16. Wymiana kulturowa (Ognisko)

9 1 3
                                    

- Ognisko? - upewniła się Frisk.

- No mówię przecież. - Undyne machnęła ręką. - Dziś wieczorem, w lasku za Snowdin. To już tradycja.

- Uwielbiam tradycje. Opowiadaj. - Dziewczynka podparła brodę ręką i wpatrzyła się w przyjaciółkę.

- Hm, Papyrus mi o tym kiedyś opowiadał. Kiedyś w Snowdin był pożar, nie pytaj mnie jak, skoro wszędzie dookoła leży cholerny śnieg. Spaliło się kilka domów, na szczęście nikomu się nic nie stało. Jednak mieszkańcy i tak byli bardzo smutni, tym bardziej, że zbliżały się święta, a ich spotkało takie nieszczęście. Albo właściwie byli do pewnego momentu, bo kiedy poszli do tych domów po zażegnaniu niebezpieczeństwa, na miejscu roznosił się piękny zapach, oprócz smrodu spalenizny oczywiście. Okazało się, że jeden z domów wykonany został z drewna specjalnego drzewa. - Wojowniczka zatrzymała się na chwilę i zamyśliła. - Mieszkańcy odzyskali nadzieję po odnalezieniu czegoś pięknego w czymś tak strasznym jak pożar. I to właśnie zaczęło tradycję corocznego ogniska, podczas którego spala się kilka gałęzi tych rzadkich drzew.

Frisk zamrugała. Podobała jej się ta historia. Dla potworów chyba od zawsze ważną wartością była nadzieja.

- Co to za zapach?

- Poczekaj do wieczora, to sama się przekonasz - roześmiała się Undyne. - Każdy opisuje go trochę inaczej. Jest tam zapach żywicy, drewna, nie wiedzieć czemu kakao, a ja tam czuję też popcorn, choć nikt inny nie. Mówię ci, zaczekaj do wieczora.

*

Na ognisku wszyscy dobrze się bawili. Zeszły się wszystkie potwory ze Snowdin i zawitały niektóre z Wodospadów, a nawet Hotland. Przyszła Alphys, którą ledwie dało się poznać spod kilku warstw ubrań, zjawił się Mettaton, który dotrzymywał towarzystwa swojemu kuzynowi, Muffet nie przyszła, ale ona ponoć nie przepadała za towarzystwem innym niż jej pajęcza rodzina. Grillby najwyraźniej czuł się jak ryba w wodzie, chociaż nic nie mówił, dało się to rozpoznać po jego uśmiechu. Psia armia wesoło gawędziła ze strażnikami z innych obszarów, zajadając się kiełbaskami. To było znajome, pieczenie kiełbasek lub warzyw nad ogniem. Frisk z przyjemnością siedziała między Papyrusem a Sansem, słuchała ich rozmowy i obracała na kiju ziemniaka w sreberku.

Główna atrakcja nadeszła jednak wraz z wilkiem, którego dziewczynka zawsze widziała przy "fabryce lodu". Potwór niósł naręcz gałęzi iglaka, które bardzo przypominały rosnący dookoła świerk. Kiedy wrzucił je do ogniska, czemu towarzyszyły wiwaty, niemal natychmiast do Frisk dotarł ich zapach.

I tak jak mówiła Undyne, czuć było ciężką woń drewna i żywicy, gorzkawą nutę kakao i żadnego popcornu. Zamiast tego, dotarł do niej znajomy, miły zapach cynamonu. I karmelu.

Frisk chyba zrozumiała, na czym polegał fenomen tego święta i uśmiechnęła się do siebie.

__________________

Ta część może nie wyszła długa, ale jestem z niej jakoś dziwnie zadowolona :)

Undertalowy kalendarz adwentowyWhere stories live. Discover now