Rozdział osiemnasty

Start from the beginning
                                    

— Teodor, czy mógłbyś po obiedzie dać mi tę książkę, o której tyle ostatnio opowiadałeś? Jak zwykle zapomniałeś, a przecież miałeś mi ją pożyczyć już wczoraj.

Nott przez chwilę w konsternacji marszczy brwi, a potem wyjątkowo ospałym, niemalże karykaturalnym tonem odpowiada:

— Aaaaach, no tak. Tak to jest, jak się ciebie posłucha. Spokojnie mogłem ci ją dać w następnym tygodniu.

— Cały Teodor! — woła serdecznie Dafne i Pansy jest jej wdzięczna za przechwycenie pałeczki, a następnie zmianę tematu. Nie chce sobie wyobrażać zakłopotania, które z pewnością zepsułoby cały obiad, jeśli przy stole siedziałoby więcej osób — na przykład Potter.

Nieobecnie uśmiechając się do jakiegoś żartu pana Greengrassa, bierze łyk wody, a potem wstaje i rusza do wyjścia wraz z innymi, na progu rzucając spojrzenie w stronę Astorii i Dracona.

To wystarczy jej, by stwierdzić, że sytuacja jest fatalna.


Gdy siedzi kilka minut później na łóżku w pokoju Teodora, zaczyna odczuwać niejaką złość na Astorię. Wie, że to nie jej wina, ale patrząc na znękanego Notta, który krąży po sypialni z dłońmi we włosach i dławi się własnym niepokojem, trudno jest zachować spokój. Tak bardzo Pansy go żałuje, a jednocześnie ma świadomość, że nijak mu może pomóc, bo sama boryka się ze złamanym sercem.

— Przepraszam, że wczoraj z tobą nie rozmawiałam.

— Przestań, nie jestem małym dzieckiem — odpowiada i po chwili zdaje sobie sprawę, że zabrzmiał zbyt szorstko. Już łagodniej dodaje — Po prostu ty też musisz się trochę rozerwać. Przecież było ci wczoraj przyjemnie z Regulusem, dobrze się dogadujecie.

— Tak, ale...

— Nie, Pansy, posłuchaj. Nie musisz robić tego wszystkiego dla mnie. To są moje problemy i to ja powinienem...

— Już nic nie mów — przerywa mu z dziwną złością i gwałtownie wstaje, szybko do niego podchodząc. Ujmuje go za ramiona i zmusza do patrzenia prosto w oczy. Przez chwilę wygląda, jakby zamierzała coś powiedzieć, lecz potem po prostu przytula go, gładząc delikatnie po włosach. — Nie jesteś sam na tym padole łez. Oboje płaczemy po nocach i oboje jesteśmy żałośni, więc o to możesz być spokojny.

Teodor uśmiecha się słabo i odsuwa się na krok, a potem bardzo niepewnie pyta:

— Czy mogłabyś kiedyś opowiedzieć mi o tym, co zaszło między tobą i Potterem?

Przez chwilę Pansy szarpie opuszkami palców dolną wargę, później zaś westchnąwszy ciężko, odpowiada:

— Myślę, że tak. — Przymyka oczy i zaczyna gnieść w dłoniach falbany spódnicy. — Wiesz, że jeszcze dzisiaj wybieramy się na spacer... i może wtedy... sama nie wiem. Kiedy wszyscy odejdą, będziemy trzymać się z tyłu.

— Doceniam to — mówi Teodor i ściska jej ramię, nie zdobywszy się na wypowiedzenie tych wszystkich słów, które ugrzęzły mu w gardle.


Gdy siedzą niecałą godzinę później na jednej z ławek, a słońce śmiało głaszcze im policzki i razi w oczy, Pansy nie za bardzo wie, od czego zacząć. Wpatruje się we własne kolana i marszczy brwi. Teodor nie pospiesza jej — obraca w dłoniach jakąś zabłąkaną gałązkę i co chwilę spogląda na oddalone postacie, wśród których Astoria z promiennym uśmiechem pokazuje Draco krzew pełen kwiecia, on zaś w skupieniu spija jej z warg każde słowo. Nott czuje ukłucie w sercu, kiedy pukiel włosów Greengrass niesfornie spada na ramię, a Malfoy delikatnie je unosi i zakłada za ucho. Szybko wbija wzrok w pogodną Dafne, żywo gestykulującą i Claude oraz Regulusa — roześmianych i radośnie błogich. Już ma skierować spojrzenie na państwa Greengrass, ale wtem Pansy mówi:

— Nie wiem, kiedy właściwie się to wszystko zaczęło. Podejrzewam, że wcześniej niż myślę. — Urywa na chwilę, unosząc wzrok. — Tak jakoś mieliśmy nagle coraz więcej wyrzutów. Wiesz, to trochę frustrujące, gdy nic nie idzie dobrze prócz łóżka. Harry miał jakieś problemy z pracą, ja z matką, a potem nam obojgu zachciało się zazdrości. I ja w końcu, choć tego żałuję, przesadziłam w pewnym momencie. Wybacz, że nie powiem ci, co zrobiłam, bo już na samą myśl o tym wstyd mi. Może by to przeszło bez echa, Harry starał się dość łagodnie podchodzić do moich wybryków, że tak to ujmę, ale wtedy był tak podenerwowany, sama nie wiem czym.

Teodor podaje jej szklankę z sokiem truskawkowym i opiera się o ławkę, mimowolnie kierując wzrok na Astorię.

— Wściekł się. Jak Gryfon z krwi i kości. — Próbuje się uśmiechnąć, ale bardziej przypomina to grymas bólu. — Nigdy nie widziałam go tak zezłoszczonego i w sumie mu się nie dziwię, zachowałam się ohydnie. Wybiegł z mieszkania, wrócił całkiem spokojny i powiedział, że musimy odpocząć. I ja, zamiast przeprosić go, nie wiem, poprosić o chwilę rozmowy, po prostu powtórzyłam, że tak, musimy się rozstać i poszłam do łazienki, i jak głupia zaczęłam płakać pod prysznicem. A on po prostu wyszedł. Spakował się i wyszedł. I na Merlina, oboje byliśmy tak cholernie dumni. Zawsze rozmawialiśmy o takich rzeczach, bardzo długo, zawsze. A wtedy coś w nas wstąpiło i nawet do siebie nie wysłaliśmy głupiego świstka papieru. No, a potem on zszedł się z Ginny Weasley, tyle że ja o tym nie wiedziałam i zrobiłam z siebie idiotkę, idąc do niego z gałązką oliwną i witając go, uczepionego do tej dziewczyny. A wczoraj, kiedy go zauważyłam, każdy detal wrócił do mnie jak piekielny bumerang, który najchętniej wrzuciłabym w ogień.

Pansy już nic więcej nie mówi. Sączy powoli sok i dłonią zakrywa oczy przed promieniami słońca. Teodor przez kilka minut rozważa je słowa, a gdy zauważa, że reszta zaczyna powoli przemieszczać się w ich stronę, odzywa się cicho:

— Dziękuję, że mi to powiedziałaś.

— To nie wszystko, Teodor, powiedziałam ci jakiś mały ułamek, i tak zbyt duży. Ale ja nie jestem Szeherezadą i moja życie nie wisi na włosku, więc reszta pozostanie tajemnicą. — Na moment przerywa, obracając na nadgarstku bransoletkę. — Chyba nawet jest zbyt gorzka, by mówić to komukolwiek. Nie chcę cię otruć.

— Wiem, Pansy, wiem — odpowiada, ukradkiem pokrzepiająco ściska jej dłoń i szybko płynnie przyłącza się do rozmowy pozostałych, aby po chwili roześmiać się z jakiegoś drobnego żartu Astorii.

Pansy zdobywa się jedynie na lichy uśmiech — niby czuje się lżejsza po wyrzuceniu tego z siebie, ale w gardle nadal ma gulę, a wspomnienia wciąż są ostre i nieprzyjemne, zupełnie jak pokrzywy.


a/n trochę się nie widzieliśmy i nie dziwę się, jeśli pewne osoby zrezygnowały już z czytania. mimo to wreszcie wracam, biorę się za ten fanfik, bo w wakacje wypadałoby go skończyć. w kolejnych rozdziałach możecie spodziewać się więcej Harry'ego, przyszedł na niego czas. 

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now