prolog

62 11 21
                                    

Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Jest ono papierowe, delikatne, kruszy się w palcach i rozpada. Schnie jak róża, którą zapomniano podlewać. Każdy ruch wgłębia się w siebie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy, aż w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Rozpada się na milion kawałków i przesypuje przez palce jak ziemia. Tylko tęsknota, jako niekończące uczucie pustki, jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest. Być tam, gdzie jest ten ktoś.

Kiedy para lakierowych butów, włóczącym krokiem, przeszła przez bramę nekropolii, z nieba zaczęły spadać lodowate krople. Deszcz spływał po policzkach razem ze łzami młodszego, które łącząc się w jedną strużkę, paliły jego bladą skórę. Jedynym odgłosem, który w tamtej chwili docierał do jego uszu, było szybsze bicie serca, do złudzenia przypominające uderzenia dzwonu. Rozprzestrzeniający się dźwięk muzyki pogrzebowej tylko utwierdzał Jimina w poczuciu, że kroczy właśnie śladami swojego własnego pochowku. Nie czuł w tamtej chwili nic, oprócz tępego i rozrywającego go od środka bólu. Rozsądek podpowiadał mu jednak, że nie jest on na swoim pogrzebie, a jego chłopaka.

Więc może faktycznie był to jego pochówek?

Jedno było pewne - był to ich ostatni wspólny spacer. Już bez ciepłego dotyku dłoni. Bez uśmiechów i uścisków w tych silnych ramionach, do których niższy zawsze pasował idealnie, jakby od zawsze były stworzone tylko do obejmowania go. Był to spacer, w którym tylko jeden z nich dotykał stopami kamienistej ścieżki.

Teraz ich dłonie oddzielała złota urna, wznoszona przez zatrudnionego grabarza. Jedyne, co młodszy mógł robić w tym momencie, to wpatrywanie się w złotą skrzynkę, która mieniła się na tle zachmurzonego nieba.

Jimin nie był tam jednak sam. Dwa kroki dalej szli z nim jego przyjaciele, którzy również słabo się trzymali po śmierci Jungkooka, ale pozostawali silni, aby brązowooki mógł wciąż mieć w nich oparcie.

Byli z nim przez ten cały czas od czasu samobójstwa Jungkooka i bardzo dobrze wiedzieli, jak młodszy to wszystko zniósł. Trwali przy nim, kiedy ten nie chciał jeść i całe dnie wypłakiwał oczy w poduszkę.

Sami musieli organizować pogrzeb i przekładać kilka razy termin tak, żeby Jimin był w stanie w ten dzień wyjść ze swojego pokoju o własnych siłach. Widzieli jak blondyn nikł w oczach z każdym dniem i sami nie potrafili nic na to poradzić. Chcieli nawet wysłać go na terapię, jednak zdawali sobie sprawę z tego, że jedynym lekarstwem, które może mu pomóc jest zdrowy, szczęśliwy, a co najważniejsze żywy, Jungkook.

...

Nadszedł moment ostatniego pożegnania. Jimin ucałował swoją dłoń, na której znajdowała się obrączka z imieniem ukochanego. Z imieniem, które nosił w swoim sercu od dnia, kiedy po raz pierwszy usłyszał je z ust starszego. Z imieniem, które jako pierwsze wypowiadał o poranku i z którym żegnał każdy dzień. Ten jeden wyraz, który często traktował jako "dziękuję" czy "kocham cię".

Po głębokim oddechu, zdjął złoty pierścionek ze swojego smukłego palca i umieścił na czarnym popiele, niedaleko drugiej prawie takiej samej obrączki. Prawie, bo na tamtej były wyryte litery, składające się w jego własne imię. Był to znak, że zawsze, nawet duchem, byli przy sobie. Na dobre i na złe. Czy w tym momencie miał nadejść tego koniec? W końcu nie było już ich, pozostał tylko on.

W tej złotej skrzynce w kształcie serca, wśród popiołu, widniały teraz dwie złote obrączki. Znak ich miłości. Symbol, który będzie trwać wiecznie w złotym sercu wśród popiołu starszego. Już na zawsze. Dalej niż wybiegają myśli wyobraźni. Dłużej niż 'dopóki śmierć nas nie rozłączy'.

Sam nie wiedział, dlaczego w jego głowie nagle pojawił się fragment przysięgi małżeńskiej. Fragment , który składali sobie w ten pełen radości dzień. Ten sam, który szeptali sobie czasem przed snem. Fragment, w którym upewniali się o swoich uczuciach. Niby takie proste słowa, a jak bardzo w tej chwili zyskały na znaczeniu.

Jak mieli rozumieć wtedy znaczenie, zawartego w tej obietnicy, słowa śmierć? Czy miał to być ich definitywny koniec? Nie zakrzątali sobie tym głowy, mieli przecież czas. Mieli mieć dużo czasu...

...

Urna została zamknięta w grobowcu rodzinnym państwa Jeon i spuszczona do ziemi. Był więc to moment, aby opuścić cmentarz i udać się do domu. Młodszy jednak wciąż pozostawał w tym samym miejscu i wpatrywał się w tabliczkę z wygrawerowanym imieniem Jungkooka. Stał tam z nadzieją, że to wszystko jest snem i zaraz obudzi się we własnym łóżku ze starszym obok.

- Jimin? - zaczął Hoseok - Chodź, pójdziesz do mnie i Yoongiego do mieszkania. Możesz zostać na noc - powiedział, na co przytaknął mu stojący obok niego Yoongi.

- Nie chcę - mruknął ledwo słyszalnie blondyn.

- To chociaż odprowadzimy Cię do domu - odezwał się Namjoon.

- Chcę zostać tutaj. Z Jungkookiem.

Chłopcy nie mieli serca ciągnąć Jimina na siłę do domu, widząc kręcące się w jego oczach łzy. Pozwolili mu więc zostać samemu, jeżeli ten zaraz po przyjściu do domu od razu do nich zadzwoni. Młodszy zgodził się na tę propozycje, toteż reszta chłopaków wyruszyła do domu, rzucając po raz ostatni pocieszający uśmiech w jego stronę.

Blondyn usiadł na ławce, która mieściła się naprzeciwko mogiły. Oparł swoją twarz na dłoniach i pozwolił sobie na spokojnie uporządkować wszystkie myśli w głowie. Po chwili wziął parę głębokich oddechów i odważył się podnieść wzrok.

- Tęsknię za tobą, wiesz? - wyszeptał niemal niesłyszalnie, błądząc wzrokiem po marmurowej powierzchni.

- Nigdy Cię nie opuszczę, jesteś moim całym światem - powiedział cicho brunet zaraz nad uchem Jimina - Kocham Cię.

- Ja ciebie też Jungkookie - brązowooki wyciągnął przed siebie ręce, wtulając się głębiej w zagłębie szyi starszego.

Ich rozmowy nie będą już pełne uśmiechów i drobnych gestów. Nie będą przerywane na rzecz powiedzenia komplementu, czy posmakowaniu ust drugiego, tak, jak mieli to w zwyczaju. Ich aktualne rozmowy staną się jedynie jednostronnym monologiem zapewne zakończonym płaczem. Drewniana ławka i marmurowy grobowiec będą stałymi miejscami ich porozumień, a buziak na pożegnanie zostanie zastąpiony wyłącznie śladowym dotykiem dłoni o zimną powierzchnię i wypowiedzeniem tych dwóch magicznych słów, które młodszy pragnął mówić tylko w jego kierunku do końca swojego życia.

- Kocham Cie i obiecuję, że jeszcze kiedyś się spotkamy - wydusił z siebie cicho i odszedł powolnym chodem w stronę bramy.

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Apr 01, 2021 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

i miss u › 𝘫𝘫𝘬 + 𝘱𝘫𝘮Donde viven las historias. Descúbrelo ahora