Rozdział 62

2K 77 14
                                    

Jak masz na imię, skarbie?- zapytał blondyn.
-Kimberly i nie jestem żadnym skarbem- odpowiedziałam spokojnie, chociaż ta jego gadka trochę wyprowadziła mnie z równowagi.
-Okej, okej spokojnie. Czemu siedziałaś tam, tak sama?
-Przyszłam z przyjaciółmi, ale oni gdzieś zniknęli, no i zostałam sama.
-Na szczęście zjawiłem się ja- zaśmiał się, a ja razem z nim. Muzyka była idealna do tańca, więc oboje się w niej zatraciliśmy. To pewnie przez ten alkohol stałam się nieco bardziej odważna i chyba pozwalałam temu chłopakowi, którego nawet zapomniałam zapytać o imię, na zbyt wiele. W pewnym momencie zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, jednak nadal nie przestawaliśmy poruszać swoimi ciałami w rytm muzyki. Nie wiem czemu tak postąpiłam. Może gdzieś tam w głębi ducha chciałam się zemścić na Zayn'ie za to, że mnie zostawił tutaj samą? Sama nie wiem. Ale gdy tylko poczułam dłonie chłopaka na swoich pośladkach od razu otrzeźwiałam. Było jednak już za późno. Zobaczyłam przed sobą mocno wkurwioną twarz Zayn'a. Aż cała zesztywniałam. Gdyby tylko mógł to chyba by teraz wszystkich tutaj pozabijał.
-Co ty robisz frajerze?!- wydarł się na blondyna odpychając mnie dość mocno na bok.
-Nie twój zasrany interes!- odpowiedział mu.
-A właśnie, że mój! To moja dziewczyna i nie masz prawa jej dotykać, a zwłaszcza w ten sposób!- podszedł do niego i już chciał go uderzyć, jednak powstrzymałam go.
-Dobra luzuj stary, nie wiedziałem, a sama się jakoś nie chwaliła, że ma chłopaka- bronił się. A to dupek! Teraz wszystko próbuje zwalić na mnie.
-Co?! Nic nie mówiłam, ale nie myślałam, że będziesz mnie obmacywać!- trochę się wkurzyłam.
-Sama się prosiłaś- zakpił.
-Teraz przesadziłeś!- krzyknął Zayn i wymierzył chłopakowi mocny cios pięścią w twarz. Tamten aż upadł na ziemię, a z jego nosa zaczęła sączyć się krew. Od razu wokół nas utworzył się wianuszek niezbyt trzeźwych gapiów. Teraz tyko czekać aż wpadnie ochrona i nas stąd wywalą.
-Masz coś jeszcze do dodania?!- zapytał Zayn podnosząc leżącego chłopaka za koszulkę do góry. Blondyn tyko pokręcił przecząco głową. W jego oczach było widać strach. Mulat puścił go, a on opadł bezwładnie na podłogę. Właśnie w tym momencie pojawili się przy nas trzej ochroniarze. Oj na takiego wkurwionego Zayn'a to chyba za mało.
-Co to za bójki?!- zapytał jeden z nich.
-Nie tolerujemy tego w naszym klubie- odezwał się następny po czym obaj podeszli do Zayn'a, żeby go wyprowadzić.
-Chyba sam potrafię wyjść, nie musicie mnie wynosić- warknął Malik, nie chce wiedzieć co siedzi teraz w jego głowie. Dawno nie widziałam go tak wkurwionego.
-Dobrze w takim razie proszę o opuszczenie lokalu- powiedział jeden z ochroniarzy i wskazał dłonią na drzwi.
-Chodźmy Zayn- szepnęłam spokojnie do chłopaka i chwyciłam go za rękę. Ten jednak mnie odtrącił.
-Zostaw mnie, a pogadamy sobie później- powiedział oschle i wyprzedzając mnie udał się do wyjścia. Zastygłam w bezruchu. Stałam tam pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi i patrzyłam się w oddalającą się sylwetkę Malika.
-Halo Kim! Co się stało?!- dobiegł do mnie głos Pheobe.
-N-Nic takiego- jąkałam się.
-Nie kłam, przecież widzę. Coś z Zayn'em?
-Można tak powiedzieć. Ale teraz już muszę iść- chciałam odejść, ale zatrzymała mnie.
-Czy ty się go boisz?- trafiła w dziesiątkę. Tak, w tym momencie bałam się Zayn'a. To jak powiedział, że "pogadamy sobie później" przeraziło mnie. Od razu powróciły do mnie wspomnienia z przed dwóch lat. Wiem, że się zmienił, ale w tamtym momencie wcale to tak nie wyglądało. Był wściekły, wściekły na mnie. Po co ja w ogóle zaczęłam gadać z tym chłopakiem?! Nie wiem co teraz będzie. Jestem setki kilometrów od domu, a ze mną jest tylko Zayn. Ten który w tym momencie wywołał u mnie paraliżujący strach i niepokój.
-Kiiiim, mówię do ciebie- machała mi przed oczami Pheobe. No może faktycznie na chwilę się wyłączyłam.
-C-Co?- no super jeszcze zaczęłam się jąkać.
-Usiądź, przyniosę ci wody- zaproponowała, a ja zrobiłam tak jak kazała. Usiadłam na "naszej" kanapie, a po chwili zjawiła się moja przyjaciółka ze szklanka wody. Wypiłam wszystko i poczułam się nieco lepiej.
-A teraz mów co się stało- zażądała Pheobe.
-Ja muszę iść do Zayn'a- mówiłam jak jakaś maszyna. Ale naprawdę wiedziałam, że jak zaraz się tam nie zjawię to on wkurzy się jeszcze bardziej.
-Nigdzie nie idziesz, jeśli się go boisz to nie możesz teraz do niego wrócić.
-Nie boję się go- skłamałam.
-Przed chwilą wyglądało to całkiem inaczej.
-Ty nic nie wiesz, nie rozumiesz.
-To mi wytłumacz.
-I tak nie zrozumiesz, nigdy nie byłaś w takiej sytuacji- do oczu zaczęły napływać mi łzy-Przepraszam, muszę iść- powiedziałam i ruszyłam w kierunku wyjścia. Słyszałam, że Pheobe próbowała mnie jeszcze zatrzymać, ale nie zwracałam na to uwagi i szybko opuściłam zatłoczony budynek. Od razu moje ciało okrył zimny powiew wiatru. No jakby nie było, była już 22:15. Rozglądałam się wokoło w poszukiwaniu Zayn'a. Nigdzie go jednak nie widziałam. W końcu dostrzegłam go kilka metrów dalej, opartego o ścianę i palącego papierosa. Jeśli znów palił w tak krótkim czasie znaczyło to tylko jedno. Był mega wkurwiony. I co ja mam teraz zrobić? Podejść do niego i przytulić jakby nic się nie stało? A może trzymać się najdalej jak to tylko możliwe? No dobra... raz się żyje. W końcu zebrałam się na odwagę i zrobiłam kilka nieśmiałych kroków w stronę Malika.
-Tutaj jesteś. Szukałam cię- powiedziałam spokojnie i łagodnie, żeby go jeszcze bardziej nie zdenerwować.
-Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego to kurwa zrobiłaś?!- od razu mnie zaatakował.
-Ja tylko z nim tańczyłam nic więcej.
-Aha czyli to, że cię obmacywał to takie NIC!- znów się uniósł.
-Chciałam go odepchnąć, no ale...- nie pozwolił mi dokończyć.
-Ale ci się podobało, prawda?!
-Nie! I przestań mi przerywać!- tym razem to ja podniosłam głos co widocznie nie spodobało się Zayn'owi.
-Żadna dziewczyna nie będzie na mnie krzyczała!- wrzasnął i uderzył mnie otwartą dłonią w policzek.
-Jesteś nikim!- wykrzyczałam przez łzy. Uderzenie wcale tak bardzo nie bolało. Bardziej niż ból czułam upokorzenie i naiwność. Głupia ja... myślałam, że się zmienił.
-Myślałem, że jesteś inna, a ty zachowujesz się jak te wszystkie tanie dziwki!
-Nawet nie wiesz co mówisz! A zanim zaczniesz mnie oceniać lepiej popatrz na siebie- powiedziałam i już chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
-Jeszcze nie skończyłem!- warknął.
-Ale ja owszem- wyrwałam mu się i pobiegłam gdzieś przed siebie. Przez szpilki nie było to wcale takie proste, ale jakimś cudem zdołałam uciec Zayn'owi. A może on wcale za mną nie biegł? Pewnie tak. Przed chwilą pokazał jak bardzo mu na mnie zależy. Ale jak to w ogóle jest możliwe? Jak człowiek tak szybko może zmieniać swoje nastroje? Przed chwilą był czuły i kochany, a teraz odstawia takie cyrki.
Stanęłam w końcu pod ścianą jakiegoś budynku i opierając się o nią zsunęłam się w dół.
-No i co ty teraz zrobisz Kimberly?- zapytałam sama siebie. Zostałam sama w mieście, którego wcale nie znam. Jedyna racjonalna opcja to wrócenie do hotelu, ale jakoś mało mi się podoba ten fakt, że z pewnością spotkam tam Zayn'a. Czyli pozostaje mi tutaj siedzieć aż do samego rana. Albo... tak to mi się bardziej podoba.
Wstałam i otrzepałam swoją sukienkę z kurzu. Z torebki wyciągnęłam małe lusterko i szybko wytarłam oznaki płaczu z twarzy. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę klubu, w którym jeszcze przed chwilą byłam. Bez żadnych problemów weszłam do środka. Mam tylko nadzieję, że nie spotkam tutaj Mlika. A Pheobe i Spencer? Miejmy nadzieję, że również już wyszli i na nich nie wpadnę. Chcę zostać sama. Sama z alkoholem. Skierowałam się w stronę baru i usiadłam na wolnym krześle.
-Wódkę z colą proszę- zwróciłam się do barmana.
-Jakieś problemy?- zapytał, kiedy zaczął przygotowywać dla mnie napój.
-Powinieneś się chyba zająć swoją pracą, a nie moimi problemami- odpowiedziałam chyba trochę zbyt nieuprzejmie.
-Barman jak psycholog musi umieć wysłuchać klienta no ale dobra. Proszę- podał mi moje zamówienie. Wypiłam wszystko prawie od razu i poprosiłam o następnego drinka. Po czwartej kolejce zaczęło mi się trochę kręcić w głowie, ale zamówiłam jeszcze jedną szklankę. Kiedy ją wypiłam i uregulowanie niemały rachunek wstałam i chciałam pójść do łazienki. Jednak okazało się to zbyt trudne. Ledwo utrzymywałam się na nogach. Gdybym była trzeźwa czułabym pewnie upokorzenie, ale teraz było mi wszystko jedno. Chciałam tylko chociaż na chwilę zapomnieć o Zayn'ie i chyba mi się to udało. Nie myślałam kompletnie o niczym. Tak jakby wszystkie problemy nagle wyparowały.
-Kim! Kimbelry! Co ty zrobiłaś?!- usłyszałam głos Spencera. Dobrze, że chłopak złapał mnie za ramię, bo pewnie wylądowałabym na podłodze.
-Spencer? Jak ja się za tobą stęskniłam- wybełkotałam, a on tylko pokiwał głową.
-Chodź musisz usiąść.
-Nie, ja musze iść do łazienki. Może pójdziesz ze mną?- sama nie wiedziałam co mówię.
-To ja zawołam Pheobe. Poczekaj tutaj proszę. Tylko nigdzie ni idź.
-Dobrze, będę grzeczną dziewczynką- zaśmiałam się jednak dopadła mnie czkawka. Oparłam się o ścianę, która znajdowała się za mną i patrzyłam jak Spencer znika gdzieś w tłumie. Po chwili znów się pojawił, ale tym razem w towarzystwie Pheobe.
-O matko, Kim. Dlaczego się tak upiłaś?- była dość przestraszona.
-Pójdzie ktoś w końcu ze mną do tej łazienki. Zaraz się posikam- totalnie nic do mnie nie docierało.
-Dobrze już. Chodź- powiedziała moja przyjaciółka i chwytając mnie po ramię zaprowadziła, mnie do toalety. Po załatwieniu swojej potrzeby razem z Pheobe wróciłyśmy do Spencera.
-Powiesz nam teraz co się stało?- dopytywali obydwoje.
-To nic. Tylko... Kocham Zayn'a, a on mnie nie- przez alkohol wydawało mi się, że to jest śmieszne, więc wybuchnęłam niepochamowanym śmiechem. Moim przyjaciele wymienili się tylko zdziwionymi spojrzeniami, ale nic na to nie powiedzieli.
-Musisz wrócić do hotelu i się wyspać, jutro macie samolot- powiedział Spencer, kiedy w końcu się uspokoiłam.
-Nie chcę. Chcę się zabawić. Zatańcz ze mną.
-Nie Kim na dzisiaj już wystarczy- powiedziała Pheobe.
-Ale ja nie chcę wracać do hotelu.
-No dobrze, to dzisiaj przenocujesz u nas. Ok?- zaproponowała a ja pokiwałam tylko głową, co oznaczało zgodę. Spencer i Pheobe trzymali mnie z obydwu stron żebym nie straciła równowagi i w końcu wszyscy razem opuściliśmy klub. Po chwili siedzieliśmy już w taksówce, a za nim zdążyłam cokolwiek pokojarzyć byłam już w mieszkaniu moich przyjaciół.

Zayn



Już dawno nie byłem aż tak wkurwiony jak w tym momencie. Stałem pod ścianą i paliłem już chyba trzeciego papierosa, ale to gówno wcale mi nie pomagało. Czułem, że cały trzęsę się od środka z nerwów, a przez moją głowę przebiega tysiąc myśli na sekundę. W końcu ją zobaczyłem. Kim. Szła w moją stronę. Z kilometra dało się wyczuć, że bardzo się denerwuję, a kiedy była już przy mnie mogłem zobaczyć w jej oczach strach. Dobrze znałem ten widok... Może i zrobiło mi się jej trochę szkoda, ale kiedy tylko wypowiedziała pierwsze zdanie wszystko mi przeszło i złość wróciła. Wymieniliśmy kilka niezbyt przyjemnych zdań, a z każdym kolejnym słowem ja coraz bardziej czułem, że zaraz wybuchnę. Nawet nie wiem kiedy, ale stało się. Uderzyłem Kimberly. Kochałem ją i to bardzo, ale w tamtym momencie to jakoś samo wyszło. Kiedy na nią patrzyłem miałem przed oczami tamtego faceta obmacującego ją. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, ze mogłaby być z kimś innym niż ja. Z kimś lepszym...
Wywiązała się między nami mała szarpanina. Kimberly płakała, a ja w jej oczach nie widziałem już strachu. Bardziej była to nienawiść. A co gorsza nienawiść do mnie. W końcu wyrwała się i pobiegła gdzieś w przeciwną stronę. Chciałem za nią biec, ale w tamtym momencie byłem w totalnej rozsypce. Z jednej strony wielka wściekłość, a z drugiej smutek, żal i wstyd za to, że doprowadziłem moją Kim do takiego stanu. Kiedy ona już zniknęła mi z oczu ja nadal stałem i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Po chwili jednak otrząsnąłem się. Wiedziałem już, że teraz do porządku doprowadzić mnie może tylko jedno... Musiałem to tylko gdzieś szybko zdobyć.

Porwana||Z.MWhere stories live. Discover now