Chapter 7

67 4 0
                                    


            Spojrzałam na przyjaciółkę z ukosa i zacisnęłam mocno wargi. W tym momencie Clarie przestała zajmować się moimi włosami i również zawiesiła na mnie swój wzrok. Patrzyła na mnie tak przenikliwie, jakby chciała przewiercić mnie na wylot.

- Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? – wydusiła z siebie przez zaciśnięte gardło, ja jednak nie potrafiłam odpowiedzieć nic a nic. – Proszę cię, tylko o jedno cię proszę.

- Co mam Ci powiedzieć?

- Prawdę, Tove. Nie chcę niczego więcej.

Zastanawiałam się czy dalej udawać, że nie domyślam się, o co może chodzić. Wtedy naszła mnie myśl, że duszę to w sobie. Wszystkie te emocje, a przecież nie mam nikogo bliższego od Clarie, więc komu miałabym się wygadać?

- Chodzi ci o moje zachowanie? – zapytałam.

- Chodzi mi o wszystko. Nie wiem co się z tobą dzieje, Wiem już, że nikt cię nie skrzywdził, ale wiem też, że nie jesteś sobą. Coś się wydarzyło, a ty mi nie mówisz co takiego. Jak mam ci wobec tego pomóc?

Clarie oddaliła się ode mnie i siadła z głębokim wydechem na kanapie. Jej nogi były rozsunięte w nieeleganckim rozkroku, a chwilę później oparła łokcie na kolanach i zwiesiła głowę. Ja tymczasem odwróciłam się na krześle w jej kierunku i pocierałam dłońmi o materiał spodni, które już po chwili jedynie rozmazywały pot.

- Chodzi o Manley'a...

- Wiem.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Skąd mogła o tym wiedzieć? Wtedy Clarie – nadal nie podnosząc głowy – odparła:

- Zauważyłam twoje poruszenie, gdy tylko ktoś wchodził na jego temat. Stawałaś się czujna, jednocześnie mówiłaś o nim same miłe słowa i przede wszystkim miałaś wszystkie nerwowe odruchy, jakie tylko robisz w stresujących momentach. Może nie wyglądam, ale mam trochę pojęcia o ludzkiej psychice. Dlatego też doszłam do wniosku, że nie jest to swego rodzaju efekt sztokholmski, bo nigdy nie zrobił ci nic złego. Zawsze był miły, na zajęciach zawsze, podkreślam, zawsze zwracał uwagę tylko na ciebie.

Milczałam, choć chciałam powiedzieć tak wiele słów. Oczy zaszły mi łzami, wiedziałam, że jako przyjaciółka już dawno dałam dupy. Zawiodłam jedyną ważną dla mnie osobę.

- Nie rycz już, gadaj wszystko – walnęła zrezygnowanym głosem.

- Nie mamy romansu, jeśli podejrzewasz nas o coś takiego. Po prostu... - zawiesiłam się szukając dobrych określeń, których jak na złość mi brakowało – spotkałam go przed pierwszymi zajęciami w autobusie. Ustąpił mi miejsca, chyba zauważył, że słabo się czułam. A potem musiał mnie rozpoznać.

- Nie powiedziałaś mi tego. A to, że ustąpił miejsca chyba nie jest niczym nieodpowiednim, prawda? – żachnęła lekko rozdrażniona, ja jednak nie zareagowałam i ciągnęłam dalej.

- Potem miałam tą głupią wpadkę na tańcu i to wtedy się zaczęło. Nadal nic się nie wydarzyło, ale ja coś... - położyłam rękę na piersiach i docisnęłam ją kierunku mostka – tutaj.

Właśnie wtedy Clarie uniosła głowę i zaciągnęła ze świstem powietrze. Patrzyła na mnie z rozchylonymi ustami i równie szeroko wytrzeszczonymi oczami. Zaczęła kręcić głową i skubać zębami wargę.

- Wstydziłaś się? – wyszeptała.

- Bałam. Co miałam ci powiedzieć? Tak bardzo cię przepraszam! – wstałam prędko, by już po ułamku sekundy kucać przed przyjaciółką. – Dopiero co opowiadałam, że mój pożal się Boże były chłopak był gejem i że nie chcę teraz kontaktu z żadnym facetem.

- Ale, Tove to coś innego! – Dziewczyna złapała mnie za dłonie. – Co się potem stało? Wtedy, kiedy chciał z tobą pogadać?

- Kazał mi przyjść na wizytę do kliniki. Czekał na mnie po pracy, byłam jego ostatnią pacjentką, a na dodatek nie wziął ode mnie pieniędzy. Jak miałam wychodzić to zobaczyłam, jakie ma piękne oczy, takie niespotykane, wiesz? I on też się na mnie tak długo patrzył. I to było miłe. Zupełnie inne niż spojrzenie Maxa. On był zaangażowany w ten kontakt. Ale luz, jestem rozsądna i wiem, że nie mam najmniejszych szans.

Clarie patrzyła na mnie z powagą, jaką ostatni raz miała na twarzy w momencie, gdy dowiedziałyśmy się, że nasz dobry kolega popełnił samobójstwo.

Jej oczy były przepełnione czymś, czego nie umiem sprecyzować, bo to nie było współczucie, ale też nie było to podniecenie. Zniknęły jej wiecznie uniesione policzki, bruzdy wokół ust jeszcze bardziej się uwydatniły. Aż wreszcie, po kilku naprawdę długich sekundach, które dwoiły się i troiły w moim umyśle, zsunęła się z kanapy i upadła głucho na drewnianą posadzkę, by zaraz potem objąć mnie najmocniej jak potrafiła. Przycisnęłam jej głowę do ramienia i pozwoliłam, żeby jedna, dosłownie jedna łezka wypłynęła swobodnie z oka.

- Dziękuję, to dla mnie wiele znaczy – twoje zaufanie do mnie. Ja naprawdę mocno cię kocham i nigdy nie pozwolę, żebyś była nieszczęśliwa. Dlatego teraz pozwolę ci wybrać.

- Co takiego? – zapytałam dalej wciskając się w ramiona przyjaciółki.

- Czy chcesz zapomnieć o Marley'u...

- Manley'u... błagam – poprawiłam.

- Bądź, co bądź. Chcesz o nim zapomnieć i totalnie dziś zaszaleć czy korzystasz z faktu, że nikt dziś nie wie, kto kim jest i my to wykorzystamy do oczarowania naszego doktorka?

Oderwałam się z prędkością światła od rudowłosej i dosłownie wgapiałam się w nią z miną myślą nieskalaną. Zwariowała, nic tylko zwariowała.

- W grę wchodzą tylko te dwie opcje, więc się zastanów kochana!

- Jesteś niepojęta.

- Być może, ale jeszcze nigdy nie widziałam cię w takim stanie.

- Bo wiem, że to uczucie jest najzwyczajniej w świecie platoniczne. Nie mam prawa nic do niego czuć. A to jest zwykłe zauroczenie, które minie za jakieś trzy miesiące z hakiem.

- Wiesz, że zauroczenie trwające powyżej tego okresu, zamienia się w zakochanie, a zakochanie w przyzwyczajenie i potem w przywiązanie do drugiej osoby?

- A wiesz, że nie każde zauroczenie to przedsmak gorącej miłości skierowanej do osoby obdarzonej tym uczuciem? – odbiłam piłeczkę.

- Zdajesz sobie sprawę, że twoje odruchy psychosomatyczne wskazują na duże zainteresowanie jego osobą?

- Czy słyszałaś, że im częściej o kimś myślisz, tym bardziej się do tej osoby przywiązujesz?

- Miałaś już jakiś erotyczny sen z nim w roli głównej?

Tego było już za wiele.

- Jesteś stuknięta!

- Powtórzę się, być może! Ale za to, to ja będę zakładać ci podwiązkę przed waszym weselem.

Drodzy Państwo, zapowietrzyłam się. Czy jest na sali lekarz? Ratunku! Właśnie robię bul bul bul pod wodę! 

Good Morning  || student storyWhere stories live. Discover now