soukoku: jak to się zaczęło... 2/2

ابدأ من البداية
                                    

Po tych słowach obrócił się na pięcie i skierował z powrotem do drzwi. Nie miał zamiaru mu pomagać. Nie miał zamiaru go ratować, nie gdy on zostawił go ostatnim razem, nie gdy zachowywał się tak lekkomyślnie i samolubnie, narażając wszystkich, którym na nim zależało, na tak wielkie zmartwienie i kłopoty. Nie kiedy nie mógł już znieść jego mącącej mu w głowie osoby, jak i jej braku. Był tak wściekły, że pomyślał, że byłoby lepiej, gdyby naprawdę umarł, bo wszystkim oszczędziłby problemu, a on miałby w końcu spokój.

Wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami, niemal doprowadzając również wychodzącego ze swojego lokum starszego sąsiada do zawału. Nie zwrócił na to jednak najmniejszej uwagi i nabierając świeżego powietrza w płuca, usiłował się uspokoić. Policzył do dziesięciu, po czym jak najszybciej wrócił na główną drogę, zanim zdołał się obrócić i pożałować tego, co właśnie zrobił.

Odejście wcale jednak go przed tym nie uchroniło. Pusty wzrok Dazaia wciąż tańczył mu przed oczami, brak potoku słów uchodzącego z wysuszonych ust oraz chuderlawe ciało przebijało się przez jego myśli ilekroć usiłował odsunąć od siebie te obrazy. Nienawidził Osamu całym sercem, ale im dalej ponosiły go nogi, tym bardziej winny się czuł, że zostawił człowieka w potrzebie, nawet takiego człowieka, jakim był jego nieszczęsny były partner. Myśl, że brunet w swoim obecnym stanie mógłby nawet umrzeć, jak raz nie napawała go chorą radością – zmieniła się w rozrywające mu głowę, jarzące się czerwone litery, układające się w napis „zawróć". Nie rozumiał swoich uczuć, nie rozumiał uczuć Dazaia, ale kiedy przypomniał sobie wyraz jego twarzy sprzed kilku lat i porównał z wyrazem jego oczu sprzed chwili i uświadomił sobie, jak niewiele je różniło, sam nie wiedział, kiedy znalazł się z powrotem pod drzwiami.

– Słuchaj, no...! – otworzył je gwałtownie, chcąc obrzucić gospodarza chmarą wyzwisk, ale w momencie, w którym to zrobił, drzwi natrafiły na wyjątkowo twardą przeszkodę, która w mocnym starciu z nimi upadła z hukiem na podłogę.

Chuuya wszedł do środka i zobaczył leżącego za nimi nieprzytomnego Dazaia z krwią zalewającą mu twarz. Przez nagle pojawiającą się czerwoną ciecz wyglądał jeszcze bardziej makabrycznie, co przez moment uderzyło rudzielca, który po chwili szoku przeniósł go na salonową kanapę, co nie było wcale takie trudne, bo brunet okazał się lżejszy niż się spodziewał. Nieco przerażony jego nagłą utratą przytomności, począł grzebać mu po wszystkich szafkach w poszukiwaniu jakichś opatrunków, co na szczęście nie zajęło mu długo, gdyż wiecznie owinięty w bandaże mężczyzna miał ich mnogość. Gdy tylko je znalazł, zabrał je wszystkie do rannego i, zdjąwszy rękawiczki, opatrzył mu dość pokaźną ranę po prawej stronie twarzy. Zdawało się, że mocne spotkanie z drzwiami mogło mu uszkodzić oko, więc zanim Nakahara zdecydował się i je obandażować, uniósł lekko jego powiekę. Syknął cicho, gdy zobaczył, że zaszło krwią, więc bez większego ociągania się natychmiast je opatrzył. Nie miał pojęcia, co mu to da, nigdy nie był dobry w takich rzeczach, ale niezrozumiałe poczucie winy pchało go do tych czynów.

Po wszystkim westchnął cierpiętniczo i sam opadł na poduszki, nieustannie trzymając uszkodzoną głowę Osamu na kolanach. Może jednak wracanie tutaj nie było dobrym pomysłem, pomyślał. Gdyby Dazai wyszedł z mieszkania, może skończyłoby się jedynie na upadku ze schodów, a jakiś miły i uczynny przechodzień na pewno by mu pomógł i zagadka zniknięcia detektywa rozwiązałaby się sama. Wielce prawdopodobnym było to, że trafiłby do szpitala, gdzie na pewno porządnie by go przeczyścili. Leżenie na salonowej kanapie nie gwarantowało mu żadnej profesjonalnej medycznej pomocy, a powrót byłego partnera dał mu jedynie pokaźne rozcięcie, ogromnego guza i nieumiejętnie zawiązany bandaż na i tak zapewne poturbowanej przez myśli głowie.

Chuuya spojrzał na jego teraz spokojną twarz, która oczywiście przypomniała mu o tej śpiącej. Niczemu nie pomagał fakt, że przez opatrunek Dazai wyglądał teraz dokładnie tak, jak za swych mafijnych czasów. Dodając do tego powrót do nałogu i to, że znajdowali się na kanapie w mieszkaniu należącym do jednego z nich, Nakahara niemal poczuł się jak dawniej. Nie ucieszyło go to jednak w żadnym stopniu, bo obok ciągłego zastanawiania się nad tym, czy nie pożałuje tego, co robi, zastanawiał go powód, z którego Osamu znowu sięgnął po narkotyki. Rudzielec nie miał pojęcia, co ten konkretnie zażył, ile tego zażył i od jak dawna to praktykował, ale tego nie chciał wiedzieć, jednak czynnik sprawczy to było coś całkiem innego.

pragnienia // bsd oneshotsحيث تعيش القصص. اكتشف الآن