ROZDZIAŁ I

373 51 9
                                    

Siedzę w swoim pokoju przy oknie i obserwuję co się dzieje dookoła mnie. Czy tego chcę, czy nie moje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Postawiono mnie przed faktem dokonanym, a tyle życiowych planów miałam przed sobą. Chociażby to, by otworzyć swój prywatny warsztat samochodowy, w którym umieściłabym swój kawałek duszy. To było moje marzenie. Jednak życie lubi rzucać kłody pod nogi, a ja jestem kolejną ofiarą bolesnego potknięcia o jedną z nich. Ja, Sophia de la Vega dwudziestodwuletnia dziewczyna, z głową pełną marzeń, mam zostać żoną  biznesmena, niejakiego Matthew, który ma być moją drogą do jeszcze lepszego życia.
Jak można brać z kimś ślub nawet go dobrze nie znając? Jak można stworzyć szczęśliwy związek nie mając w sobie żadnego uczucia ani odrobiny pożądania względem tej osoby?
Dla mojego ojca to nie problem. Dla niego liczą się interesy i jak najwięcej kasy, którą może zatrzymać dla siebie oraz dla swoich coraz to młodszych dziwek, których wręcz nie znoszę. Szkoda mi tylko mojej mamy, która tyle przez niego tyle wycierpiala. Nie jest osobą, która zasługuje na takie traktowanie w żadnym stopniu.
Z niecierpliwością wyczekuję mojej przyjaciółki Ann, która miała tutaj być od dwudziestu minut. Możliwe, że coś ją zatrzymało. Mam nadzieję, że pomoże mi rozwiązać mój problem. Po godzinie, ujrzałam ją na podjeździe. Szła powoli z trudem niosąc pięć toreb z markowych sklepów odzieżowych.
- Czy ty okradałaś dzisiaj po kolei wszystkie sklepy? Po co ci tyle tych szmat? - zapytałam, gdy uśmiechnięta weszła do mojego pokoju.
- Jak to po co? Dzisiaj są twoje zaręczyny i musisz wyglądać jak bogini – odpowiedziała wzruszając nonszalancko ramionami.
- A może ja tego nie chcę? Nie chcę zaręczyn i tego całego ślubu. Chce wyglądać jak najgorzej żeby odsunąć od siebie tego typa.
- Dziewczyno, na litość boską! - wykrzyknęła. - To jest tak świetny facet, a ty go ciągle odpychasz! - Odpycham go bo nie wiem nic na jakiego temat. To po pierwsze. A po drugie sprawia wrażenie ciemnego typa.
- Boże... - westchnęła i pokręciła z politowaniem głową. - Przestań gdybać i zacznij się szykować. Nie będziemy na ciebie czekać w nieskończoność.
Wznoszę oczy ku górze i wzdycham głośno. Nie ma co dalej brnąć w kłótnię z Ann. Najwyraźniej wyrobiła sobie zdanie o tym mężczyźnie i tak łatwo go nie zmieni. Jeśli ona nie chcę mi pomóc, to sama rozegram tę grę. Według moich zasad. I na samą myśl o tym, co zrobię, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który zauważyła Ann. W odpowiedzi wyszczerzyła się szeroko, ukazując rząd równych białych zębów, zapewne biorąc mój grymas za oznakę zgody.
Na wieczór wybrałam specjalnie krwistoczerwona sukienkę, która opinała moje ciało niczym druga skóra. Dodatkowe głębokie rozcięcie na udzie, nie pozostawiało wyobraźni zbyt dużego pola do popisu. O tak. Wiedziałam, że tym strojem wyprowadzę moich bliskich z równowagi. Wszyscy uważają mnie za cichą myszkę. Zwłaszcza mój ojciec.Jednak się mylą. A to dopiero początek tego, co mam zamiar zrobić. Nadszedł czas by zacząć ustalać własne reguły gry.


Witajcie kochani mam nadzieję, ze spodoba wam się rozdział :)

trzy kroki do szczęścia Where stories live. Discover now