Chapter 1

141 4 0
                                    


Patrzę na mężczyznę, który uśmiecha się niepewnie. Mam wrażenie, że jego uśmiech z sekundy na sekundę zaczyna niknąć w moich oczach. Mój wzrok martwo zawisł na jego oczach, które teraz nie wyrażały tak wielkich, pozytywnych emocji jak chwilę temu. Nerwowo zwilżył wargi językiem i chrząknął, niby to od niechcenia, jednak wiem, że był to sygnał dla mnie być wreszcie coś zrobiła. Cokolwiek. Cholera, chcę coś zrobić, jednak jedyne co przychodzi mi do głowy to odciągnięcie szalika od szyi. W ogóle najlepiej by było gdybym rozpięła kurtkę, mam wrażenie, że się duszę. Boże, ratunku, brakuje mi tchu w piersiach.

- Ja... - ledwie to z siebie wykrztusiłam i znów się zapowietrzyłam.

Oparł mi dłoń na ramieniu, jednak nie sprawiło mi to żadnej przyjemności. Zabierz ją stąd, natychmiast! – przeleciało mi przez myśl.

- Tove, wszystko gra? – zapytał zatroskany.

Gra jak nie wiem co! – parsknęłam w myślach.

- To nieprawdopodobne. Aż trudno mi w to uwierzyć.

- Bardzo się stresowałem, to znaczy zanim ci to powiedziałem. Teraz wierzę, że będzie dobrze.

Ponownie wyłapałam jakieś nerwowe triki na twarzy mężczyzny, poczynając od przygryzania wargi do skurczów powieki.

- Przepraszam, ale to nam nie wyjdzie. Nigdy mnie nie kochałeś, tylko udawałeś, żeby postawić na swoim – powiedziałam pewnym siebie głosem, choć w środku miałam ochotę krzyczeć ze złości i to chyba ze złości na samą siebie, że trwało to tak długo.

Zauważyłam tylko niedowierzanie na twarzy mężczyzny – był pewien swojego udanego sercowego podboju, tymczasem ta ,,naiwna" zrozumiała jaki popełniła błąd.


Dwa tygodnie później...

Siedziałam na sali wykładowej tuż obok nowo-poznanej koleżanki.

Zawsze marzyłam o psychiatrii i gdy wreszcie po tych wszystkich latach pracy udało mi się dostać na wymarzone studia, czuję się totalnie wypruta z jakiegokolwiek zaangażowania. Nie mam nawet chęci słuchać tego starszego dziadka, który właśnie opowiada jak uniwersytet wyglądał za jego czasów. Facet parska śmiechem co rusz sapiąc i plując na mikrofon – wywracam na ten dźwięk oczami i już widzę swoją minę pełną zażenowania i obrzydzenia. Koleś już od ponad półgodziny nie mówi niczego istotnego, wciąż śmieje się głupkowato wspominając kolejną anegdotkę z czasów studiów.

- ... a wtedy on powiedział – ale to nie jest mój indeks – znów zaniósł się śmiechem. – Rozumiecie? Hahaha, nie jego indeks!

Tego już było dla mnie za dużo, zamknęłam z trzaskiem zeszyt i niedbale wrzucając wszystkie swoje rzeczy z blatu do torby podniosłam się z miejsca. Nie obchodziło mnie nawet podnoszące się z trzaskiem siedzisko, które po chwili mocno uderzyło w drewniany tył. Trudno, niech ten dziadzina wie, że nudzi swoich słuchaczy.

Wychodząc z sali mój wzrok padł na grupkę studentów, którzy siedząc przy podłużnych stołach oglądali sztuczne czaszki i porównywali obserwacje z tomami książek o anatomii. Jeden z nich uniósł nieznacznie głowę chcąc zobaczyć kto wychodzi ponad godzinę przed czasem.

- Nasz kochany Billy znów zanudza? – zapytał chłopak niby od niechcenia, uśmiechając się przy tym miło.

- Ach, daj spokój – machnęłam tylko ręką i życzyłam na odchodnym miłej nauki. Nie miałam potrzeby spoufalać się z kolejnym facetem. Musiałam odreagować po ostatniej nieszczęśliwej miłości.

Czasami jednak zastanawiałam się czy ja naprawdę kochałam Maxa czy był to jednak tylko jakiś żal po jego ostatnich słowach skierowanych do mnie. Przez wiele czasu szykowałam się do zakończenia tego pieprzonego związku, który bardziej niż parę zakochanych przypominał relację koleżanki i kolegi.

Nie przyszłoby mi jednak nigdy do głowy, że mój były rzuci mi kiedykolwiek tekst, że zawsze miał lepszy kontakt ze swoimi znajomymi z pracy a nie ze mną. Zabolało, to fakt, którego nie mogę się wyprzeć. Do tego fragmenty o braku współczucia i zrozumienia, coś o włażeniu komuś z butami w życie i inne tego typu.

Pamiętam jak pierwsze dni przeżyłam na ciągłym bólu i przygnębieniu. Miałam ochotę sprowokować spotkanie tylko po to, by dać mu w twarz, jednak doszłam do wniosku, że nie warto tracić na niego własnej energii.

Nie chciałam jednak już nigdy więcej o nim myśleć. To mój czas, potrzebuję chwili by dojść do siebie i znajdę sobie mężczyznę, który w zupełności mnie doceni... A jeśli nie, to przynajmniej będę genialnym psychiatrą. 

***

Cześć i czołem Kochani! Jestem Victoria T. P., piszę już od wielu, wielu lat, jednak zawsze do szuflady. Tym razem chcę się podzielić z Wami swoja opowieścią. Dajcie znać w komentarzach co o tym sądzicie! Buziaki,

Victoria T. P.

:)

#LookingForAlaskaContest

Good Morning  || student storyWhere stories live. Discover now