Victoria 

Obróciła się w półśnie.

-Wygodnie ci? - usłyszała tuż przy uchu męski głos. 

Natychmiast otworzyła oczy. Ogarnął ją wstyd. Prawie leżała na Robinie, wtulając się w niego i chłonąc jego ciepło. 

-Przepraszam -  powiedziała zmieszana nie będąc w stanie spojrzeć w mu w oczy. Uniósł jej brodę. 

-Nie przepraszaj - mruknął. - Ja nie narzekam. 

Przez chwilę spoglądali na siebie, nie odzywając się. Dopiero gdy usłyszeli chrząknięcie po drugiej stronie jaskini, Robin poderwał się  i wstał. 

-Idziemy? - spytał Mick 

-Jasne - potwierdził, po czym odwrócił się do dziewczyn. - Dzisiaj nie będzie nas w nocy, ale wy nie ważcie się opuszczać jaskiń. Nie możemy ryzykować, że ktoś nas znajdzie, albo będzie za nami szedł. Macie prowiant, ubrania. Nie rozpalajcie ognia i czekajcie na nas. 

Seth 

Nie pamiętał kiedy ostatnio spał, ani jadł. Jedzenie, które przygotowała im Beth nawet nie ruszył. 

- Mamy już mniej więcej dane o ilościach, które przekroczą  granice... - powiedziała Ruth stając za jego plecami i kładąc mu ręce na ramionach. Strząsnął je.  Prychnęła jak  urażona kotka,  sięgając po kanapkę. Od dwóch dni robiła wszystko, żeby się do niego zbliżyć.  

-Czy wie pan co z ... - Beth zawahała się widząc Ruth w jego gabinecie. 

-Staram się - doskonale wiedział, że gospodyni pyta go o Alice. 

-Moim zdaniem, nie miała szans - palnęła Ruth. - No co się tak na mnie patrzycie? Nie mówiłam tego wcześniej ze względu na Robina, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było.  Nawet jeśli przetrwała wybuch, to mogła zostać poważnie ranna. Kanadyjczycy wystąpili z listą zakładników. Nie ma na niej Alice... Najprawdopodobniej nie żyje, a ...

-Zamknij się! Zamknij się! - nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Kiedy dziś rano otrzymał listę zakładników, modlił się, żeby znalazła się na niej Alice.  Zdał sobie sprawę, że był gotowy na wszystko, byle tylko zapewnić jej wolność. Mógł oddać ziemię i władzę... Tyle, że w liście nie było jej nazwiska. Albo więc trzymają ją jako kolejną kartę przetargową, albo...  Nie chciał nawet myśleć o drugiej możliwości. Odsunął krzesło i wypadł z gabinetu. Pognał do mieszkania. Od kilku dni nie mógł tam wchodzić. Czuł się tak jakby ją zdradził. Najpierw chodziło o złamanie obietnicy Robinowi. Związali się przymierzem, obiecał mu ją chronić.  Dopiero później zdał sobie sprawę, że to nie o obietnicę chodzi, a o dziewczynę. Ukrył twarz w dłoniach opadając na kanapę. Po chwili zdał sobie sprawę, że siedzi na czymś twardym. Sięgnął rękę i wyciągnął spod tyłka książkę, którą czytała Alice. Jakiś romans w twardej oprawie. Jego dziewczyna lubiła takie rzeczy. Wielkie uczucia.  Uważał, że to śmieszne. Dopóki nie zdał sobie sprawy, że to on jest śmieszny. 

- Seth? - w drzwiach do mieszkania stanął beta. Nie wchodził do środka, chcąc uszanować jego prywatność.  

Odłożył książkę na stolik. 

-Tak? - spytał wstając z kanapy. 

-Przyszedł jeszcze jeden list. Wiadomość... Trochę dziwna. Ruth uznała, że Kanadyjczycy powinni się wypchać, ale uznałem, że powinieneś ją przeczytać.

-O co chodzi?

-Tym razem pisze jakiś lekarz. Żąda by dostarczyć mu instrumentów medycznych oraz specyfików, które używała Alice. 

-Co takiego? -  krew zawrzała mu w żyłach. 

-Sam zobacz - beta podał mu list. 

Seth przez moment spoglądał na kartkę, po czym mruknął coś pod nosem. Nie chciał być optymistą, ale... 

- Zorientuj się, czy ktoś jeszcze otrzymał takie żądanie. I daj mi znać. To pilne! 

Zach 

Czekał na nią. Kiedy weszła do namiotu, na jej twarzy dostrzegł ledwo skrywany uśmiech. 

-Doktorek wszystko załatwił? - spytał. 

-Tak... - z trudem zachowywała spokój -  obiecał mi nietykalność, pryczę.

- A insturmenty i medykamenty?

-No też, Mardoch powiedział, że wysłał wiadomość

- Idealnie -  aż zatarł ręce z radości. Miał nadzieję, że Seth nie okaże się kretynem i zrozumie przesłaną wiadomość. Lekarze, prychnął. Niby tacy wyuczeni, a tacy ciemni! 


PrzeznaczonaWhere stories live. Discover now