ROZDZIAŁ I

334 7 7
                                    

     Wrzosowa Łapa chrapnął. Na tyle głośno chrapnął, że obudziło go to, z pięknego snu, o tym, jak w końcu Jasny, jego starszy brat, dostaje w te swój niewychowany i arogancki zadek. Skoro już udało mu się obudzić, pora była ogarnąć się i iść poszukać swojego mentora, Sowiego Wrzasku. A nie, chwila... czy przypadkiem... Na święty księżyc, dziś był dzień, w którym Wrzosowa Łapa w końcu zostanie wojownikiem. Znaczy, właściwie, to nie powinien tego wiedzieć, ale dostał wczoraj wieczorem, od swojego mentora, a jednocześnie zastępcy Klanu Cienia, cynk, że Czarna Gwiazda ma dziś mianować na wojowników Wrzosową Łapę, jego przyjaciółkę, Makową Łapę, oraz oczywiście Jasną Łapę, który był co prawda starszy i z innego miotu, ale jego ceremonia opóźniona została z powodu jego problemów zdrowotnych. Dobrze mu tak było. Nie to, że Wrzosowa Łapa nie lubił Jasnego. Po prostu był on tym typem starszego brata, którego ma prawie każdy mający starszego brata. To nie był ten pomocny i miły przyjaciel rodziny. Raczej ten denerwujący i ciągle posyłający w twoją stronę wredne uwagi. Wrzosowa Łapa przeciągnął się i ziewnął, próbując otrząsnąć się z resztek zmęczenia. Wyobrażał je sobie jako takie krople błota na wibrysach, śmierdzącego w tak okropny sposób, że aż odurzający. Niestety wyobraźnia kocura niewiele pomagała mu w treningu, a raczej bardziej go rozpraszała, więc starał się ją jak najbardziej ograniczyć, tak jak radził mu mentor. Gdy już tyle o ile się rozbudził, przecisnął się przez wyjście z legowiska uczniów i po raz ostatni otrząsnął głowę.

      - Już się wyspałeś, śpiochu? – zapytał Wrzosową Łapę z uśmiechem Sowi Wrzask.
      - Um... przepraszam – wyjąkał zawstydzony uczeń, czując wzrok całej ekipy: Makowej, Jasnego i Sowiego. Chyba łatwo zrozumieć, że nie było to komfortowe.
      - Nie ważne, nie ma za co. Teraz przygotujcie się maluchy – Jasna Łapa skrzywił się, zdecydowanie nie był zadowolony z tego przezwiska, ale Sowi Wrzask zawsze uwielbiał go denerwować. Wiedział, że Jasny nie może mu nic zrobić – Dzisiaj, jak już pewnie niektórzy z was wiedzą – spojrzał wymownie na Wrzosową Łapę - Macie odbyć wasz ostateczny test. Wyślę was, każdego w inną część terytorium. Waszym zadaniem, będzie zaprezentować się jak najlepiej, przed wojownikami, którzy zostaną wybrani, by nadzorować wasz test. Nie będziecie ich widzieć, więc jeśli najzwyczajniej upolujecie najwięcej zwierzyny, ile tylko możecie, prawdopodobnie zdacie. Macie szczęście. Jeszcze nie skończyła się Pora Zielonych Liści. Kiedy ja byłem mały, musiałem zdawać tę próbę, gdy było zimno, a pod łapami leżał śnieg! No dobrze, Wrzosowa Łapo, ty idziesz w stronę terytorium Klanu Wiatru i Wysokich Skał. Jasna Łapa pójdzie w okolice Drogi Grzmotu, a Makowa Łapa na bagna. Zrozumieliśmy się? Mam nadzieję. Teraz uciekajcie. Nie zawiedźcie mnie.

     Wrzosowa Łapa nie miał nawet czasu przedyskutować niczego z Jasnym ani Makową. Szedł już dobre dwadzieścia minut, co chwila zerkał do tyłu, szukając kota, który miał go niby oceniać, grzęznąc w błocie, przez większość drogi, ponieważ ulewne burze pojawiały się ostatnio zaskakująco często, co wcale nie pomagało wysuszyć ziemi. Zresztą, już czuł jak krople kolejnej ulewy przeszywają mu jego rude, pręgowane futro, świetnie odznaczające się na tle zielonej trawy i brunatnego błota. Niemal czarne chmury powoli wsuwały się na niebo, zachowując się, jakby mieszkały tam zawsze i wróciły właśnie na podwieczorek, ze spaceru. Rudzielec zastanawiał się właśnie, co sprawiło, że jest w takiej sytuacji i przede wszystkim, co mógł zrobić, żeby temu zapobiec. Gdyby został uczniem medyka? Szałwiowy Liść już od dawna nie miał żadnego ucznia, może to było właśnie przeznaczenie Wrzosowego? Raczej nie. Ciągle śmierdziałyby mu łapy od jakiegoś zielska, nie umiałby sam o siebie zadbać... Przynajmniej może mógłby nałykać się od czasu do czasu jakiegoś maku, czy czegoś innego i po prostu przespać wszystkie swoje problemy. Może nie miał ich wiele, ale zdawały się ciążyć na nim, jak kamienie. Od dłuższego czasu chciał już zostać wojownikiem i przestać martwić się tym, że Sowi Wrzask... był bardzo impulsywny. Może wydaje się miły, ale gdy tylko ktoś go zdenerwuje... Krzyczy i każe trenować ciężej, niż robili to inni uczniowie, czasem nawet, gdy Wrzosowa Łapa nie wykonał poprawnie jakiegoś polecenia, mentor ze zdenerwowania pozostawiał mu pamiątki w postaci blizn po pazurach. Rozmowa zwykle uznawana była za sprzeczną z zasadami treningu, które kot zawsze tak uwielbiał ustalać. Nawet gdy Wrzosowa Łapa skarżył się innym wojownikom, zbywali go tylko, mówiąc, że przesadza, a Sowi Wrzask po prostu jest surowy, tak jak każdy nauczyciel powinien być. Był przecież jednym z najbardziej szanowanych wojowników w klanie, a do tego zastępcą przywódcy! Zbyt wiele zrobił dla Klanu Cienia, by w oczach kogokolwiek wydawał się zły. Na szczęście był taki tylko podczas treningu. Zwykle zachowywał się dużo spokojniej i był dobrym... przyjacielem? Można było tak nazwać własnego mentora? To nie było już ważne. Dziś i tak w końcu się od niego uwolni. Poza tym, jego najbliższa przyjaciółka, Makowa Łapa jakoś ostatnio go unikała. Może miał tylko takie wrażenie?

Wojownicy: Tajemnica Klanu NocyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant