4| Please Don't Say Anything

Start from the beginning
                                    

Piękny kontrast, wprawiający ją w oniemienie i podziw, chcący tylko poczekać aż ten obudzi się ze swojego spokojnego snu i otworzy jedno ze swoich oczu. 

Oh te dopiero były historią. Opowieścią zostającą aż po sam jej sen, pojawiająca się nawet, gdy nie widziała jej w rzeczywistości. Głębokie i ciemne przyprawiające ją o dreszcze i ciepłe rozlegające się po całym ciele, uczucie. Patrzące do niedawna na nią z nieznanym zamiarem, zatapiając ją w czymś co wydawało się tak przerażające, a zrazem hipnotyzujące w najpiękniejszy sposób. 

Czy była to miłość? Zwykłe zauroczenie? 

Nic z tego i nawet, gdy jej serce biło szybciej, nie było to spowodowane niczym co mogło by pod to podchodzić. 

Była w rzeczywistości pełna podziwu, traktując osobę przed nią bardziej jako dzieło sztuki, hipnotyzujące ją swoim wyglądem w taki sposób, że nie umiała myśleć o niczym innym. Jego obecność przyprawiała ją o pojawiającą się nieśmiałość czy lepiej, niepewność. 

Niewiadomych przyczyn, lub i wręcz przeciwnie, ta intrygująca postać ruszyła się, wydobywając z siebie raczej zmęczony jęk. Jego ciężka ręka lodująca tuż przy niej, zahaczając jej pole widzenia swoimi licznymi pierścieniami, w tym świetle zdającymi się zdecydowanie bardziej błyskotliwe. 

To wystarczyło by upewnić ją w przekonaniu, że nie powinno jej tu być, nawet mimo tego, że naturalnie spała by dużo dłużej. Wstała do siadu, patrząc jak jedwabista pościel przesuwa się po niej z zaginioną gracją, odkrywając jej mleczny brzuch. 

Oczy spojrzały na pomarańczowo różowy pejzaż, ze słońcem chowającym się jakby ze wstydu. Poranek tak piękny, za piękny jak na jej miejsce położenia. Godzina może nie późniejsza niż piąta nad ranem, odbijająca się każdym stopniem na jej zmęczonej posturze.

Jedna za drugą, czuła zimno odkrytych paneli, oddychając z satysfakcji, gdy te dopiero zamieniły się na miły dywan. Po cichu starała się zebrać każda leżącą część garderoby, nie mając więcej czasu by lepiej przyjrzeć się otoczeniu. 

Subtelne spojrzenia w jego stronę, za każdym razem z nadzieją że ten pozostanie w swoim spokojnym śnie. To zdawało się uspokoić jej tłumiące się myśli, wymyślając piękny scenariusz niczym z baśni. 

Wczorajsza noc to tylko sen, piękny i grzeszny, kłamliwy swoim realistycznym widokiem, który pozostawia za sobą jedynie niedosyt. Materiał sukienki przyległ do niej jak niemiłe wspomnienie, a buty niewygodnie obcierały jej kostkę.

Choć dopiero po czasie zrozumiała, że niemiły odgłos stukotu obcasa może być zbyt głośny, by zostawić bruneta w krainie snów, ten jednak nie pojawił się ani po minucie, ani po kilku kolejnych, które poświęciła na szukanie swojego zaginionego płaszcza. 

Ten zdawał się jak nazłość wisieć w najoczywistszym miejscu, zbyt widocznym by ktoś mógł go przeoczyć, jednak mówią że zawsze są wyjątki, a ona wyraźnie tylko to potwierdziła.

 Usta zaciśnięte w jedną linie, głowa podniesiona do góry ze sztuczną dumą, tylko pozorną, będącą czymś co trzyma ją od załamania się w tej chwili, w tym miejscu. Sekundy dłużyły się zdecydowanie nieprzyjemnie, a odgłos tego dzwoneczka i nadjeżdżającej windy zbyt przyjemny. 

Spojrzała do środka, wraz z pewnym krokiem w jej stronę, natrafiając od razu na ciemne oczy osoby znajdującej się już w środku. Nie powiedziałaby, że te były zimne, ale co najwyżej nieprzyjemne, wprowadzające jej ciało w nieprzyjemny dyskomfort. 

Kompletnie bezwstydnie, jak gdyby ta była jakimś dziwnym obrazem, wystawionym na oczy jeszcze dziwniejszego krytyka. Irytacja budowała się z każdą sekundą, a samokontrola uciekała wraz z każdym mijanym piętrem. 

 Love Lies | Kim Taehyung Where stories live. Discover now