Rozdział 3 - Umowa

370 59 65
                                    

Gdy Wiktor otworzył oczy, a przyszło mu to z trudem, widział wszystko jak przez mgłę. Postać ubranej w czerń kobiety rozmazywała się przed jego oczami. Stała kilka kroków dalej, a kiedy zauważyła, że Gallanger oprzytomniał, podeszła bliżej i pochyliła się nad nim. Ten dopiero po chwili zrozumiał, że siedzi na podłodze przy schodach, z rękami skrępowanymi za plecami, przywiązanymi do solidnej, drewnianej balustrady. Szarpnął mocno ramionami. Bez skutku.

— Spokojnie, dzikusie. Nie jestem twoim wrogiem. — Subtelny, kokieteryjny głos kobiety, przez wzgląd na zaistniałą sytuację, nie był ani trochę przekonujący.

— Dlaszego... — sapnął. Zdziwił się, że z jego ust wypadały szepty przemieszane z charkotem i świstami, jakby całe gardło miał stężałe od trucizny. — Dlaszego jesem... związany i nic... nie fice? — Odkaszlnął po ostatnich słowach, próbując opanować własny język.

— Środki ostrożności — odparła kobieta, wyciągając dłoń w stronę jego twarzy.

Wiktor znów szarpnął. Zamiast dłoni widział jasną plamę. Słyszał, jak przy każdym ruchu kobiety jej skórzany ubiór wydaje specyficzne dźwięki. Nie miał pojęcia, czego chciała włamywaczka. Założył więc, że jest niepoczytalna i niebezpieczna.

— Są lepsze sposoby na zemstę niż misja samobójcza — kontynuowała, delikatnie głaszcząc go po głowie.

— Ile wiesz? — wycharczał, próbując nie skupiać się wyłącznie na bólu tuż za mostkiem i faktem, że w każdej chwili wariatka mogłaby poderżnąć mu gardło.

— Wystarczająco, by móc ci pomóc, jak również pokrzyżować wszystkie twoje plany.

Wiktor skamieniał; był w bardzo niekorzystnej sytuacji. Wiele wskazywało na to, że podłoga lada moment mogłaby się pod nim zapaść, a on wpadłby w jeszcze większe bagno. Cholera — pomyślał, wbijając w kobietę zamglone, lecz zacięte spojrzenie. Nie zamierzał pozwolić jej zrujnować dziesięciu lat przygotowań do upragnionej, słodkiej zemsty i odebrać sobie sensu istnienia.

— Nie trudno zauważyć, że ostatnio znikają szuje podziemnego półświatka, co, nie ukrywam, jest mi bardzo na rękę. Nie lubię jednak bezsensownego rozlewu krwi, która przyprowadziła mnie wprost do ciebie. Masz wielkie szczęście, że jestem bardziej spostrzegawcza od pozostałych — dodała ciszej, rozglądając się wokół. — Postanowiłam, że możemy stać się sprzymierzeńcami. W końcu, jak to mawiają, wróg mojego wroga jest moim — spauzowała — kochankiem?

— Przyjacielem — poprawił mimowolnie Wiktor, a metaforyczna podłoga-pułapka jakby nabrała grubości. — Włamujesz się do mojego domu, odurzasz mnie, krępujesz mi ręce. Nie sądzę, by tak zaczynało się przyjacielskie relacje, ani tym bardziej coś bliższego. — Pochylił się w jej stronę na tyle, na ile pozwalała lina. — Czego chcesz?

— Zawrzeć z tobą sojusz, hrabio.

— Jeszcze raz. Dlaczego miałbym ufać kobiecie, która włamuje się do mojego domu, otumania mnie i związuje?

— Skrępowałam cię dla twojego dobra. I mojego. Nie znam cię osobiście. Nie wiem jaka bestia w tobie drzemie. Zrozum, mój drogi. Masz krew na rękach, a ja chcę tylko — westchnęła głęboko z uśmiechem — pomóc założyć ci na nie rękawiczki.

Usiadła na pierwszym schodku, wyciągając nogi przed siebie.

— Nie odpowiedziałaś...

— Ja znam ludzi — przerwała mu — a ty, jak mniemam, chcesz zaistnieć w półświatku. Twoje krwawe ślady mówią same za siebie. Kto będzie następny? Fabrice Chevalier? — zachichotała, widząc poruszenie w oczach Wiktora, ale kontynuowała — Hugo Belmont? Może sięgasz jeszcze dalej? To nie będzie łatwe biorąc pod uwagę twoje aktualne możliwości.

Gallanger (wstrzymane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz