~Powolne tracenie sił na wszystko~#27

76 2 2
                                    


-Jonny? - spojrzałam na niego, dysząc.

-Susan, co ty robisz?-blondyn szybkim krokiem podszedł do mnie, zdziwiony oraz zdezorientowany, czekał na odpowiedź.

-Jonny ja.... - jąkałam się, bo nie wiedziałam czy powinnam skłamać, czy powiedzieć prawdę

- Nawet nie próbuj kłamać, potrafię to wyczuć - skrzyżował gniewnie ręce na piersi.

-Sam zobacz - podałam niechętnie karteczkę od Luka.

Jonathan wziął karteczkę i zaczął ją czytać, był w szoku. Po kilku minutach spojrzał na mnie.

-Chyba nie zamierzasz iść tam sama, czemu nam nie powiedziałaś?

-Wiem jakby zareagował Mike, a jakbym tobie powiedziała to byś mu powiedział- spuściłam wzrok.

-Nie mogę cię puścić, Mike by mnie zabił, a poza tym sama nie dasz rady, on cię zabije - blondyn zachowywał się bardzo poważnie i stanowczo.

-Proszę, jeśli coś się stanie z moją Mamą, to umrę, nie dam rady przeżyć tego jeszcze raz - wytarłam łzę, która samowolnie spływała po moim policzku.

-Pójdę z tobą...

-Nie, jak się dowie, że komuś powiedziałam, to będzie koniec. Proszę, daj mi szansę - podeszłam do Jonnego i błagałam z litością w oczach.

-Ehh... Dobrze, i tak cię nie zatrzymam... - chłopak schował głowę w dłoniach.

-Naprawdę? dziękuję... - byłam szczęśliwa, że udało mi się przekonać Jonathana do puszczenia mnie, dopiero po chwili ogarnęłam, że stoję wtulona w niego, czułam ciepło i bicie serca. Nigdy nie czułam takiego ciepła i szczęścia w jego objęciach, pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło.

W końcu doszłam. Słyszałam znajomą muzyczkę, bar jest pewnie czynny całą noc. Niecierpliwiłam się, nawet przez myśl mi przeszło, że to może być spisek Kasany albo kogoś innego, przecież Mike zabił Luka, to jak niby zmartwychwstał ? Moje przemyślenia przerwało czarne Audi, takie same jak poprzednio.

Podeszłam nieśmiało do drzwi auta i złapałam za klamkę. W samochodzie był jakiś facet w czarnych okularach, nie poznałam tego człowieka.

-Wejdź i zamknij drzwi jak najszybciej - nieznajomy odezwał się, po czym spojrzał na telefon.

Zrobiłam jak kazał, momentalnie zablokował wszystkie drzwi i odjechał

Człowiek Luka ustawił lusterko, tak aby mieć mnie na oku, poczułam się przez to niekomfortowo.

Odwróciłam wzrok na szybę samochodu i westchnęłam.

*Kilka godzin później*

-Jesteśmy na miejscu - chłopak zgasił silnik i wyszedł otworzyć mi drzwi.

Czułam jak ręce spociły mi się ze stresu, żałuję coraz bardziej że tu przyjechałam.

Wyszłam z auta i ruszyłam z nieznajomym. Był to ten sam budynek co ostatnio, więc mniej więcej wiedziałam gdzie jestem, chłopak zaprowadził mnie przez ten sam korytarz, ale do innego pokoju.

Kiedy otworzył drzwi, zobaczyłam go, zobaczyłam Luka, ten momentalnie uśmiechnął się złowrogo, po czym spojrzał na moją nogę, którą sam rozciął.

-Jak widać, masz dobrych lekarzy - Lukowi dalej nie schodził uśmiech z twarzy, oparł się wygodnie na fotelu, a nieznajomemu kazał wyjść.

Czułam jak nogi mi się uginają, niestety chyba Luke to zauważył.

-Usiądź sobie - pokazał na krzesło, naprzeciwko niego i ze swojej szafki wyciągnął papierosa, którego odpalił.

-Co z moją rodziną? - zapytałam niepewnie, ale ze złością w oczach.

Luke nie odpowiadał, jedynie delektował się swoim papierosem, po czym w końcu coś powiedział.

-Nie mogłem się powstrzymać od wpakowaniu kulki twojej wyrozumiałej siostrzyczce - dym z papierosa poleciał w moją stronę, a Luke patrzył na mnie z mordem w oczach.

Zamurowało mnie. Czułam, jakby ktoś drugi raz wbił mi nóż w plecy, nie mogłam się ruszyć. Chłopak uśmiechnął się jeszcze bardziej.

- Jest w szpitalu i ma się dobrze, nie trafiłem tam, gdzie powinienem trafić, widać że anioł stróż cię strzeże, tylko szkoda że nie tutaj - brunet wydmuchał dym z papierosa.

Luke ze mną pogrywał, wiedziałam, że próbuje wyprowadzić mnie z równowagi i udało mu się to.

-Nie taka była umowa! - gwałtownie wstałam i uderzyłam pięścią w biurko.

Luke niewzruszony sytuacją, wyrzucił wypalonego papierosa, po czym wstał na równe nogi. Dzieliły nas milimetry, a w jego oczach widziałam chęć zamordowania mnie.

-Umowa? Twoja matka żyje, czyli dotrzymałem umowy, powinnaś być mi wdzięczna, że odpuściłem sobie zabawy - rozgniewany wstał i oparł się o biurko, po czym spojrzał na mnie.

-To jest sprawa między mną, a tobą, mojej rodziny w to nie mieszaj - chłopak prychnął ze śmiechu.

Zielonooki szybkim ruchem wstał, po czym zbliżył się do mnie. Automatycznie zaczęłam się cofać, dopóki nie trafiłam na ścianę, serce zaczęło mi walić.

Przytrzymał mnie przy murze, czułam jego oddech, zbliżył się do mnie po czym szepnął.

-Zrobię to, co mi się podoba i na co będę miał ochotę, drugi raz stąd nie uciekniesz, sprawię, że każdy dzień spędzony tutaj będzie cierpieniem dla ciebie, a twoje błagania na nic się zdadzą. Dopiero potem cię zabiję, ale spokojnie, matce wyślę list pożegnalny w twoim imieniu, miejmy nadzieje, że biedaczka da sobie radę po śmierci córeczki...

-Dupek... - próbowałam odepchnąć Luka, czego pożałowałam później, bo chłopak złapał mnie za szyję i zaczął podduszać.

-Przeproś - nie przestawał zaciskać rąk na mojej szyi, wtedy zobaczyłam demoniczny wzrok, którego niezwykle się przestraszyłam.

Tak bardzo nie chciałam go przepraszać, bo nie miałam za co, ale po kilku minutach zaczęło mi brakować tlenu, a obraz rozmazywać.

- P-przepraszam - próbowałam wydusić z siebie.

Luke rzucił mną o podłogę, po czym zawołał nieznajomego.

-Weź ją stąd, wsadź do pokoju 66 i nie dawaj jedzenia ani picia - klęknął naprzeciw mnie.

-Do odwołania... - wziął mój podbródek i spojrzał jeszcze raz w oczy, następnie usiadł na fotelu, tak jak na początku i zapalił drugiego papierosa.
Załamałam się. 

W Obliczu Porwania ( Zawieszona )Where stories live. Discover now