Rozdział 9: Wyrocznia

2 2 0
                                    


Na Oraculum dotarli po dwóch tygodniach od czasu przekroczenia granicy strefy północnej. Planeta nie wyróżniała się niczym szczególnym z wyjątkiem barwy. Jaskraworóżowa, mimo że niewielka, kula rzucała się w oczy już z daleka. Po przyjrzeniu się jej z bliższej odległości, z łatwością można było rozróżnić seledynowe pasy biegnące w poprzek niej. Nie posiadała naturalnej gwiazdy, która by ją oświetlała.

Przejście przez atmosferę i lądowanie odbyło się bez problemów. Tutaj, w porównaniu z Harenosum, grunt był w miarę stabilny i kapsuła mogła stanąć na nogach bez zapadania się.

Pierwszy na ziemię zeskoczył Kaelas, nie czekając, aż automatycznie wysuną się schodki, po których mógłby zejść. Rozejrzał się uważnie po miejscu, w którym się znalazł, zanim towarzysze wyszli z kapsuły.

Niebo na Oraculum miało kolor lawendy, gwałtownie przechodzącej w biel przy horyzoncie. Granica pomiędzy barwami była tak wyraźnie widoczna, że aż nienaturalna. Po nieboskłonie poruszały się w kilku różnych rzędach jakieś błękitne kształty. Dopiero po dłuższej chwili Kaelas zrozumiał, że miał przed oczami chmury. Z tym wyjątkiem, że każda przypominała prostokątny, płaski trójkąt o idealnie równych krawędziach. Wszystkie były identyczne, jedna nie różniła się nawet najmniejszym szczegółem od drugiej.

Wojownikowi wydawało się, że natrafili na porę zmierzchu, bo wszędzie panował lekki półmrok. Pomimo uważnych obserwacji, nie dostrzegł jednak na niebie słońca czy innej dającej światło gwiazdy. RM19 twierdził, że ta planeta czegoś takiego nie posiada, ale coś musiało rozjaśnić ciemności.

Statek wylądował na równinie porośniętej ciemnozieloną, prawie czarną, pedantycznie równo przyciętą trawą. Niedaleko biegła zygzakiem czerwona ścieżka, znikająca w głębi rosnącego nieopodal lasu.

Kaelas pierwszy raz w życiu widział takie drzewa. Ich pnie były jaskrawożółte lub błękitne, a korony drzew miały ten sam odcień, co rosnąca wokół trawa. Dostrzegł, że liście posiadały regularne kształty różnorodnych figur geometrycznych – trójkątów, rombów, prostokątów, deltoidów. Idealnie gładkie krawędzie wręcz odrzucały go swoją nienaturalnością, to uczucie potęgował także brak jakiejkolwiek różnicy w barwie czy rozmiarze. Zabrakło mu też łuków i zaokrągleń, wszystko było tylko i wyłącznie kanciaste.

– Dziwnie tutaj – mruknął, gdy Kendappa wylądowała obok niego. Ona także nie skorzystała ze schodów, woląc rozprostować skrzydła. – Wszystko jest zbyt idealne nawet jak na naturę.

Dziewczyna, choć niechętnie, przyznała mu rację. Zauważył, że trzymała dłoń blisko jednego ze sztyletów i rozglądała się wokół, wypatrując potencjalnego zagrożenia. Napięte mięśnie rysowały się pod kombinezonem.

– Kaelasie, mógłbyś się chociaż porządnie ubrać – powiedział RM19, schodząc po schodach. Rozglądał się na prawo i lewo zafascynowany nowym miejscem. – Idziemy na spotkanie z wyrocznią, powinieneś się prezentować.

Wojownik spojrzał na swoje szerokie, lniane spodnie i koszulę.

– Jestem. Nie cierpię tego kombinezonu i nie mam zamiaru go nosić, o ile nie będzie to naprawdę konieczne. Nie jestem już pachołkiem Vrieskasa. Którędy mamy iść?

Zamyślony RM19 rozejrzał się dookoła. Dopiero w tym półmroku Kaelas dostrzegł różne znaki i figury, które pojawiały się na jego fioletowych szkłach od okularów.

– To nie są zwykłe okulary – wyrwało mu się, zanim zdążył ugryźć się w język.

Przeklął w duchu, bo pewnie znów powiedział jakąś głupotę oczywistą dla wszystkich z wyjątkiem jego.

Bracia DuszyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant