Rozdział 4

79 12 27
                                    

Świt zagościł na niebie i pierwsze promienie słońca obudziły grupę smoków. Daegel wstał, po czym przeciągnął się.
- Trzeba ruszać. - rozejrzał się po niebie. - Król tak łatwo mi nie odpuści. - westchnął. - Tylko, gdzie mamy się udać? Gdzie nas nie znajdzie? Przecież cały kontynent podlega jego władzy....
Aidana rozłożyła jeden ze zwojów, które trzymała w torbie i delikatnie wodziła po nim szponem. Była to mapa Volantii.
- Gdzieś daleko... w opuszczonym Królestwie Morza? Nie, tam się kręci zbyt dużo oddziałów, posterunek Margar czujnie pilnuje całego wybrzeża. Może w Górach Strzelistych? Mieszkańcy wioski napewno udzieliliby nam schronienia, ale atmosfera tam staje się dość gęsta... W mieście pod wulkanem nie ma co... Chyba musimy mieszkać w lasach na własną łapę, przynajmniej te niewiele drzew, które nie zostały zniszczone dadzą nam trochę schronienia. - Wszyscy czekali na werdykt bibliotekarki, która wydawała się teraz najbardziej odpowiednia do podjęcia decyzji. - Nadal proponuję polecieć na południe, w stronę jezior. Tam możemy się tymczasowo osiedlić, zakładając, że znajdziemy zwierzynę nad wodą. - Smoczyca kończąc wypowiedź energicznie zwinęła zwój z mapą.
Usłyszeli głośne burczenie.
- Odnośnie jedzenia... Wybaczcie, mój królewski żołądek nie jest przyzwyczajony do takiego głodowania. - Książę zaśmiał się nerwowo.
- Dobrze, więc zapolujmy przed podróżą by mieć siły na lot. - mądrze zarządziła Aidana. - Rozdzielmy się, lecz nie oddalajmy się zbytnio. I bądźcie czujni! Strażnicy nadal mogą patrolować teren!
Daegel poszedł w stronę skalistego wzniesienia, na którym, wśród kępek krzewów liczył znaleźć górską kozę, lub, jeśli szczęście nie dopisze, mniejszego ssaka. Ale Książę był tak głodny, że musiała się tam kryć jakaś kozica, prawda? Rozejrzał się po niebie zanim wyszedł z cienia pojedynczego drzewa. Było puste. Nie było na nim żadnych chmur, ale także szybujących smoków. Ostrożnie poruszając się po skałach, Daegel tropił zwierzynę. Czuł jej zapach, szczególnie kuszący przez głód. Wiatr przyniósł do nozdrzy nasiloną woń jeszcze zanim ten spostrzegł zdobycz. Tłusta koza pasła się na skrawku wyblakłej zielonej trawy trochę powyżej Daegela. Rozpostarł skrzydła i sprawnie znalazł się kilka ogonów wyżej, krążąc nad przestraszoną ofiarą. Spadł idealnie na kark zwierzęcia, łapiąc je w szpony. Właśnie, gdy skierował się w stronę tymczasowego obozu, usłyszał łopot innych skrzydeł na wietrze. Szybko udało mu się zniknąć w cieniu rozłożystej korony buka. Dobrze, że zdołał umknąć ponieważ był to spory patrol straży, zmierzający na południe. Tam gdzie i oni mieli lecieć! Zablokowali im drogę! Książę odczekał, aż tuzin strażników oddali się wystarczająco od niego i wystrzelił jak z procy w poszukiwaniu Aidany, Priamosa i Evandera. Okazało się, ze wszyscy zdążyli już zapolować.
- Słuchajcie! Musimy szybko stąd wyruszać! Widziałem patrol, całkiem spory. Lecą w tym samym kierunku, co my! Nie możemy lecieć na południe, bo sami siebie zagonimy w pułapkę!
- Hm, czyli jedyna opcja jaka nam pozostała, to jeszcze... pustynia. - Niepewnie podsumowała bibliotekarka.
- Pustynia? Co my zrobimy wśród tego bezkresnego piasku! Przecież będzie nas widać jak na tacy!
- Nie mamy innej opcji, Priamosie. Założymy peleryny, które wam dałam i będziemy liczyć na to, że nikt nas nie zdemaskuje. W wiosce, do której zmierzamy prawie wszyscy takie noszą.
- Byłem kiedyś w oazie na służbie, ale ostrzegam... jej mieszkańcy to nieciekawe i plugawe towarzystwo... - Evadnder wzdrygnął się z odrazy.
- Właśnie!!! - Aidana wydawała się olśniona, lecz nikt nie rozumiał czym.
- Co?! - Evander szczególnie wyglądał na zaskoczonego, że bibliotekarkę tak cieszy określenie zbirów z pustyni.
- Szkarłatny Cień! Słyszeliście o niej? Królowa Zabójców! Nadal nic? - Kontynuowała chaotycznie Aidana, która wyraźnie starała się przedstawić im swój pomysł. - Słynie z tego, że jest najbardziej skuteczna ze wszystkich Asasynów w całej Volantii ale również z powszechnie znanych jej sceptycznych poglądów na temat Króla Mortevaldura! To jest jego taki, jakby publiczny wróg numer jeden!
- ... i?
- No nie rozumiecie? Czyż to nie byłby potężny sprzymierzeniec? - Zapytała z niepodobnym jej zawadiackim błyskiem w oku. -  Najgroźniejszy zabójca i zagorzały przeciwnik Władcy Śmierci w jednym! Daegelu, jako książę musisz ją przekonać do współpracy!
- Ja? Nie, nie, nie.... mam rozmawiać jakąś niebezpieczna dzikuską? Raczej nie nadaje się do tego typu rozmów dyplomatycznych...
- Zrób to, Wasza Wysokość. To może naprawdę przesądzić o losach rebelii, którą chcesz utworzyć. - próbował zachęcić go Evander.
- Dobrze, dokończmy śniadanie i ruszajmy w drogę. - niechętnie zgodził się Książę.

[Kroniki Terra Draconis] Nadejście ŚwiatłaOnde histórias criam vida. Descubra agora