6. Ból wraca jak bumerang.

Start from the beginning
                                    

- To mój pies. Dostałam go pięć lat temu od taty - odpowiedziałam na niewypowiedziane pytanie.

      Byłam niewymownie wdzięczna dziewczynom za to, że się przy mnie pojawiły. Nie chciałam rozmawiać z Liamem. Może nie chodziło mi o samą rozmowę, nie chciałam z nim rozmawiać szczerze. Bałam się mu ponownie zaufać...

       Poza uściskiem Andrei nie dostałam również żadnych słów pocieszenia, z czego byłam zadowolona. Nie potrzebowałam rozczulania się nade mną, a moje przyjaciółki to rozumiały.

      Miałam wrażenie, że czekanie na Nialla stało się swego rodzaju tradycją. Co prawda był to dopiero drugi tydzień szkoły, ale prawie każdego dnia stałam z Alex przed szkołą wyglądając na jej brata. Zawsze było to kilka minut, ale ta krótka chwila, jaką spędzałam z blondynką sam na sam, jakoś nas do siebie zbliżała. Wydawało mi się, że mimo jej rozgadania, tylko mi mówiła najważniejsze rzeczy. Te, którymi niekoniecznie chciała się dzielić z Andreą i Carmen. A może po prostu chodziło o Carmen? Alex rzadko odzywała się do szatynki, chociaż Carmen taka po prostu była. Niewiele mówiła, a kiedy już to robiła często była ignorowana lub zwyczajnie zagłuszana przez te dwie paple, co było przykre.

       Doszłam do wniosku, że Horanowie są po prostu dziwni. Niby otwarci na cały świat, ale mieli swoje sekrety, których zawzięcie pilnowali. Zarówno Alex, jak i Niall wydawali się innymi ludźmi, kiedy byli w grupie, a kiedy byłam z nimi sam na sam.

- A właśnie. Wyleciało mi z głowy. Moja mama chce cię poznać - powiedziałam, kiedy Alex snuła plany związane z naszym pobytem u jej babci. - Obiecałam, że cię kiedyś przyprowadzę - dodałam.

- Chyba przed wyjazdem do babci nie da rady. Muszę siedzieć z Jullie.

- Jullie też jest u nas mile widziana.

- Niall też? - zaśmiała się.

- Oczywiście - odpowiedziałam z poważną miną

- Dobra! Pogadam z Niallem. Może wpadniemy jutro. Pasuje ci?

- Tak, chyba mama jutro nie pracuje.

       Niall właśnie wjeżdżał na szkolny parking, dlatego pożegnałyśmy się i ruszyłam do domu. Trochę współczułam Alex z tym, że wszędzie zawoził ją brat. Ja bym na jej miejscu oszalała. Potrzebowałam ruchu i naprawdę ją podziwiałam, że była w stanie prowadzić taki tryb życia.

       Od razu po powrocie, zebrałam z parapetu kamienie i poszłam do ogrodu, zamykając za sobą drzwi. Odnalazłam miejsce, gdzie zakopany był Bruno i obłożyłam je kamykami. Nie chciałam dopuścić do tego, bym za parę miesięcy tylko domyślała się, gdzie leży jego ciało. Nawet jeżeli patrzenie na  to miało być bolesne, nie mogłam zapomnieć.

       Wyjęłam z garażu kosiarkę i zajęłam się zarośniętym trawnikiem. Sama nie wiedziałam czemu, ale nagle zielsko zaczęło mi strasznie przeszkadzać. Dźwięk urządzenia zagłuszał wszystko wokół, dlatego też podskoczyłam, kiedy poczułam na ramieniu rękę.

- Zayn! - krzyknęłam przestraszona.

- To ja. Hej - uśmiechnął się.

- Czemu nie jesteś w pracy? - zapytałam, co może nie było zbyt uprzejme z mojej strony.

- Bo już ją skończyłem? Może pomóc ci z tym trawnikiem? - zaproponował.

- Nie, dam sobie radę. Chodź do domu.

       Weszliśmy do mieszkania. Brunet był wyraźnie zdezorientowany, kiedy nie zauważył nigdzie kundla, który zawsze witał go z taką radością. Zagwizdał parę razy, przez co w moich oczach znów nagromadziły się łzy. Skręciłam do salonu i zaczęłam przyglądać się drzewom rosnącym za oknem, byleby Zayn nie widział mojej twarzy.

Where Love Is Lost (zawieszone)Where stories live. Discover now