2.14. Umiesz strzelać?

Zacznij od początku
                                    

Po skończonym treningu z Nathanem, stwierdziłam, że mam jeszcze trochę czasu, więc wykorzystam go na strzelnicę. Pojechałam tam i weszłam do budynku.

- Hej, Peter. - uśmiechnęłam się i przywitałam z nim, zbijając piątkę.

- Gratuluję zawodów, jakoś nie miałem wcześniej okazji, tak szybko uciekłaś - rzucił.

- Jakoś nie miałam nastroju świętować. Ale dzięki. Potrzebuje poćwiczyć dzisiaj na większe odległości. Pożyczysz broń? Zapłacę ci za amunicję - powiedziałam.

- Nie musisz dziś płacić przecież, to za snajperkę, którą mi sprezentowałaś i wygraną - rzucił, podając mi pudełko.

- No to dzięki - zaśmiałam się.

Wspierasz morderstwo gubernatora.

- Hej, Kaya! - rzuciłam do dziewczyny, którą zobaczyłam w sali do broni krótkiej, przez którą trzeba było przejść na zewnątrz. - Posłuchałaś mnie od razu jak widzę - zaśmiałam się.

- Tak, jest nieźle. - przyznała. - Popatrz, mam już kilka celnych trafień. - pochwaliła się.

- Świetnie, Kaya - poklepałam ją po plecach, patrząc na tarczę jakieś dziesięć metrów od nas.

Moja córka miała więcej.

- A ty co tu robisz? - spytała.

- Snajperka. - pokazałam broń. - Nie moja, tylko właściciela, to jest delikatne wykroczenie, nie przestępstwo - wyjaśniłam, bo popatrzyła na mnie jakbym jej co najmniej kota tym zabiła czy coś.

- Umiesz strzelać? - zdziwiła się trochę.

- I to jeszcze jak, przed wczoraj wygrała zawody - powiedział jej instruktor.

- No, to prawda - przyznałam. - Możesz przyjść do mnie jak skończysz, to ci pokażę, jestem na zewnątrz - poinformowałam i poszłam zawiesić sobie tarczę.

Oddałam kilkanaście strzałów i szło mi całkiem nieźle jak na tą odległość. Błąd był dość niewielki i mieścił się w szerokości głowy człowieka, więc facet byłby martwy.

Dobrze, Blake.

- Jestem - powiedziała Kaya, stając nade mną po pewnym czasie.

- Nie chce ci się pobiec po tarcze i zawiesić nową? - spytałam, więc przytaknęła i przyniosła mi kartkę, co chwilę jej zajęło. W końcu latanie po tą głupią tarczę kilometr w jedną stronę zajmowało dłużej niż samo strzelanie.

- Wow, jakim cudem trafiasz tak dokładnie z takiej odległości? Niezły z ciebie snajper - przyznała.

- To nie jest takie proste, bo musisz dobrze wyczuć wiatr i inne czynniki, ale da się dojść do wprawy - wyjaśniłam. - Trzeba to lubić, mnie zawsze to jarało.

- Zaczynam się ciebie bać - zaśmiała się. - Bić się na tym poziomie i tak strzelać, normalnie mogłabyś być jakimś zabójcą - zażartowała.

O, strzał w dziesiątkę, przynajmniej raz ci wyszło...

- No widzisz, pewnie wtedy siedziałabym w więzieniu, a nie tutaj - odparłam rozbawiona.

- Czy ja mogę spróbować? - wskazała na karabin.

- Jasne, objaśnię ci wszystko, ale to jest raczej trudne, chociaż może ci się uda - powiedziałam i pokazałam jej poszczególne części. - Weź kilka głębokich wdechów, a potem wstrzymaj oddech, wyceluj i spokojnie pociągnij za spust, stabilizując rękę.

Dziewczyna wykonała to co jej nakazałam, ale w ogóle nie trafiła.

- Spróbuj jeszcze kilka - rzuciłam, i w końcu raz udało jej się, raczej przypadkowo, w ogóle trafić w krawędź tarczy.

- Cholera, to naprawdę trudne, podziwiam cię, ja najpierw muszę się nauczyć strzelać z krótkiej broni.

- Nauczysz się, tylko ćwicz dużo. - uśmiechnęłam się. - A teraz przepraszam, ale wrócę do strzelania, bo za godzinę mam pierwszy trening i muszę się wyrobić.

- Po co to robisz? - spytała, patrząc jak przygotowuje sobie amunicję.

No zgadnij...

- Hobbystycznie, dla odstresowania, łatwiej jest wyczyścić umysł kiedy skupiasz się tylko na naboju, broni i tarczy. - wzruszyłam ramionami, bo przecież nie powiem jej, że planuję morderstwo.

- Widzimy się w piątek na treningu, mam nadzieję, że mnie nie wykończysz, bo po wczoraj mam okropne zakwasy, ledwo dzisiaj wstałam.

- Przygotuj się na ostry wycisk, młoda. - uśmiechnęłam się i położyłam w odpowiedniej pozycji, a dziewczyna opuściła to miejsce.

- Em, co ty tak napieprzasz, gorszy dzień? - zaśmiał się Peter, więc zauważyłam jego obecność.

- A nie wiem, jakoś tak bez powodu. - wzruszyłam ramionami. - Ale jest już późno, muszę lecieć do pracy - westchnęłam. - Szkoda, bo było już tak dobrze. - popatrzyłam na swoje tarcze.

- Jesteś niesamowita, przecież to już ponad tysiąc metrów - powiedział. - Powinnaś być snajperem wojskowym, nadawałabyś się.

- I po co? Żeby siedzieć na misjach w Afganistanie w pełnym słońcu czekając dwa miesiące na oddanie kilku strzałów? - uniosłam brew, czyszcząc i zabezpieczając odpowiednio karabin.

- Pewnie masz rację - stwierdził po namyśle. - Czekaj, a gdzie ty w ogóle pracujesz? - zmarszczył brwi.

- Klub bokserski. - uśmiechnęłam się.

- Twarda babka z ciebie, zostaw wizytówkę, może wpadnę. - puścił mi oczko.

- Dobra, bo ja serio za dwadzieścia minut mam personalne, a muszę jeszcze dojechać - westchnęłam, patrząc na zegarek. - Do zobaczenia, Pete, na pewno wpadnę w najbliższych dniach. - pomachałam mu i szybko skierowałam się na parking.

Czas jechać wyszkolić małe cipki na twardzieli...

Łatwo zabićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz