Ten się jedynie zaśmiał ciepło, odpalając silnik i ruszając w stronę domu.

Droga przez miasto, które było pogrążone w mroku była niezwykle magiczna, tak się wydawało. Jedynym źródłem światła były latarnie postawione przy ulicy, a przez okno samochodu Connor widział wiele rzeczy. Dużo psów wyprowadzanych przez właścicieli, ludzi z wózkami dziecięcymi, samotnych przechodniów, jak i par trzymających się mocno za ręce.

Utożsamiał się z tymi pierwszymi. Wyprowadzał Sumo na zewnątrz, kiedy tylko mógł, ciesząc się towarzystwem tego sierściucha.

Wtedy pewna myśl go uderzyła z taką siłą, że wzdrygnął się, przykuwając tym uwagę Hanka.

- Zimno ci? - spytał.

- Nie, wiesz, że nie mogę czuć zimna.

- To co to było?

Connor spojrzał na Andersona, po czym zwrócił swój wzrok na widok za oknem. Przez chwilę milczał, nie będąc pewnym czy mógł zapytać, czy jednak było to z jego strony zwyczajnie głupie i naiwne.

- Zdałem sobie sprawę... Nie jestem pewien, ale czy Niles w ogóle wychodzi z departamentu? - w końcu zapytał, marszcząc brwi.

- Martwisz się? - odpowiedział pytaniem Anderson. Nie uzyskując niczego innego niż milczenie w zamian, westchnął. - Nie jest defektem, więc chyba nie. Raczej nie czuje potrzeby opuszczenia DPD, żeby sobie pochodzić.

- To... smutne - przyznał z wahaniem Connor.

W samochodzie zrobiło się cicho, heavy metal miał teraz swoją szansę zabłysnąć. Wtedy Hank ponownie się odezwał, parkując samochód.

- Zapytam jeszcze raz. Martwisz się?

Connor spojrzał na porucznika, marszcząc brwi.

- Może trochę? Jest w końcu jednym z moich ludzi, mam nadzieję, że w końcu przejrzy na oczy - powiedział, sięgając po klamkę od drzwi i opuszczając pojazd.

Hank zrobił to samo i już po chwili obaj znajdowali się wewnątrz domu. Anderson poszedł do kuchni, wyciągając piwo z lodówki i zanosząc je do salonu. Postawił je na stoliku i wrócił do kuchni, by zrobić sobie kolację. Connor w międzyczasie połączył się z telewizorem, żeby go włączyć ustawiając go na kanał z wiadomościami sportowymi i usiadł na podłodze, opierając się plecami o kanapę. Sumo natychmiast do niego podbiegł i polizał go po twarzy, przez co Connor zaśmiał się wesoło, tuląc do siebie zwierzęcego przyjaciela.

Idealny wieczór, czyż nie?

- Przerywamy wiadomości sportowe, by przekazać nowe zarządzenia dotyczące androidów i ich praw. Prosimy o uważne wysłuchanie, ponieważ jest to kwestia ogromnie ważna - usłyszał głos kobiety, prezenterki, dochodzący z głośników, dlatego zwrócił swoją twarz w stronę telewizora. Na ekranie pojawiła się pani prezydent. - Szczegółowe opracowanie praw, które dotyczą androidów, zajęło nam więcej czasu niż przypuszczaliśmy, jednak w końcu udało nam się ukończyć sporządzanie wszystkich dokumentów. Dziś równo od północy będą one obowiązywać, a do wszystkich androidów, bez żadnego wyjątku, dotrze wiadomość zawierająca wszystkie informacje. Ludzie również będą zmuszeni zapoznać się z każdym nadrobniejszym szczegółem, aby ułatwić życie każdemu z nas. Ta decyzja zmieni nasz świat na zawsze, potrzebujemy pogodzić się z faktem, że dzielimy nasz kraj z nową formą inteligentnego życia, współpracujmy z nimi, a wszystkim nam będzie się o wiele łatwiej prowadziło codzienne życie. To wszystko, dziękuję. Niech Bóg błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki.

Connor siedział zesztywniały, nie umiał się poruszyć. Sumo szturchnął go nosem w policzek, poddając się, gdy nie uzyskał żadnej reakcji. Położył się obok androida, łeb kładąc na jego kolanach i patrzył na swojego przyjaciela w nadziei, że ocknie się i ponownie poświęci mu uwagę.

Zamiennik [RK1700] -PL-Where stories live. Discover now