj. - odpowiedział wesoły, prowadząc mnie w głąb lasu. 

Chyba się przesłyszałam...On chyba zwariował do reszty. - Że co? Jak to zostajemy tu do cholery!?

- Tak to. Jutro przyjeżdża mama, powiedziałem, że mieszkasz ze mną.

- O nie, rozumiesz? Nie! Zawieś mnie do domu! Nie ma mowy żebym została tu na noc! - zaczęłam zawracać, lecz chłopak złapał mnie za nogi i uniósł do góry.  Niósł mnie na rękach, a ja?  Starałam się wyrwać z nich, choć nic to nie dawało.  W końcu przestałam się wyrywać, opadając z sił. 

Domek znajdował się na środku lasu. Ogrodzony był malutkim płotem, ozdobiony kwiatami. Chłopak trzymając mnie na rękach wszedł do domu i odstawił na drewnianą podłogę. Na pozór ten malutki domek w środku był ogromny. Kuchnia była połączona z salonem. Trzy pokoje, dwa na górze i jeden na dole. Drewniane schody idealnie dopasowywały się do klimatu domku.

- Głodna? - głos Justina rozchodził się po salonie. Kątem oka spojrzałam na niego podenerwowana.

- Nie, nie jestem głodna. - odpowiedziałam, opadając na kanapę. - Więc, gdzie będę spać? - niepewnie zapytałam.

- Pozwolę ci spać dziś samej, ale od jutra czy chcesz czy nie, będziesz dzielić sypialnie ze mną.

- Zwariowałeś, nie będę z tobą spać!

- Boisz się, że będziesz na tyle rozwalona moimi atutami, że nie opanujesz swojego dotyku? - wybuchnął śmiechem.

- Jesteś ohydny. - z obrzydzeniem wbiegłam na górę po schodach do jednego z wolnym pokoi. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam telefon z torebki.

Do: Mike.
Mike, powiedz mamie, że nie będzie mnie dzisiaj. Mam ważny sprawdzian, zostanę na noc u Sonii.

_________________________
Dlaczego dodaje dzisiaj dwie notatki? Jutro nie bede mieć czasu, dlatego dodaje teraz. Dobranoc:*

Chora Nadzieja || J.B.Where stories live. Discover now