6. Ból wraca jak bumerang.

195 12 0
                                    

"When the vision you have gets blurry

You don't have to worry, I'll be your eyes"*

       Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Lato powoli się kończyło, a ranki zaczynały być chłodne. Siedząc na łóżku, szczelnie otulona ciepłą kołdrą, wpatrywałam się we wschodzące słońce i zastanawiałam nad prawdziwością wczorajszego dnia. Wystarczyło bym spojrzała na bransoletkę, która podczas snu nieco się przekręciła. Czerwone linie na lewym nadgarstku były niepodważalnym dowodem. Przeczesałam dłońmi włosy, przerażona tym co się ze mną działo. Przerażona własnym życiem. Miałam świadomość, że muszę z tym skończyć. Problem w tym, że nie umiałam. Za każdym razem obiecywałam sobie, że to ostatni raz, nigdy jednak tej obietnicy nie dotrzymywałam. Wręcz przeciwnie - robiłam to coraz częściej. Zaczęło się tydzień po śmierci taty i jednocześnie rozstaniu z Liamem. Strasznie pokłóciłam się z mamą i miałam wyrzuty sumienia... teraz byle głupota sprawiała, że myślałam o tym by sięgnąć po żyletkę i coraz rzadziej udawało mi się te myśli odegnać. Teraz nie potrafiłam sobie nawet przypomnieć jak do tego w ogóle doszło.

        Wstałam z łóżka, szybko zjadłam śniadanie i ubrana w kurtkę wyszłam na zewnątrz tylnymi drzwiami domu, dzięki czemu od razu znalazłam się w ogrodzie, który po dwóch miesiącach zaniedbywania wcale go nie przypominał. Wiedziałam, że muszę spojrzeć prawdzie w oczy, a może po prostu chciałam się upewnić, że Bruno odszedł naprawdę, że to nie był zły sen. W pobliżu ogrodzenia znalazłam miejsce ze świeżo usypaną ziemią i w moich oczach ponownie stanęły łzy, które zdołałam jednak wstrzymać. Za dwie godziny miałam iść do szkoły i nie chciałam wyglądać jak zombie. Przechadzałam się po całym ogródku w poszukiwaniu co większych kamieni. Gdy znalazłam wystarczającą ich ilość wróciłam do domu i je obmyłam, po czym wystawiłam na parapet, aby wyschły. Widok zarośniętej trawy sprawił, że natychmiast zapragnęłam wyciągnąć z garażu kosiarkę i się tym zająć, ale nie chciałam budzić mamy. Co prawda zaraz musiała wstać i iść do pracy, lecz nie miałam sumienia odbierać jej tych kilku dodatkowych minut snu. Udałam się więc na cmentarz, zastanawiając czemu w ogóle zaczęłam przejmować się naszym ogrodem. Może po prostu potrzebowałam pracy fizycznej, by nie mieć czasu na myślenie nad moją psychiką?

       Czułam na sobie wzrok Liama niemal na każdej lekcji i to mnie naprawdę irytowało. Miałam mieszane uczucia. Byłam mu wdzięczna za to, co zrobił wczoraj, ale to niczego nie zmieniało. Musiałam sobie wszystko przemyśleć, ale nie czułam się na siłach, by to zrobić. Chciałam tylko spać. Zasnąć i mieć kilka godzin spokoju od życia. To było jak wybawienie, cudowne uczucie nieświadomości.

- Hej, Bonnie, jak się czujesz? - zapytał na ostatniej przerwie.

      Otwierałam usta, aby mu odpowiedzieć, ale wtedy uświadomiłam sobie, że nie nabierze się na moje kłamstwo. Wczoraj jasno dał mi do zrozumienia, że nie potrafię tego dobrze robić, zbyt dobrze mnie znał, wzruszyłam więc tylko ramionami.

- Czemu pytasz? - zapytała Andrea unosząc jedną brew do góry. Nawet nie wiedziałam skąd nagle pojawiła się obok mnie cała trójka. Spuściłam głowę, kiedy wszystkie spojrzały na mnie pytającym wzrokiem. Nie powiedziałam im o wczorajszym zdarzeniu. Chciałam, ale za bardzo bałam się, że się przy tym rozpłaczę.

- Bruno wczoraj wpadł pod samochód i... - przerwałam, nie mogło mi to przejść przez gardło.

- O rany! Tak mi przykro, Bonnie... - powiedziała brunetka zupełnie szczerze i mnie przytuliła.

      Przymknęłam na chwilę oczy, starając się uspokoić, a kiedy je otworzyłam zauważyłam jak Alex wpatruje się we mnie z przerażeniem. Dotarło do mnie, że nie ma pojęcia kim jest Bruno. Kim był. Nazwałam tak psa na cześć mojego ówczesnego ulubionego piosenkarza, nie było to więc imię typowe dla zwierzaka. Dziewczyna mogła pomyśleć, że straciłam kolejną bliską osobę.

Where Love Is Lost (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz