Rozdział 13. Jordan

513 72 16
                                    

Hope była naprawdę szczęśliwa, gdy ja cierpiałam. Nie mogłam na to patrzeć, jak wesoła i szczęśliwa stała się przy Finnie, mimo że znali się tak krótko. Nigdy nie widziałam jej takiej zadowolonej... Tak bardzo bolało, bo ja przez lata nie mogłam tego dokonać, co on w ciągu tych paru dni. Od domówki nagle się do siebie zbliżyli, spędzali razem każdą wolną chwilę. Zapraszała go do naszego stolika podczas lunchu i przysuwała się jak najbliżej Finna. Czasem nawet nachylała się nad nim, by mu coś powiedzieć na ucho, uśmiechając się szeroko. Patrzyli na siebie w ten sposób, w ten sam o który tyle razy błagałam bezgłośnie. Nigdy jednak tego nie dostałam. Keller chyba wyczuwał, że było coś nie tak, bo gdy zdarzały się takie sytuacje, wbijałam mu paznokcie w skórę, mimo tego, że na pewno go to bolało, nie zabierał ręki. Sama dopiero puszczałam, kiedy w mojej podświadomości, umyśle pogrążonym w bólu, pojawiała się myśl, że robiłam mu krzywdę. Obiecywałam sobie, że to ostatni raz, a po chwili znowu ich widziałam i znowu to robiłam, a on znowu to przyjmował bez słowa, bez wzdrygnięcia się.

Chciałabym być normalna. Choć przez jeden dzień. Nie mieć rodziców alkoholików, nie kochać dziewczyny, cieszyć się tak wspaniałym chłopakiem jakim jest Keller. Mogłabym go kochać całym sercem, całą sobą. Tak jak kochałam Hope.

Dzień, kiedy pierwszy raz zadałam sobie fizyczny ból, który dał choć na chwilę ukojenie, pamiętałam jak przez mgłę. Pochylałam się nad ławką w stołówce, wpatrując się w swoje dłonie. Hope rozmawiała z Kellerem, a chłopak trzymał rękę na moim biodrze. Miałam ochotę ją strącić i po prostu krzyknąć, pocałować dziewczynę. Boże, to byłoby złe. Tak egoistyczne... Tak... Okropne. Więc dlaczego? Dlaczego tego tak pragnęłam? Dlaczego zawsze musiałam chcieć tego, czego nie mogłam dostać? Czemu nie mogłam cieszyć się z tego, co miałam? Dlaczego moje własne serce musiało skazać mnie na cierpienie? To takie okropne... To takie niesprawiedliwe... Nie chciałam normalnej rodziny, nie chciałam odzyskać siostry, nie chciałam remontu domu. Chciałam czegoś niemożliwego. Czegoś niewłaściwego. Czegoś ohydnego. Czegoś, czego nie mogłam nigdy przenigdy dostać. W naszych czasach, w XX wieku, miłość do tej samej płci to coś niewyobrażalnego. Ohyda. Myśląc o tym, czułam się tak jakby po moich dłoniach, przedramionach, we włosach, na twarzy, wszędzie, nawet w brzuchu, w oczodołach wiły się paskudne robaki, których nikt nie mógł dostrzec, nawet ja. Mimo tego wiedziałam, że tam były.  Wyżerały wszystko, co spotkały na swojej drodze: mięśnie, kości, skórę, żyły, tętnice, narządy. Wszystko. Zaczęłam się drapać, wsłuchując się w śmiech Finna i Hope. Keller się nie odzywał.

Boże, to takie dziwne uczucie. Swędziało, łaskotało, stało się do niewytrzymania. Zaczęłam ryć paznokciami te miejsca. Mocniej i mocniej.

Skóra zaczęła robić się czerwona tam, gdzie ryłam ją paznokciami. Cholera, tak swędziało.

Te robaki wiły się, oplatały żyły, mięśnie, pożerały je.

Śmiechy.

Rozmowa.

Pochylenie się nad uchem Finna.

Uśmiech.

Ból w klatce piersiowej, na tyle silny, że omal się nie zgięłam.

Skóra pękła pod moimi paznokciami.

Zaczęła lecieć krew.

Keller chwycił mnie za rękę, powstrzymując od kolejnych ran.

Nie poruszyłam się. Zacisnął palce na moim nadgarstku, z dala od krwawiącego miejsca. Wpatrywałam się w to otępiała. Wtedy odzyskałam świadomość. Podążałam spojrzeniem za kroplą krwi. Zostawiała za sobą czerwony ślad, mocno kontrastował z lekko opaloną skórą. Cholera, co ja zrobiłam? Dlaczego robiłam to tak mocno? Keller sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej paczkę chusteczek. Opatrzył mi rękę z niesamowitą delikatnością. Nic nie powiedział. Nie odepchnął mnie, tylko opatrzył, gdy tymczasem miłość mojego życia nawet na mnie nie spojrzała, nawet nie wiedziała, że krwawiłam. Po przerwie zaprowadził mnie do pielęgniarki, gdzie dostałam plaster.

Nie móc cię dotknąć ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz