Chapter 4

71 4 0
                                    

            Kiedy nadchodzą myśli, że nie jesteś lojalny w stosunku do własnych przyjaciół? Kiedy potrafisz nie opowiadać im o tym, co się u ciebie wydarzyło, ale nie dlatego, że jest to nudne, tylko dlatego, że nie masz ochoty na dzielenie się emocjami z nimi.

Jest mi źle, bo mam tajemnice przed najbliższą mi osobą. Nie potrafię opowiedzieć Clarie o spotkaniu naszego doktorka w jego klinice. Myślałam, że on tam tylko pracuje, tymczasem okazało się, że zatrudnia innych specjalistów.

Dowiedziałam się tego wszystkiego podczas badania, na które nalegał. Co więcej, oprócz nas była tam tylko recepcjonistka, która po wpuszczeniu mnie do doktora Manley'a od razu wyszła. Czułam się nieco speszona, nigdy nie spotkałam się z tym, że lekarz był gotów poczekać na pacjentkę po godzinach pracy, w dodatku nie chcąc za to żadnego wynagrodzenia.

Jednak najbardziej niezręczna sytuacja nastąpiła dopiero pod koniec wizyty.

Siedziałam na białym, plastikowym krześle tuż przed moim wykładowcą, który siedział za służbowym biurkiem i zerkał to na monitor komputera, to na notatki.

– To tak jak mówiłem, proszę stosować przepisaną maść, w razie nieustającego bólu proszę zgłosić się jeszcze raz – mówił zapisując coś na komputerze.

– Dobrze, bardzo dziękuję. Ile płacę? – zapytałam otwierając torebkę, jednak mając nadzieję, że nie zechce ode mnie pieniędzy. Mężczyzna nagle podniósł głowę patrząc na mnie przeciągle. Odchrząknął dość głośno i powiedział:

– Już pani mówiłem, nie płaci mi pani, to ja nalegałem na badanie. Poza tym sam byłem studentem i nie wyobrażam sobie pobierać opłaty od pani.

– Czuję się coś panu winna – mruknęłam miętosząc bluzkę w dłoniach.

Uśmiechnął się półgębkiem i zawiesił swój wzrok na mojej twarzy.

– Nie jest mi pani nic winna. Spokojnie.

Doktor wstał od biurka, więc sama również się podniosłam, jednak uznałam, że skoro nic mu nie płacę, to z czystej kultury powinnam na niego poczekać. W tym czasie mężczyzna spakował swoje rzeczy do skórzanej torby, zaś plik kartek ułożył w równiuteńki stosik, tuż obok pedantycznie równo położonych ołówków. Kilka długopisów wrzucił niedbale do kubka. Na koniec rozejrzał się po gabinecie, jakby sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Chwilę później złapał za torbę i obszedł biurko tak, że stanął tuż przede mną. Jednak mi się wydawało, wcale nie jest tak niewiele wyższy ode mnie. Myślę, że to różnica kilkunastu centymetrów, nawet w swoich najwyższych szpilkach nie byłabym wyższa. Zwiesił delikatnie głowę i westchnął przeciągle.

– Nie chce mi się stąd wychodzić – żachnął.

– Tak pan lubi to miejsce?

Spojrzał mi prosto w oczy. Miał nietypowy kolor, coś miedzy granatem a szarością. Te dwa kolory świetnie się przenikały. Od źrenicy jaśniejsze tony, aż do głębokiego niebieskiego.

– To też – uśmiechnął się ironicznie. Nie zrozumiałam o co mu chodzi, więc zmarszczyłam brwi. – Jedzie pani do domu?

Świetna zmiana tematu, brawo.

– Tak, jadę – urwałam.

– Zaproponuję, że panią odwiozę.

– Oh, zdecydowanie nie ma takiej potrzeby, pod blokiem mam przystanek. Poza tym, pan chyba również jechał autobusem rano.

Good Morning  || student storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz