Rozdział 3 - Las Zbawienia

126 6 10
                                    

- W takim razie co zamierzasz zrobić - Spytał Horace - Jest ich ponad siedemdziesięciu. Nie damy rady ich pokonać.

- A kto powiedział, że chce ich pokonywać? - Spytał ze złowieszczym uśmieszkiem Will, który właśnie ukształtował w głowie plan idealny. - Jedziemy do Norgate.

- Jak to do Norgate - spytał wyraźnie zdziwiony Horace. - Przecież oni mogą już nie żyć zanim my zdążymy tu wrócić.

- Racja - Przyznał Will - Lecz jeśli my zginiemy atakując samotnie siedemdziesięciu ludzi to nikt im nie pomoże.

- Niech będzie - Mruknął niezadowolony rycerz. - To kiedy wyruszamy?

Teraz - Odparł z determinacją Will - No już zbieraj się.

- Nie było nawet śniadania - Jęknął Horace

- Och, to teraz nie liczy się to, że jak wrócimy oni mogą już nie żyć - Spytał Will z tryumfem w duszy, że udało mu się dopiec przyjacielowi.

Horace tylko mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zaczął się pakować.

Niespełna godzinę później byli już w siodle. Jechali ile sił w nogach byle tylko zdążyć na czas. Po czterech godzinach nieustannej jazdy, zatrzymali się na krótki popas, zjedli, napoili konie i ruszyli w dalszą drogę. Dzięki temu około godziny czternastej byli już w małej wiosce pomiędzy Yazuac, a lennem Norgate. Tam zatrzymali się w jednej z gospód i pozwolili sobie na dłuższy odpoczynek. Will rożłożył mapę i zagadnął:

- Jesteśmy tutaj - wskazał czubkiem saksy małą wioskę pomiędzy Yazuac, a lennem Norgate. - Stąd dzieli nas już tylko dzień jazdy do Norgate, ale jeśli utrzymamy tempo dziś późnym wieczorem powinniśmy dojechać.

- Willu musimy się tak śpieszyć? - Spytał błagalnie Horace

- Och czyżby pierwszy rycerz królestwa właśnie jęczy z powodu swojego braku kondycji - spytał z podniesioną brwią i uśmiechem na twarzy - Tak, Jeśli chcemy dotrzeć na czas aby ich uratować musimy utrzymać jak najlepsze tempo.

W wiosce spędzili jeszcze nieco ponad godzinę omawiając różne ważne tematy. Kupili również dodatkowego wierzchowca, białego rumaka - wyglądał na najlepszego z miejscowej stadniny. I ruszyli w dalszą podróż. zatrzymywali się tylko na krótkie popasy co 2 godziny, aby dać odpocząć koniom. Około dwie godziny po zmroku ujrzeli na horyzoncie las Grimsdell i odetchnęli z ulgą. Był mroczny, choć wszelkie iluzje w nim zawarte miały swój urok. Po mniej więcej dwóch kwadransach dotarli na polane i ku im zaskoczeniu Malcolm już na nich czekał.

- Witajcie! - Krzyknął cały uradowany i przytulił się do Willa oraz Horace'a - Czemu zawdzięczam tę wizytę?

Porwali Halta oraz czterech innych zwiadowców - Wypalił Will. Uśmiech Malcolma zszedł. - Potrzebujemy twojej pomocy, a dokładniej czegoś odciągającego uwagi.

- Pomogę wam, jednakże nie osobiście - Uzdrowiciel wyraźnie posmutniał - Ostatnio mam spore problemy z Johnem oraz Wensleyem (mieszkańcy lasu Grimsdell) - Biedacy mają wysoką gorączkę oraz kaszel. Ale do rzeczy: Czego dokładnie potrzebujecie.

- Tak jak już wspomniałem czegoś co odciągnie uwagę. - Odparł Will i po chwili wpadł na świetny pomysł - mogą być te kule dymne, których użyliśmy, aby powstrzymać Tennysona.

- Niestety nie mam ich - Odparł Malcolm, a gdy zobaczył smutną minę Horace'a oraz Willa dodał: - Ale jestem w stanie je przygotować. To zajmie około trzech godzin.

- Świetnie - Odparli obaj z promiennym uśmiechem po czym Horace dodał - Masz może coś do jedzenia? Konam z głodu.

Och do prawdy? - Powiedział Will unosząc brew z uśmiechem na twarzy - A to do ciebie nie podobne.

Zwiadowcy - Ostatnia PodróżWhere stories live. Discover now