Rozdział: 9

222 10 1
                                    

Z imprezy wróciłam chyba o 5:00, ale dokładnie nie pamiętam. Zdecydowanie za dużo wypiłam. Nie żałuję, bo bawiłam się świetnie. Kilka godziny upłynęło mi tam na bliżej niezidentyfikowanych czynnościach. Obudziłam się na kanapie, przykryta kocem w pustym domu. Głowa bolała mnie okropnie, ale dawało się wytrzymać. Uroki młodości. Wynurzyłam się z koca i poczułam jak na moim ciele pojawia się pas gęsiej skórki. Uśmiechnęłam się lekko.

Było naprawdę przyjemnie. Liam i Jacob są bardzo otwarci i mili. Liam oprowadził mnie po ogrodzie opowiadając historię każdej z rzeźb. Zawstydziłam się trochę, bo jako jedyna buszowałam tam chodź nie powinnam. Co poradzić, zawsze byłam bardzo ciekawska. Mała różana altanka okazała się nie być altanką, tylko małym budyneczkiem.

- To moja pracownia i miejsce tylko dla mnie- wskazał na tabliczkę z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Za rany cielesne nie odpowiadam"

- Trzymasz tam psy myśliwskie?- zaśmiałam się. Na szczęście nie. Zdecydowanie byłam „nieupoważnioną osobą", ale i Liamowi chyba alkohol uderzył do głowy, skoro pozwolił mi tam wejść. Ja na pewno nie żałowałam, że tam weszłam.

Miejsce zdecydowania było pracownią muzyczną.

- Jesteś bogaty, przystojny i utalentowany muzycznie?- wypaliłam.

- Przystojny mówisz?- poruszył brwiami. Prychnęłam tylko i zaczęłam zwiedzać.

W środku nie było okien, a ściany były obklejone pianką akustyczną. W prawej części pomieszczenia stał mikrofon, a obok niego pianino. W lewej natomiast stało biurko zawalone różnymi kartkami z nutami, tekstami a tuż obok były gitary. Klasyczna, akustyczna, elektryczna i basowa. Same ściany ozdabiały tez plakaty i różne instrumenty dęte.

- Nie gadaj, że umiesz grać na tym wszystkim.- westchnęłam przyglądając się temu z bliska.

- Nie, nie umiem. Na basowej dopiero się uczę.- wywróciłam oczami. Zawsze chciałam umieć na czymś grać, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego.- Cieszę się, że ci się podoba, ale zachowaj ten widok dla siebie. Nawet Jacob tu nie wchodzi.- usiadłam przy pięknym pianinie i nacisnęłam na jeden z klawiszy.

- Na pianinie też grasz? Cóż równie dobrze stać cię na to żeby kupić każdy instrument i chwalić się tym, że się go ma.- zaśmiał się.

- Grałem.- chciałam wiedzieć, co spowodowało tę przerwę, ale powstrzymałam się.- A ty tańczysz?- pewnie byłabym zszokowana tym, że SKĄD ON WIE, ale przecież sama mu powiedział przy jednym kieliszku, a Amanda potwierdziła to każdemu komu tylko mogła.

- Tańczyłam.

- Nie uważasz, że ten czas przeszły jest lekko irytujący?- wypalił nagle.

- Jak najbardziej.- przyznałam z bardzo poważną miną.

- Byłem, grałem, paliłem...

- Jeździłam, tańczyłam, żyłam...

- Od dzisiaj czasowi przeszłemu mówimy gromkie nie.

Zaśmiałam się na to wspomnienie i walnęłam nogą o szafkę.

- Kurwa.- jęknęłam. Moja koordynacja ruchowa w obecnym stanie była bardzo słaba. Nalałam sobie soku i wyciągnęłam telefon z torebki. Dostałam kilka wiadomości od Matt'a „czy żyję, czy czuje się dobrze, bo nieźle zabalowałam". Odpisałam na nie krótko i zabrałam się za śniadanie. Była 14:00.

Prysznic okazał się być czymś zbawiennym. Przy okazji przypomniało mi się, że powinnam wyjąć pocztę ze skrzynki. Wyszłam na zewnątrz. Padało jak zwykle. W skrzynce znajdowało się kilka listów. Wyciągnęłam je i wróciłam szybko do domu. Tym razem wyglądały jak należy. Chyba doręczyciel postarał się o torbę wodoodporną.

•Do you exist?•Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon