*VI* To się dzieje

891 33 4
                                    

Aniela wbiegła z impetem do mieszkania, trzaskając drzwiami. Zdjęła z siebie tylko grzejący jej ciało płaszcz, rzucając go gdzieś w kąt. W mokrych butach i reszcie ciepłej garderoby czym prędzej chwyciła za słuchawkę telefonu. Nie miała dla Zośki dobrych wieści. Wykręciła pospiesznie numer, który znała już doskonale na pamieć i opierając się o ścianę czekała aż jej przyjaciel odbierze. Ah, ten nie znośny pikający odgłos wydobywający się z aparatu. Doprowadzało ją to do szału.
-Dawaj Tadek, odbieraj!- syknęła sama do siebie.
-H-Halo? Kto mówi?- usłyszała męski głos pokryty zakłócającymi szumami i szmerami, które znacznie utrudniały komunikację.
-Sara. 
- Coś się stało?- zapytał
-Błońscy zachorowali.- tak naprawdę nie byli chorzy, chociaż teraz to już nic nie wiadomo. Zachorowali było używane zamiast aresztowani. Tak dla bezpieczeństwa. Zawadzki przyjął tą wiadomość do świadomości, pożegnał się i rozłączył. Sarewiczówna pozbyła się resztki niepotrzebnych jej ubrań i powędrowała w głąb pustego mieszkania. Tylko kot miauknął przerywając cisze na sekundę, ale lokum wciąż było niesamowicie milczące. 

Wielkie okno, na przeciwko miękki fotel, a na nim siedziała Aniela z podkulonymi nogami i bazgroliła w pożółkłym szkicowniku. Obok niej kot łaskotał jej nogę wyrywając ją z i tak niewielkiego skupienia. Absolutnie nie mogła skupić swojej uwagi nad rysunkiem. Jej myśli krążyły wokół aresztowanego kolegi i tego co w związku z tym zrobi odział. Czy będzie kolejna akcja? Czy znów ktoś z jej bliskich będzie mógł zginąć? Dobrze wiedziała, że prędzej czy później będzie jakaś akcja, ale gdzieś w głębi serca liczyła, że może jednak nie. Była trochę hipokrytką bo sama codziennie narażała się na ogromne niebezpieczeństwa, a swoich przyjaciół najchętniej zatrzymała w domu do końca wojny. W rzeczywistości nigdy by tego nie zrobiła, to były tylko toksyczne myśli z tyłu jej głowy. Myśli, których mimo walki nie potrafiła zatrzymać.
-Gabryś, idź stąd!- fuknęła na rudawego futrzaka, która zaczynał ją poważnie irytować. Kot   odszedł kilka metrów, ale ona nadal nie mogła się skupić. -To wszystko bez sensu- pomyślała. Potem zagapiła się w wspomniane okno, topiąc się w widoku miasta na dobre. Nagle usłyszała trzask otwieranych drzwi i wchodzących do mieszkania ludzi. Wstała na równe nogi i rzuciła się do przedpokoju. - Kto tam?- krzyknęła zaniepokojona.
-To my!- odpowiedział jej znajomy głos Zośki.
-Nie umiecie pukać?- uniosła brew, stojąc już obok czwórki chłopaków. Tadka, Maćka, Janka i Kazika.
-Niech się panienka nie gniewa.- uśmiechnął się szarmancko Alek po czym puścił jej oczko, a Aniela prychnęła pod nosem.
-Właśnie. Serwus kochanie.- mruknął Rudy i cmoknął ukochaną w policzek. Jej twarz oblała się rumieńcem. Standard. Chłopcy rozsiedli się w salonie, zaczynając dyskusje. Aniela przygotowała dla wszystkich herbatę i usiadła razem z nimi. 
-Musimy ewakuować mieszkanie.- oznajmił bez ogródek Zawadzki. Twarz dziewczyny stała się bledsza niż zwykle. Czyli akcja.
-Może jeszcze wrócą.
- Ukrywali żydów, za to się nie wraca. Nie ma wyjścia, Rudy.- usta Bytnara ułożyły się w wąskiej linii. 
-Będziecie musieli mieć broń i prawdopodobnie też strzelać. - zamyślił się Zośka- Alek!
-Co?-   Aleksy i Paweł oderwali się od nieumiejętnego naciskania klawiszy pianina. Zostali brutalnie wyrwani ze świetnej zabawy.
-Skupcie się.
-Tak jest, kapitanie!- wyszczerzyli się w głupawym uśmiechu. Zośka przewrócił oczyma zażenowany, a Anielka zachichotała. Tylko Rudy był wciąż cichy. Jak nie on.
- Aniela, dasz coś do pisania?-  dziewczyna pokiwała głową i wstała aby zaraz przynieść im stary kajecik i  ołówek z żółtą oprawką. Dowódca zaczął rysować cały plan akcji. Był genialny w układaniu strategii. Nadawał się na funkcję, którą pełnił. Potem gdy tylko przywołał dwóch niesfornych przyjaciół do porządku zaczął tłumaczyć swój pomysł. Wszyscy oprócz Janka przytaknęli, on wciąż milczał.- Zbieramy się chłopaki, idziemy do Orszy przedstawić mu plan. Rudy, idziesz czy zostajesz?
-On zostaje ze swoją panną! Jak zawsze.- roześmiał się Pawłowski.- Przecież to oczywiste.
-Zostaję.- mruknął główny zainteresowany. Gdy chłopcy opuścili mieszkanie Bytnar ułożył swoją głowę na kolanach Sary, a ta gładziła dłonią jego ciemną, bujną czuprynę.
-Co się dzieje Janek?
-Nie chce tej akcji. -położył się na plecach tak, żeby mogli spojrzeć sobie w oczy. Aniela cmoknęła ustami. Cóż miałaby mówić?- Wolę rysować świnie na murach.- prychnął.- Wtedy jest mniejsze prawdopodobieństwo,że ktoś zginie. - zamknął oczy. Skąd w nim tyle pesymizmu? Nigdy taki nie był. Może to tylko chwila zwątpienia.
-Będzie dobrze skarbie.- pocałowała go w czoło, a ten nadal z zamkniętymi oczami, uśmiechnął się smutno.
-Musi.

Jakby nie było jutra |Rudy| ZakończoneKde žijí příběhy. Začni objevovat