Chapter 5

60 4 1
                                    


Siedziałam na kanapie w pokoju Clarie czekając, aż wyjdzie z łazienki. Miałyśmy jechać dziś razem na zajęcia, ale jeśli laska zaraz się nie ogarnie, to nie będę na nią czekać.

- Halo – stuknęłam wreszcie w drzwi – wyłaź!

- Daj mi się do cholery wysikać! – usłyszałam.

- Hmm, już widzę to sikanie – mruknęłam pod nosem.

- Co ty tam pieprzysz? – zawołała.

- Pospiesz się, bo wyjdę sama.

Raptownie usłyszałam szum wody i po chwili znajoma twarz wychyliła się zza drzwi.

- Nic by się nie stało, gdybyś się raz spóźniła.

- Owszem, ale nie ma takiej potrzeby – rzuciłam lekko niewyraźnie, gdy byłam w chwili zakładania butów.

Emocje, które od wczoraj we mnie siedziały wciąż nakazywały mi opowiedzieć Clarie o tym, co się wydarzyło. Nie pisnęłam jednak ani słowa. W drodze na uczelnię sprawnie wymyślałam coraz to nowsze tematy do rozmowy. A gdy w końcu dotarłyśmy, odprowadziła mnie na klatkę schodową.

- Co teraz masz? – zapytała mnie przyjaciółka.

- Właśnie idę na psychologię, a ty? – zapytałam stając już jedną nogą na schodach.

- Ja muszę odrobić jedne zajęcia z chemii – westchnęła ciężko – swoją drogą, zapomniałam ci powiedzieć!

Zerknęłam na nią z zaciekawieniem, jednocześnie poprawiając włosy i uśmiechając się do jakiegoś starszego wykładowcy.

- To znaczy?

- Słyszałaś o balu halloweenowym? – uniosłam nieznacznie brew do góry.

- No oczywiście, że nie... Czemu mnie to nie dziwi? – parsknęła ironicznie – Nieistotne, w każdym razie w Gmachu Głównym trzydziestego pierwszego października będzie bal. W sumie to chyba trudno to nazwać balem, bo nie będzie żadnych stolików, wpuszczają za okazaniem legitymacji. A opłata to raptem kilka dyszek, żeby kupić przekąski i picie.

- Brzmi fajnie. A co ze strojem?

- Należy ubrać się jak na bal, ale należy mieć maskę czy coś w tym stylu. Wiesz, żeby twarzy nie było widać – wymachiwała przy tym rękoma.

Przeszło mi przez myśl, że to naprawdę interesująca rzecz i postanowiłam po zajęciach się tym zainteresować. Nie zdziwię się, jak większość studentów przyjdzie w maseczkach.

- To już za tydzień... Nie wiem czy możemy się dopisać – olśniło mnie.

- Chciałabyś iść? – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.

- Myślę, że jestem tym zainteresowana.

- To genialnie! Nic się nie martw! Ja wszystko ogarnę jeszcze dziś wieczorem – zawołała podekscytowana.

- Uspokój się – zaśmiałam się lekko. – Dobra, laska, zmywam się. Jak się czegoś dowiesz to daj znać!

- Pewnie!

Ucałowałyśmy się w policzek na pożegnanie i każda poszła w swoją stronę.

Panująca na zajęciach grobowa atmosfera nie pomagała w skupieniu się. Dodatkowo cichy i stonowany głos prowadzącego prędzej usypiał niż kogokolwiek interesował. Marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej wrócić do domu i zjeść obiad. W chwili, w której myślałam co sobie ugotuję zawibrował mój telefon. Zerknęłam na niego dyskretnie i zauważyłam, że to Clarie do mnie napisała:

Clarie: w sprawie balu trzeba odezwać się do Marley'a, samorząd już zamknął listę, ale on może nie do końca legalnie nas dopisać

Tove: Co masz na myśli?

Clarie: samorząd już oddał listę do klepnięcia Marley'owi i on miał ją przekazać komuś u góry, jeśli jeszcze tego nie zrobił, to można z nim pogadać. Sprawdzę kiedy będzie i do niego pójdę

Gdy to przeczytałam wpadłam na lepszy pomysł. To ja chciałam się z nim spotkać i zobaczyć jak będzie się zachowywał, wobec tego szybko odpisałam, że ja sama do niego pójdę, bo zerwę się wcześniej z zajęć. Była to oczywiście bujda na resorach, ale miałam irracjonalną potrzebę zobaczenia się z nim.

Po skończonych zajęciach udałam się do gabinetu Manley'a, licząc, że go tam zastanę. Niestety, ucałowałam klamkę. Kiedy już oddaliłam się kilka kroków od sali, usłyszałam za sobą swoje imię. Gdy się odwróciłam zobaczyłam idącego pospiesznym krokiem doktora.

- Dzień dobry, pani Tove – odezwał się bez cienia uśmiechu – co panią do mnie sprowadza?

- Przyszłam zapytać się, czy istnieje jeszcze możliwość dopisania mnie i jeszcze jednej osoby na bal halloweenowy? – zapytałam się, a jego wzrok niemal w tej samej chwili stał się bardzo niepokojący.

- Niestety, lista jest już zamknięta – odparł wciskając klucze do zamka.

- Wiem o tym, ale dopiero dziś się o tym dowiedziałam. Naprawdę nie da się nic zrobić? – mój głos był niemalże błagalny.

Doktor głośno westchnął i jeszcze raz zmierzył mnie lodowatym wzrokiem, po czym rzucił niby od niechcenia:

- Kto miałby z panią iść?

- Ja i moja przyjaciółka, Clarie...

Mężczyzna mi przerwał.

- Jutro najpóźniej chcę widzieć pieniądze za obydwie panie, inaczej wypisuję was z listy.

Prawie podskoczyłam z radości. Uśmiechnęłam się szeroko, tak że jestem pewna, że zauważył moje dołeczki na policzku.

- Bardzo panu dziękuję. Za siebie mogę zapłacić choćby teraz, co do Clarie – gwarantuję, że do jutra wszystko ureguluje.

- W porządku, zapraszam do środka. Muszę spisać pani numer indeksu – wskazał ręką na wnętrze gabinetu.

Nieśmiało weszłam do środka, przypominając sobie pierwszą wizytę w tym miejscu. Oj nie było to ani miłe, ani komfortowe. Brunet wskazał mi miejsce na krześle, sam jednak oparł się o blat biurka i stanął przede mną.

- Bierze pani osobę towarzyszącą?

- Niestety nie.

- A koleżanka?

- Również nie, chyba że o czymś nie wiem.

- Jasne, rozumiem. Dobra, przejdźmy do konkretów – rozporządził.

Podałam mu wszystkie potrzebne informacje oraz zapłaciłam składkę. Podczas tego spotkania zachowywał się bardzo profesjonalnie. Nie powiem, zrobiło mi się trochę przykro, co było oczywiście mocno niepoważne. Jak studentka może czuć się rozgoryczona, bo wykładowca nie wykazuje zainteresowania jej osobą.

Jesteś żałosna, Tove...

Good Morning  || student storyWhere stories live. Discover now