Rozdział 14: Dziedzictwo Kalush

6 2 0
                                    

Landarian nienawidził Święta Króla. Nienawidził pałacu, całego tego przepychu. Zamiast metalu, złota i rubinów, wystarczyłby mu kamień. Nienawidził Nowej Dzielnicy, w której musiał żyć. A przede wszystkim nienawidził swojego ojca. Jego poddaństwa i wiecznie udawanej słabości. Gardził nim, odkąd był na tyle dojrzały, by pojąć całą sytuację.

Nie mógł znieść tego, co stało się z jego planetą, tego, czego dopuścił się król Landarian. Żałował, że nie urodził się wcześniej, by zapobiec temu rozkładowi. W dawnych czasach, o których teraz opowiadały jedynie legendy i mity.

Kiedyś na Landare istniało tylko kilka cywilizowanych miast. Pięć, może sześć. Każde otoczone grubym i wysokim murem wykonanym z najtwardszego kamienia. Poza nim żyły dzikie plemiona oraz krwiożercze bestie.

Gdy wojownik złamał zasady honoru, zostawał wydalany poza granicę. Jeżeli przeżył okres kary, mógł wrócić, bo jego winy zostały oczyszczone. Obecnie mury nie były już potrzebne. Po starych zostały jedynie niskie ruiny, Nowa Dzielnica nigdy nie została otoczona.

Od czasu inwazji dzicy zostali już dawno wymordowani. Tak samo zwierzęta. Za życia Landariana ostało się już niewiele gatunków, które niebawem także podzielą los swoich przodków.

Na przestrzeni wieków miasta rozszerzały się. Tworzono nowe, coraz bardziej zmniejszając naturalne środowisko. Najgorsze, że to obcy stanowili teraz cywilizację i znaczną większość mieszkańców zamieszkujących planetę.

Landarczycy powoli zaczynali zanikać. Naturalna eliminacja mniejszości zbliżała się do krytycznego momentu. Niewiele pozostało z historii i kultury. Landarian wiedział, że jeżeli teraz nic się nie zrobi, to w przyszłości będzie już za późno na uratowanie czegokolwiek. Rasa wojowników wyginie, pozostaną jedynie ostatnie, słabe sztuki niezdolne do niczego.

Jednakże pierwszy krok, to odzyskanie Garudy.

W tej kwestii nie miał innego wyboru i musiał zdać się na spryt Evolet. Sam nigdy nie będzie w stanie tego dokonać, strażnicy Vrieskasa zatrzymaliby go, zanim stanąłby pod drzwiami skarbca. Wierzył, że ona poradzi sobie, nie zawaha się i z zimną krwią wykona pierwszy krok ku obaleniu tyrana.

Żałował, że nie może porozmawiać o tym z towarzyszem. Gdy tylko temat schodził na księżniczkę, Falonar stawał się drażliwy i nie wierzył w jej dobre intencje. Był przekonany, że zdradzi ich przy najbliższej okazji. Twierdził, że ten związek to tylko przykrywka. Zwiodła go, by doprowadzić do egzekucji ostatniego potomka królów.

Najgorsze, że Evolet nie miała lepszego zdania o Falonarze. Przed odlotem z Yaskas ostrzegała go, że mężczyzna zachowuje się podejrzanie i możliwe, że szpieguje Landariana dla Vrieskasa już od jakiegoś czasu. Książę powinien uważać, co mu mówi w jego obecności, gdyż już nieraz zdarzało się, że ktoś w sekrecie awansował na generała i miał szpiegować potencjalnych zdrajców. Jeżeli nie będzie bardziej ostrożny, to niebawem sam zginie.

Nie wierzył zarówno w słowa Evolet jak i Falonara. Ufał im obojgu, coś w głębi podpowiadało mu, że oboje są godni zaufania i nie zawiodą go, gdy przyjdzie odpowiednia chwila. Żałował, że nie mogli współpracować w trójkę, wtedy wszystko stałoby się dużo łatwiejsze.

– Książę. – Usłyszał za sobą niepewny, kobiecy głos.

Odwrócił się na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z jedną z pałacowych służących. Dziewczyna była bardzo młoda, nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat. Jednak ucieszył go widok Landarki, miał dość pałętających się wszędzie obcych. Pochyliła się w geście szacunku, a kurtyna ciemnych włosów przysłoniła jej ładną twarz.

Bracia DuszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz