Drugiego dnia Kón faktycznie poszedł porozmawiać z szefem swojego młodszego brata. Niestety, a może stety, nie zastali go w kafejce.
- Dzisiaj zamknięte - zza kasy wyłonił się Haczan.
- Serio? Tajong o tym nie wspominał - powiedział zaskoczony Czenyl.
- Musiał coś załatwić.
- Więc... co ty tutaj właściwie robisz?
- Impre, a co mam robić?
- Faktycznie dzika impra, nikogo nie ma.
- Dopiero o 20, debilu
- A Tajong w ogóle ci na to pozwolił?
- Oczywiście! Że nie. Ale tego nie widzi, to tak samo jakby mi pozwolił.
- Ty w ogóle masz jakichś znajomych?
- Cała szkoła. Przyjdź, a zobaczysz.
- Dobra, nie mam całego dnia. Wiesz może gdzie jest twój szef? - powiedział lekko poddenerwowany Kón.
- Bladego pojęcia nie mam - odpowiedział Haczan - mówił, że gdzieś wyjeżdża na dwa dni.
- Zatem wrócę w piątek.
- To elo Haczan
Gdy bracia wyszli z kafejki, Haczan udał się do kuchni, gdzie w szafce siedział Tajong.
- Poszli?
- Poszli.
YOU ARE READING
Rakowa Kafejka Tajonga
Fanfictionrakowy ff o nct, czyli jak próbuję być śmieszna, ale mi zupełnie nie wychodzi ;)