Siedział sam pośrodku pomieszczenia w kompletnej ciszy od czasu do czasu przeplatanej z krzykiem bądź innymi dziwnymi, czasem wręcz „niessaczymi" odgłosami, które przyprawiłyby każdego normalnego ssaka o dreszcze. Tutaj było to jednak normalnością. Pokój był jednym z wielu w budynku, a każdy był kopią innego. Takie samo metalowe łóżko z białym materacem oraz poduszką w tym samym kolorze, takie same prostokątne okienko okratowane od zewnątrz, taki sam sedes wyciosany jakby z jednego kawałka metalu.
Podłoga z tych samych metalowych płyt i szare betonowe ściany obite do połowy wysokości, chroniącą rezydentów miękką, ćwiekowaną niczym fotel kierownika w kasynie, białą tkaniną. Wystrój tego pokoju, jego pokoju, był jednak inny w kilku aspektach. Łóżko stało na sztorc pod jedną ze ścian podczas gdy materac podpierał przeciwległą ścianę. dookoła nich rysowała się plątanina rys i zadrapań. Rozpościerała się wszędzie, a czasem po wszystkim.
Jedynym miejscem wolnym od trójwymiarowych bazgrołów było samo centrum pokoju, zarówno na suficie jak i na podłodze.
I tak siedział wgapiony w nicość ukrytą w metalowej podłodze. Nieruchomy jak figura z wosku do tego stopnia, że nawet najmniejszy mięsień twarzy, uszu czy oka mu nie drgnął. Zdawać się mogło, że nawet nie mruga i/lub nie śpi, sądząc po przekrwionych od suchości bądź zmęczenia oczach.
- Witaj ponownie Matty. - rozległ się z głos zza drzwi do sali.
W jednym momencie sierść Matta się nastroszyła, a oczy lekko drgnęły. Napiął się jak cięciwa łuku lecz dalej został w tej samej pozycji. Spojrzał powoli, drżąc, na drzwi, a dokładniej na miejsce w którym powinien być zamknięty lufcik. Powinien.
- Ładny masz tu wystrój. To trafiające do serca i dające do myślenia awangardowe ustawienie mebli. - drwiąco kontynuował głos, który znalazł się po jego prawej stronie.
Przesunął już szeroko otwarte oczy, wyglądające niczym wrota do zamku w stronę persony. Zapragnął nagle by jego obawy nie okazały się prawdą. Prawda bywa bolesna, lecz łatwo potrafi stać się koszmarem. Poderwał się z podłogi jak rażony prądem i mimo początkowej wywrotki na twarz, ruszył do materaca. Jednego z dwóch bastionów i jedynego obecnie dającego mu schronienie. Schował się za nim i zaczął płacz wymieszany z rykiem strachu.
- Nie, nie, nie. Nie ty. Proszę. Nic nie zrobiłem. Nic nie zrobiłem. - skończył i susem wskoczył na szczyt materaca.
Zaczął drapać ścianę w kolejnym miejscu. Chaotycznymi ruchami tworzył kolejne rysy. Szły one w każdym kierunku. Jedne nie dotykały siebie, inne krzyżowały się ze sobą, jeszcze inne stawiał w miejscu gdzie już wcześniej to robił. Tworzył je swoimi długimi pazurami, których za żadne skarby nie pozwolił sobie obciąć. Ukradkiem tylko patrzył na postać świdrującą go spojrzeniem i obrażająca uśmieszkiem. Rdzawa postać wstała z przyklęku, a jej wzrok utkwiony był w ścianie przed nim. Matt obserwował go bacznie mimo, iż wiedział co zrobi. Wszystko robił jak w zegarku. Wstanie, spojrzy w okno na księżyc, rzuci głupkowatym acz celnym żarcikiem i zniknie dosłownie w mgnieniu oka. Tak przynajmniej się mu wydawało. Popadał w coraz większy obłęd, gdy stał dłużej niż zazwyczaj.
"Baron Rdzy" jak go nazwał Matt, tracąc zmysły od ilości spotkań, uśmiechnął się tajemniczo by chwilę później wydać z siebie rechot przyprawiający o zawał serca. Światła zaczęły mrugać nabierając na częstotliwości i długości przebywania w ciemnicy. Widział tylko jego białe kły i zarys pazurów. Śmiech nie ustępował, a królik zaczął wrzynać się swoimi pazurami w materac do tego stopnia, że czuł jak zaczynają się stykać ze sobą.
YOU ARE READING
Dekadencja Morfeusza
FanfictionDwa lata minęły niczym mrugnięcie okiem lub pędząca myśl. Jeśli myślisz, że świat się zmienił w tym czasie to jesteś w błędzie. Toczy się niczym fikcja. Twórca tej historii pisze ją bezwiednie , odcięty od cenzury narzucanej przez społeczeństwo, pr...