Prolog

870 20 22
                                    

Oparłam się swoimi przemokniętymi plecami o stary budynek z czerwonej cegły

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Oparłam się swoimi przemokniętymi plecami o stary budynek z czerwonej cegły. Ręką wymacałam w kieszeni zapalniczkę, jednak gdy spróbowałam zapalić nią papierosa płomień był zbyt mały i z większym podmuchem wiatru gasł. Sfrustrowana wrzuciłam bezużyteczną rzecz z powrotem do kieszeni i skrzyżowałam dłonie na piersi. Przed deszczem, chodź pewnie niepotrzebnie, ochraniał mnie niewielki daszek budynku. Wielkie krople spadały z niego zahaczając o brzeg mojego rękawa. Przyglądałam się wymarłej ulicy. Większość ludzi przed ulewą schowało się do pobliskich kawiarni. Mi się jednak nigdzie nie spieszyło, przez co byłam cała mokra. Mój wzrok padł na samochód, czarne BMW i8, które zmniejszyło prędkość, skręciło w boczną uliczkę, by w niej wykręcić i wjechać na pas w przeciwną stronę, gdzie zamoczona do suchej nitki, stałam ja. Szyba zjechała w dół. Początkowo widziałam tylko tułów kierowcy. Dopiero po chwili pochylił się tak, bym mogła zobaczyć jego twarz.

Dwudziestolatek, przynajmniej na takiego wyglądał, blond włosy, brązowe oczy, dziwna blizna nad lewym okiem i dwudniowy zarost, ostre rysy twarzy i kwadratowa szczęka. Cóż, nie w moim guście.

- Podwieźć cię mała?- spytał niskim głosem.

- Nie, dzięki.- odpowiedziałam od niechcenia, odwracając głowę w inną stronę, chcąc dać mu do zrozumienia, żeby spierdalał.

- A może jednak? Twoją śliczną buźkę oszpeciła spływająca tapeta. W suchym miejscu pewnie wyglądałaby lepiej.- podniosłam jedną brew.

- Z moją da się coś zrobić, twoją spierdolili rodzice.- patrzył na mnie zszokowany.

- Cięty języczek.- ktoś z tyłu się zaśmiał. Dopiero teraz zauważyłam, że nie był sam.

- Zamknij się.- zwrócił się do mężczyzny za jego siedzeniem. -To jak? Wchodzisz po dobroci?- irytował mnie.

Założyłam kaptur, schowałam wystające, mokre włosy i weszłam do uliczki obok. Zatrąbił. Nie odwracając się, pokazałam mu środkowy palec. Usłyszałam tylko, jak odjechał z piskiem opon.

Cóż, łowy nie udane.

Deszcz nabierał na sile. Była to nieprzyjemna ściana deszczu. Przy drodze stała taksówka. Jedna jedyna, kierowca musiał być odważny, chodź jego staremu samochodowi nic już by nie pomogło.

Zapukałam w szybę. Drzwi otworzyły się.

- Zawiezie pan przemokniętą dziewczynę do domu?- był to straszy mężczyzna, po sześćdziesiątce z wielkim piwnym brzuchem.

- Pewnie, tylko założę jakiś... koc na siedzenie.

Jechaliśmy powoli. Podziwiałam go, że w taką pogodę w ogóle coś widział. Ja tylko widziałam spływającą wodę po szybie. Podobne widoki można zaobserwować siedząc w samochodzie, gdy ten wjeżdża do myjni. Dobrze też, że w taksówce płaci się za zrobione kilometry, a nie czas jazdy, bo pewnie zapłaciłabym fortunę.

•Do you exist?•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz