Czułości

5.2K 301 34
                                    

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Keith 

Jedyne co czuł to ból. Dogłębny. Przeszywający. Ostatnie godziny, a może to były dni, zlewały mu się w białą plamę. Czasami widział światła, czasami coś na kształt twarzy, które pochylały się nad nim. Dlaczego się pochylały, tego nie wiedział. Tak samo jak tego, ile czasu trwa ten stan. Z trudem otworzył powieki. Ostre światło jarzeniówki sprawiło, że z oczy popłynęły mu łzy. Chciał coś powiedzieć, ale z gardła wydobył się tylko jęk. 

-Tym razem chyba się obudził- usłyszał ciepły, kobiecy głos. Kogoś mu przypominał, ale... 

-Na stówę, że tak! Hej, brachu! - ten głos już rozpoznał. Tylko Zach mówił do niego w ten sposób. 

-Czy to znaczy, że zagrożenie minęło? - pytał jego brat rozgorączkowanym tonem.

-Mam nadzieję! Zach! Och! - w tym momencie kobieta rozpłakała się, bo dalej mówiła już tylko urywanymi zgłoskami. 

-Cholera jasna, kobieto! - głos Zacha był mocny, ale czego Keith był pewien, wyrażał całkowitą bezradność. Keith pomyślał, że gdyby miał siłę, to pewnie by się roześmiał.  

Po chwili ciche kwilenie ustało, a Keith zobaczył nad sobą twarz kobiety. To była Alice. Tylko, że co ona tu robiła? 

-Keith, słyszysz mnie?- zapytała dziewczyna. 

-Ta...- przełknął ślinę - Tak - wyszeptał. 

-Dzięki Bogu! - w jej głosie zabrzmiała totalna ulga. 

-Co...co się stało? - zdołał wyjąkać.

-Nogę Ci odjebało brachu... Była cała w strzępach. Alice musiała ja odrąbać. Tasakiem brachu! Tasakiem! - Zach zaczął opowiadać, a on poczuł jak treści żołądkowe podchodzą mu do gardła.

-Zach! - w głosie Alice zabrzmiało ostrzeżenie, ale jego brat nie odczytywał żadnych subtelności. 

-Wiedziałeś, że Kanadyjczycy, chcą nas wszystkich odstrzelić? Zaatakowali w czasie posiedzenia rady. Pięknie to sobie zaplanowali. Szliśmy jak na rzeź! Jak na rzeź! 

-Koniec! Koniec Zach. Daj mu odpocząć. Zaraz przyniosę wodę, musisz być strasznie zmęczony! 

Keith ponownie zamknął oczy. Próbował sobie przypomnieć, ale ostatnie co pamiętał, to huk i ciemność. 

*** 

Victoria

- Zdążyłyśmy się tu nieźle zadomowić - mruknęła owijając się śpiworem.

-Chwalisz się czy żalisz?- spytała Cara przeczesując włosy palcami.

-Nie wiem... - powiedziała. -Nie zrozum mnie źle, ale ...

-Takie siedzenie w jaskini i czekanie na kawałek mięsa, nie jest w naszym zwyczaju, co nie?

-Masz racje. 

-Zrobimy coś z tym? - spytała przyjaciółka, spoglądając na nią z błyskiem w oku. 

-Myślisz, że... przecież Robin mnie zje! 

-Jak chcesz, możesz tu zostać. Ja nie mam zamiaru czekać na Micka. Jeśli mogę pomóc, to nie będę tu siedzieć z założonymi rękoma. 

-Nie chcesz chyba zostawić mnie tu samej - poderwała się z miejsca.

-Czas sprawdzić czego nauczył nas mój facet nie sądzisz? 

-Ja... - wolała nie wyobrażać sobie konfrontacji z Robinem, ale Cara miała rację. Siedzenie w jaskini nie pomagało. 

*** 

Robin

-Zach się odezwał - powiedział  spoglądając  w telefon.

-Co napisał?

-Pisze, że Keith przeżył. Na razie Kanadyjczycy zajmują tereny Mosesa. Nie jest przy stole narad. Twierdzi jednak, że wojsko jest w gotowości do dalszej ekspansji i radzi zwiększyć kontrole na granicach. Pisze też, że jak tylko Alice postawi na nogi Keitha to natychmiast będą starali się, żeby spróbował zająć należne mu miejsce. Wtedy dowiemy się czegoś więcej. 

-Mamy też informacje od Kanadyjczyków. Chcą się spotkać... - rzucił Seth. 

-Żeby nas dobić?

-Zobaczymy. Spotkanie musi odbyć się na naszych warunkach.

-Co proponujesz?

-Nad rzeką? Dobry teren, blisko jaskiń, w których mogą schować się nasi. 

-W jaskiniach są dziewczyny... - mruknął Robin. 

-Już nie!- na twarzy Ruth malowało się rozbawienie. 

-Co Ty mówisz?- zapytał Mick. 

-Spójrzcie? Czy to nie one są na horyzoncie? - głos Ruth ociekał słodkością. 

Robin podszedł do okna. Fala niewyobrażalnej złości zalała mu duszę. 

-Chyba ją uduszę - warknął rzucając się w kierunku drzwi.

Mick już zbiegał po schodach. 

*** 

Victoria

Widząc nieprzejednaną twarz Robina miała ochotę na ucieczkę.

-Nawet się nie waż! - warknął, jakby czytał jej w myślach. 

-Ja... 

-No właśnie! - złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie - Ty! Ciągle Ty! Czy choć raz pomyślałaś o większej całości? 

-Przestań na mnie krzyczeć - spróbowała się wyrwać, ale trzymał mocno. 

-Inaczej nic do ciebie nie dociera! Moich rozkazów się nie łamie! 

-Ale...

-Żadne ale! Czy ty nie rozumiesz, że jak głupiec, desperacko próbuję utrzymać cię przy życiu? 

-Czemu? - to było jedyne pytanie, które zdołała wydukać. 

-Czemu? - wciąż zły, spoglądał na nią jakby kompletnie nic nie rozumiała. 

-No właśnie, czemu? 

-Temu!- warknął całując ją. 

Jego pocałunek był karcący. Twardy. Wymagający. Zaskoczona, nabuzowana emocjami nie potrafiła ocenić, co jej się stało, że wyszła mu na przeciw. W pewnym momencie wyczuła, że kara przeradza się w nagrodę, a nieustępliwość staje się czułością. Kiedy ją puścił zachwiała się, tak, że musiał przytrzymać ją za ramię. 

-Jeszcze jakieś pytania? - spytał, gdy jego oczy przybrały ciemną barwę pożądania.

Pokręciła głową w niemym zaprzeczeniu przykładając dłonie do spuchniętych ust. 

-Nie mów, że nikt cię wcześniej nie całował - mruknął spoglądając na nią z typową męską satysfakcją. 

-Owszem, ale nie w taki sposób - mruknęła do siebie, ale musiał usłyszeć, bo jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Miała ochotę go kopnąć. 



PrzeznaczonaOnde histórias criam vida. Descubra agora