Prologue

173 19 5
                                    

Czarnowłosa kobieta przemierzała korytarze starego gotyckiego budynku. W ręce trzymała srebrny świecznik, ciekły gorący wosk co chwilę skapywał jej na rękę. Czarne włosy opadały jej na ramiona, twarz miała przerażoną i skupioną, można było stwierdzić, że ucieka. Czarna suknia z czerwonymi podszyciami falowała przy każdym jej kroku. Za ogromnymi oknami szalała burza, dźwięk grzmotów mieszał się z dźwiękiem obcasów uderzających o kamienna posadzkę. Właścicielka domu wiedziała, że nie może krzyknąć i z całej siły starała się stłumić swój strach. Musiała pogodzić się z konsekwencjami swoich czynów, przyszli po nią, nie mogła uciec, nie miała nawet gdzie. Jedyną rzeczą, którą mogłaby zrobić było opóźnienie swojej śmierci, uzyksanie dodatkowych kilku minut. W myślach przeklinała siebie, że postanowila zamieszkać w tym niesamowicie wielkim domu. Kierowała się do jednej z tych jego części, której nigdy nie odwiedzała. Nie odczuwała takiej potrzeby. Szybkim krokiem pokonała schody i przeszła przez kolejny korytarz. Budynek przypominał momentami bardziej zamek niż normalny dom. Dotarła na miejsce, do wielkich czarnych drewnianych drzwi, niestety było już za póżno. Na nagich ramionach poczuła delikatny zimny wiatr, a następnie bolesne ukucie w bok szyi. Nie zdążyła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ciepła ciecz spływała leniwie w kierunku jej piersi, można było wyczuć w tym nawet pewnego rodzaju przyjemność. Kiedy podtrzymująca ją postać przestała ssać ranę na jej szyi, kobieta straciła przytomność i upadła na podłogę.

Someone get me to a church// frerardWhere stories live. Discover now