Rozdział V

245 34 3
                                    

Matthew
Już miałem wsiąść do auta, gdy w kieszeni moich spodni poczułem wibracje dzwoniącego telefonu. W głębi duszy przeklnąłem osobę, która postanowiła mi przeszkadzać. Po wciśnięciu zielonej słuchawki usłyszałem mojego pracownika.
- Szefie, musisz szybko wracać- w jego głosie wyczułem zdenerwowanie
- Co się dzieje? Znów przeszkadzacie mi w realizacji moich planów – odpowiedziałem, zaciskając szczękę.
- Sophia ponownie dostała ataku histerii. Ciągle płacze i jest już nie do zniesienia.
- Zaraz będę – warknąłem w odpowiedzi i się rozłączyłem.
Na wiadomość, że Sophia znów cierpi poczułem dziwny uścisk w klatce piersiowej. Chciałbym zabrać od niej cały ten bólu, który za każdym razem wywołuje piekące łzy na jej pięknej twarzy.
Gdy pojawiałem się na korytarzu przed jej pokojem, mój pracownik odszedł bez słowa. Otworzyłem ogromne drzwi by po chwili ujrzeć skuloną na łóżku dziewczynę. Bez namysłu ruszyłem w jej kierunku i zamknąłem w uścisku. Ku mojemu zaskoczeniu Sophie wtulia sie we mnie bez żadnych protestów. Nie wiedzieć czemu moje serce zaczęło szybciej bić, a zapach jej szamponu do włosów wręcz odurzył.
- Czemu wszystko musi się tak plątać? To naprawdę niesprawiedliwe – wyszeptała głosem ochrypłym od płaczu.
Serce mi się ścisnęło na myśl, że musiała szlochać już bardzo długo.
- Tak się czasami zdarza – odpowiedziałem równie cicho, nie chcąc psuć tej intymnej chwili. -  Nie mamy na to żadnego wpływu. Najważniejsze jest to, że w pobliżu nas są osoby, które kochamy i zawsze nam pomogą - wypowiadając te słowa czułem ogromną gulę w gardle.
- Zostaniesz ze mną na noc? - zapytała, unosząc nieco głowę by spojrzeć mi prosto w oczy. - Nie chcę zostać sama.
- Jasne – zgodziłem się szybko. - Połóż się, a ja zaraz wrócę - wstałem po czym ruszyłem szybkim krokiem do swojego pokoju by się przebrać.
Byłem w tym momencie szczęśliwy jak nie wiem kto i na pewno gdyby ktoś mnie teraz ujrzał, przeraziłby się na widok głupkowatego uśmiechu na mojej twarzy. Przebrałem się w spodnie dresowe i ruszyłem z powrotem do pokoju Sophie. Leżała wtulona w poduszkę, a ja położyłem się obok niej. To, co się stało po chwili było dla mnie jak uderzenie pioruna. Sophia wtuliła się we mnie jak małpka, odpływając do krainy Morfeusza.
Czyżby w końcu przyszedł czas by zmienić się właśnie dla takiej kobiety jak Sophia? Nie wkładała w to żadnego wysiłku, a ja i tak zaczynałem czuć się inaczej. Złagodniałem, co na pewno było dużym szokiem dla moich pracowników i dla mnie samego również.

Sophia
Budząc się rano poczułam, że nie leżę na mojej poduszce, lecz na czymś twardym i ciepłym. Uniosłam leniwie głowę i doznałam szoku. Obok mnie leżał Matthiew, a ja się w niego wtulałam. A najlepsze z tego wszystkiego było, że nie mam pojęcia jak do tego doszło.
Dosypał mi czegoś do wody czy jak? - w głowie zaczęłam układać najgorsze scenariusze. Miałam teraz chwilę by móc się spokojnie przyjrzeć narzeczonemu, którą wykorzystałam z premedytacją.  Mimo jego paskudnego charakteru, mogłam z ręką na sercu przysiądz, że jest cholernie przystojnym mężczyzna.
Kiedy tak byłam zajęta obserwowaniem Matthew nie zorientowałam się, że właśnie się obudził.
- Hej piękna. Napatrzyłaś się już na mnie? - powiedział, posyłając uśmiech od którego rozpłynęłam się..
- Emm... Hej odparłam zmieszana. - Chciałam właśnie wstać. Przepraszam jeśli cię obudziłam.
- Spokojnie. Jak się dzisiaj czujesz?
- Już znacznie lepiej. Dziękuję za wczoraj – odpowiedziałam nieco zażenowana.
- Nie ma problemu – rzucił uśmiechając się ponownie. - Będę się zbierać. Mam do załatwienia jedna sprawę. Spotkamy się później.
Podniósł się z łóżka, a ja oniemiałam na widok jego nagiego torsu w pełnej okazałości.

Tydzień później
W naszym domu panował w wielki chaos, gdyż właśnie dziś nadszedł czas naszego ślubu. Nowej drogi, która będę podążać z Matthew. Pierwsze pytanie jakie się nasuwa na myśl to czy tego chcemy? Niestety mogę odpowiedzieć tylko za siebie, a ja sama nie wiem. Ciągle mam mieszane uczucia, mimo tego, że coraz bardziej jestem pozytywnie nastawiona do mojego przyszłego męża. Widzę różnicę w sposobie jego zachowywania się i stosunku do mojej osoby.
Od samego rana wokół mnie krzata się sprawna ekipa fryzjerów oraz makijażystek. Wszyscy chcą zrobić mnie na bóstwo. W końcu dzień ślubu to najważniejszy dzień w życiu. W głębi duszy żywię cichą nadzieję, że moje życie nareszcie przestanie być tak skomplikowane i będę mogła uśmiechać się prawdziwie. Widząc pełen nadziei i szczęścia wyraz twarzy mojej mamy jestem zachwycona. Gdy upiększanie mnie zostało zakończone cała ekipa dyskretnie się oddaliła, zostawiając mnie samą z mamą.
- Cudownie wyglądasz córeczko – powiedziała, a jej wzrok był przepełniony miłością.
- Dziękuję. Ty również wyglądasz pięknie – odpowiedziałam, przytulając się do niej.
- Skarbie mam coś dla ciebie – wyjęła z torebki granatowe pudełeczko. - Przekazywaliśmy to w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie.
- Co to takiego mamusiu?- zapytałam zaciekawiona jednocześnie czując pod powiekami zbierające się łzy.
- Otwórz skarbie - jej głos był tak spokojny i czuły.
Wzięłam do ręki puzderko i powoli uchyliłam wieczko. Zaniemówiłam ujrzawszy jego zawartość.
- Mamo! To jest przepiękne! - wykrzyknęłam zachwycona. - Nigdy w życiu czegoś takiego nie miałam - moje emocje zaczęłu sięgać zenitu.
- Będę ogromne szczęśliwa jeśli dziś włożysz tę kolię.
- Oczywiście. Zrobię to z ogromną przyjemnością – odparłam, wyciągając biżuterię z pudełeczka.
Mama stanęła za mną i pomogła mi ją założyć.
- Teraz jesteś już gotowa – uśmiechnęła się i pocałowała w policzek. - Czas na nas córeczko.
- Chyba tak -spojrzałam na swoje odbicie w ogromnym lustrze. - Czas na zmianę mojego życia. Udowodnię wszystkim, że mogę sama nim kierować.

Kolejny rozdział mam nadzieję, że się spodoba

trzy kroki do szczęścia Where stories live. Discover now