V

108 14 10
                                    

Część druga

- Gerard kurwa! Kto wrócił?! - krzyczał Frank, który dalej nie mógł uwierzyć w to co się działo - Gerard kurwa odpowiedz mi.

Chłopak leżał na Way'em a z jego oczu leciały łzy, dla biednego Franka to było trochę za dużo jak na jeden wieczór.

- Frankie, wrócili. Już nie muszę nawet brać - powiedział uśmiechnięty Gerard dalej leżąc na podłodze, patrzył się pustym wzrokiem w sufit.

Iero nie wytrzymał, zapłakany szybko wstał i nie myśląc długo wybiegł z domu. Nie miał pojęcia co się działo, dlaczego drugi chłopak się zachowywał jak opętany, a chwilę później jak chory psychicznie. „Wrócili" te słowa rozbrzmiewały w głowie Franka gdy ten biegł przed siebie. Kiedy zbiegł ze wzgórza, dopiero wtedy poczuł zimno jakie panuje na dworze. Wyjął papierosa i go zapalił. Od razu zrobiło mu się lepiej, chociaż dalej był zdezorientowany. Teraz wolno przemierzał uliczki, patrząc pod nogi i co jakiś czas zaciągając się dymem. Nie chciał wracać do tego, jak go nazywał w myślach, „pojeba". Zależało mu w pewien sposób na Gerardzie, pomimo tego że znali się tylko tydzień, mieli już świetną relację. Coś go przyciągało do tego chłopaka, jego śliczny uśmiech, czasem dziwne zachowania. Wiedział, że kiedyś tam wróci, musiał, nawet nie miał innej możliwości, żadnej alternatywy. Kiedy doszedł do kolejnego skrzyżowania, przeszedł przez pasy i zawrócił. Po jakiś trzydziestu minutach spaceru znowu znalazł się pod domem. Oświetlało go tylko srebrne światło księżyca. Wiatr zawiał po raz kolejny jakby chciał popchnąć Franka ku drzwiom. Ten jak z rozkazu właśnie to uczynił. Jego oczom ukazała się zupełna ciemność, żadne światło nie było zapalone. Dopiero po kilku sekundach usłyszał cichy szloch, oczywiście dochodzący z pokoju gospodarza. Way musiał wiedzieć o powrocie drugiego chłopaka. Nie było możliwości, żeby go nie usłyszał. Frank ruszył w kierunku pomieszczenia i zastał tam dość nieprzyjemny i drastyczny widok. Na swoim materacu leżał Way, wyglądał jak trup. Dopiero kiedy podszedł bliżej zobaczył coś czego w życiu nie chciał oglądać. Gerard miał podwinięte rękawy koszuli do łokci, jego nadgarstki były całe poharatane, na pościeli były ślady krwi. Z rany były już suche.

- Gerard, boże - Frank pochylił się nad chłopakiem - coś ty zrobił...

- My- myślałem, że nie wrócisz - mruknął cały we łzach - n-nie wiedziałem co zrobić.

- Oh - Frank mógł się zdobyć tylko na to, był zbyt zaskoczony całą sytuacją.

Pogłaskał Gerarda po zmierzwionych włosach i położył się koło niego, łapiąc go za rękę. Oboje nie mieli siły nic mówić. Po prostu towarzyszyli sobie nawzajem. Ich głowy zaprzątały plątaniny myśli. Żaden z mężczyzn nie był w stanie się skupić na chociaż jednej z nich.

Było to niesamowite, ponieważ żaden z nich do godziny 3 w nocy się do siebie nie odezwał, nawet się nie ruszyli. Dalej patrzyli w sufit, w tych samych pozycjach co kilka godzin temu. Ani jeden ani drugi nie miał chęci się odezwać, jednak wiedzieli, że kiedyś ten moment będzie musiał nastąpić.

- Frank - odezwał się wreszcie starszy chłopak - chyba powinienem wyjaśnić ci kilka rzeczy.

I nie czekając na odpowiedź zaczął swój monolog, a Frank przez cały ten czas go z uwagą słuchał, przygotowywanego przez kilka godzin przemówienia.

- Więc zacznijmy. Wyszedłem z szafy w wieku 17 lat, moi rodzice są homofobami więc wyjebali mnie na zbity pysk z domu. Od dzieciństwa miałem bardzo dobry kontakt z babcią więc od razu się tam udałem i opowiedziałem o całej sytuacji. Koniec końców mieszkałem u niej, głównie spędzałem czas nad książkami o magii i o istotach magicznych, takie brednie. Pewnego dnia babcia wylądowała w szpitalu, miała zawał. Lekarze robili co mogli, ale kobieta miała swoje lata - tutaj przerwał czując, że łzy cisną mu się na oczy - jak się później okazało w spadku dostałem ten dom, który był rodzinną posiadłością po tym jak pierwsza właścicielka zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Babcia opowiadała mi różne historie o rzeczach, które się tu działy i kiedy o tym mówiła, zdawało się, że ona naprawdę to widziała. Byłem pewien, że tak było, że to się naprawdę wydarzyło. Po babci została mi jeszcze kupa pieniędzy, z którą przyjechałem tutaj. Zafascynowany wszystkimi historiami zacząłem szukać książek o wampirach i tak dalej. Wpadłem w pewien amok, chciałem zobaczyć czy te opowieści naprawdę były trafne. Nie przekonałem się o tym i nie dawało mi to spokoju - przerwał po raz kolejny i wypuścił powietrze z płuc - Nie pamiętam jak to się stało, ale pierwszy raz wziąłem. Byłem na takiej fazie, że wreszcie ich odnalazłem. W sensie... te wampiry. Mogłem z nimi porozmawiać. I tak się zaczęło, regularnie ćpałem, wstrzykiwałem sobie jakieś substancje. No właśnie o to chodzi, pamiętasz o mojej chorobie? - zapytał patrząc kątem oka na Franka.

Kiedy ten kiwną delikatnie głową, Gerard kontynuował.

- Skończyło się na tym, że stwierdzono u mnie HIV - głos zaczął mu się łamać - pierdolone HIV. Pomimo szczęścia jakie mi te fazy dawały, odpuściłem sobie. Za bardzo się bałem, a rzeczy które się zaczynały ze mną dziać.... lepiej żebyś nie wiedział. Dlatego nie możesz się zarazić. Plus biorę leki, kupuję je za ostatnie pieniądze, dzięki którym nie zarażam. W sensie - zaczął się rumienić - i tak trzeba się zabezpieczać i w ogóle.

- Spokojnie Gee - powiedział Frank ściskając go mocniej za dłoń.

- No i tak tutaj mieszkałem, sam, bez nikogo. Ta samotność mnie dobijała, aż pojawiłeś się ty...

I nawet nie zdążył dokończyć, kiedy jego usta zostały przyciśnięte przez wargi Franka. Nie chciał teraz żadnych wyjaśnień na temat dzisiejszego zdarzenia, po prostu chciał poczuć smak jego ust.

No elo siema kurwa

Someone get me to a church// frerardWhere stories live. Discover now