Rozdział 2. Finn

1.4K 145 66
                                    

Kiedyś chodziłem. Biegałem, rzadko, ale to robiłem. Czułem wtedy mocne bicie serca w piersi, przyspieszony oddech, pieczenie mięśni w nogach, a na następny dzień zakwasy. Mimo że nie lubiłem tej czynności, mogłem to robić. Nie chodziło o przyjemność ze zmęczenia, chodziło mi jedynie o wybór. O to, że mogłem podjąć decyzję, czy podbiec do autobusu czy po prostu zaczekać. Czy w końcu wziąć się do roboty i poćwiczyć. Ale to straciłem. Na zawsze.

To dziwne jak jedna decyzja mogła odmienić nasze życia. Sądziłem, że utrata możliwości poruszania się na dwóch nogach to najgorsze, co mogło się w moim życiu wydarzyć. Nie wiedziałem, co jeszcze miało mnie spotkać.

W tamtym okresie nienawidziłem wszystkich, którzy się do mnie odzywali. Patrzyłem na ich sprawne nogi i po prostu coś w środku mnie się rozpadało, a pojawiała się nienawiść. Czysta, paląca, rozgrzana do czerwoności złość. Mogłem tylko o tym myśleć. Nie chciałem jednak nikogo ranić. To we mnie zostało, walczyłem ze sobą, by nie wykrzyczeć całego bólu, rozpaczy. Wpatrywałem się w swoje dłonie. Zaciskałem palce a następnie je rozprostowywałem i tak w kółko. Skupiałem na tej czynności całą swoja uwagę. Wykrywałem każdy chociażby najmniejszy skurcz mięśni. Dobrze, że miałem ręce, nie przeżyłbym bez nich, pocieszałem się, gdy kolejna osoba w tym dniu pchała mój wózek. Na szczęście był to chłopak. Poznałem go jakiś czas temu. Wiedziałem, że szkoła go przysłała, mimo że zapierał się, że to nieprawda. Nikt inny nie przyszedłby przywitać się z niepełnosprawnym chłopakiem, którego na dodatek nie znał. Wiedziałem również o plotkach. Wszyscy wiedzieli o moich siostrach. Bez wyjątku. Patrzyli na Ashley jakby pogodzeni z tym, że stała się częścią tej społeczności. Po chwili ich wzrok lądował na mnie. Odwracali szybko twarze, starając się ukryć to, że się gapili.

Właśnie to mnie najbardziej irytowało. Nie sam fakt patrzenia. To normalne. Znajdowaliśmy się w tak małym miasteczku, że byłem pewien, że nikt inny, oprócz mnie, nie jeździł na wózku. Nowość dla nich. Byłem święcie przekonany, że po pewnym czasie się do tego przyzwyczają. Mogli się gapić, ile chcieli. Jednak, kiedy unosiłem wzrok znad rąk, wszyscy nagle się odwracali. Nie mieli odwagi, by spojrzeć mi w oczy. Mogłem znieść nawet współczucie, ale chciałem czuć się na równi. Chciałem, żeby ignorowali wózek i po prostu zobaczyli we mnie nastolatka, kogoś z ich paczki, a nie jedynie kółka, które zastąpiły mi sprawność fizyczną.

Dlatego Keller spodobał mi się prawie od samego początku. Oczywiście, kiedy stanął w drzwiach od razu wiedziałem, że ktoś go przysłał. Sam by tutaj nie przyszedł. Przywitał się z mamą i Theresą. Ashley siedziała w swoim pokoju (oczywiście na parterze, nie mieliśmy piętrowego domu, bo nie mógłbym się po nim poruszać), a ja czytałem książkę. Nikogo się nie spodziewałem. Nagle podszedł do mnie od tyłu i klepnął mnie w plecy. Tak po prostu. Jakbyśmy byli przyjaciółmi, a nie widzieli się po raz pierwszy w życiu. Choć przez moment czułem się normalnie. I pokochałem to uczucie. Dlatego nie odsunąłem się od Kellera. Chciał mnie poznać, mimo że podczas półgodzinnej wizyty mówił głównie on na temat szkoły i miasteczka. Miał dziwny akcent. Przeciągał samogłoski i ucinał końcówki wyrazów. Miło było go słuchać.

— Stary, jaka akcja — wyrwał mnie nagle z zamyślenia.

— Hmm?

— Jak nauczyciele się dowiedzieli, że będzie uczeń na wózku dostali jakiegoś... Amoku. Serio. Żałuj, że tego nie widziałeś. Ja to wszystko wiem, bo moja starsza siostra tutaj pracuje. Wiesz, w stołówce. Nie ma wysokiego wykształcenia, ale to dobra dziewczyna — mówił z zawrotna szybkością, bez przerwy na nabranie powietrza. Pchanie wózka nie sprawia mu żadnego wysiłku? — Zaczęli myśleć jak ci tutaj pomóc wszystko. Jakieś podjazdy, ławki, toalety, te wszystkie bajery. Nie wiedzieli, stary, jak korzystasz z toalety. Debata była na temat klopa! Kapujesz to? Był okrągły stół i debatowali na temat tego jak sikasz. Tego jeszcze nie było! Już chcieli ci oddzielną toaletę robić. Miałbyś swój własny kibel. Nagle się skapnęli, dlaczego jeździsz na wózku i wszystkim zrobiło się głupio. Stary, ale co to za cyrk był! Jak nam to opowiadała przy stole, to płakaliśmy ze śmiechu. Później pojawił się problem z lekcjami. Bo jak to tak skoro klasy są na górze? Szybka zmiana sal, kombinacje jakby to zrobić, żebyś wszystkie zajęcia miał na dole... — mówił dalej, ale przestałem go słuchać.

Nie móc cię dotknąć ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz