Rozdział II [3 października 1920r., Nowy Jork]

1 0 0
                                    

   Następny dzień nie zapowiadał się na lepszy od poprzedniego. Deszcz nie przestawał moczyć miejskich ulic. Tego dnia wszyscy pracownicy przybyli do biura z dużym wyprzedzeniem, aby wcześnie rozpocząć poszukiwania zaginionego prawnika. Każda godzina się liczyła.

   Mimo wietrzenia pomieszczenia przez panią Watson, wynajmowaną przez Boba sprzątaczkę, główne biuro nadal było przesiąknięte zapachem papierosów.

-A więc, zrobiłam rozeznanie. –oznajmiła Alice tuż po wejściu
do biura.

-Kawy?- spytał Andriej.

-Z chęcią. Okazało się, że zaginęło trzech kolejnych mężczyzn.

-Niech to szlag!- warknął policjant.-W takim tempie za miesiąc poszukiwana będzie połowa Manhattanu.- zacisnął palce na grzbiecie nosa zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją.

Clara obserwowała strużki wody ścigające się po gładkiej tafli szyby okiennej.

-Nie ma niczego w pańskich gazetach?- rudowłosa dziewczyna zwróciła się do szefa.

-Nie przypominam sobie.- odpowiedział z namysłem.

-A masz jeszcze poprzednie numery?-spytała Beth.

-Nie. Od razu, gdy przeczytam najnowszy numer wyrzucam ją. Nie lubię trzymać niepotrzebnych rzeczy na biurku.

Milczenie było nie do zniesienia.

-Mój stary, dobry znajomy pracuje w bibliotece miejskiej. Tam powinni mieć wszystkie wydania gazety.-rzekł Mike.

-No to na co czekasz?

-Aż deszcz przestanie padać.

-Z cukru nie jesteś.- zaśmiała się pogardliwie Elisabeth.-Ale mogę dać ci moje auto.- oparła się łokciem o kolano.

-Ja prowadzę.- zgłosiła się ochoczo Clara.

-Ale...-Mike krótko się zająkał.

-Nie ma żadnego „ale".

Beth włożyła kluczyki do płaszcza kolegi i dosłownie wypchnęła
go z biura, a Clara grzecznie pomaszerowała za nim z uśmiechem
na ustach. Elisabeth stała z dumnie założonymi rękami i przyglądała się jak jej współpracownicy powoli wychodzą.

   Nowy Jork pomimo niesprzyjającej pogody i niskiej temperatury nadal zachował swój charakterystyczny urok dużego miasta. Budynki
z czerwonej cegły ocieplały atmosferę, a drapacze chmur wciąż zapierały dech w piersiach tak jak robiły to w ciepłe, letnie dni.

Dwójka antykwariuszy wsiadła do całkiem nowego samochodu.

-Skąd ona ma na to pieniądze?- zadziwił się mężczyzna rozglądając się po wnętrzu auta.

-To lekarz.

-Racja.

   Budynek biblioteki znajdował się zaledwie kilka przecznic od głównej siedziby, lecz przejście chociażby jednej alei gwarantowało przemoczony płaszcz. W takich warunkach ulice były prawie całkowicie puste, a więc dojazd do biblioteki trwał kilka minut. Clara zaparkowała naprzeciwko ich celu podróży.

   Gmach zbudowany był z białego piaskowca, do wejścia prowadził rząd schodów a duże drewniane drzwi zdobił przepięknie rzeźbiony portal. Wykończenie neodoryckiej biblioteki stanowiły szeroko rozstawione kolumny po obu stronach głównych odrzwi.

-Clarkson, załóż płaszcz na głowę, bo zniszczysz fryzurę.- zaśmiał się cicho Attaway.

   Clara przewracając oczami wyszła z pojazdu i poczekała, aż jej towarzysz do niej dołączy. Po chwili obok niej stawił się Mike i razem ruszyli przed siebie. Gdy przekroczyli próg drzwi wejściowych ukazał im się ogrom zbiorów, lektur, czasopism oraz wielu, wielu innych utworów literackich. Dębowe regały sięgały prawie pod sam sufit,
a dostęp do ostatnich półek umożliwiała przesuwana drabina.
Po prawej stronie znajdowało się biurko za którym siedział starszy człowiek. Był to dobry znajomy Mike'a. William Tall jak zwykle z resztą siedział zaczytany i nie zwracał zbytnio uwagi
na to, że do pomieszczenia weszli ludzie.

Zenith || Nevrisa DaranoWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu