Rozdział XXVI - Lipiec 1942

631 43 32
                                    

Ludwig usiadł pod drzewem z dala od członków swojej jednostki, którzy skupili się w ciasnym kole, głośno rozmawiając i pijąc. Nie był zmęczony fizycznie, nie brakowało mu tężyzny. Jedynie męczyła go pewna myśl, pewna osoba... A minęło wiele czasu. Z kieszeni munduru wyciągnął zmięte zdjęcie. Z fotografii spoglądały na niego błyszczące oczy, a uśmiech postaci nie był Niemcowi obcy, gdyż zdołał wbić się w pamięć, kiedy ujrzał go pierwszy raz. Feliciano... Na chwilę uniósł się kącik ust Ludwiga, jednak szybko wrócił do ponurej normy, gdy przypomniał sobie o...
- Hej, Lud! - Niemiec podskoczył zaskoczony, kiedy poczuł solidne klepnięcie w ramię.
Odwrócił się i zmusił do sztucznie życzliwego uśmiechu.
- Cześć, Hans - mruknął. - Czego chcesz?
- Przysiąść się. Dla mnie tam jest za dużo ludzi nawalonych w jedno miejsce - wytłumaczył młodszy blondyn.
Ludwig poklepał miejsce obok siebie.
- Chcesz? - Chłopak pomachał zielonkawą butelką piwa przed twarzą Ludwiga.
- Nie - odmówił, jednak w jego głosie dało się słyszeć nutę smutku.
- Dziwię się, jak możesz nie pić nawet odrobiny. - Wziął łapczywy łyk piwa. - Świętoszek...
- To wiąże się z moimi przeżyciami - odparł Ludwig, przypominając sobie niechlubną noc, podczas której przez upicie stracił wszystko, a młodszy z Niemców jedynie wzruszył ramionami i już więcej nie pytał o to.
Hansa znał od początku swej wojennej ścieżki po nieprzyjemnej lawinie zdarzeń, jednak nie opowiedział mu, kim jest i dlaczego sam Hitler zesłał go aż tutaj. Optymistyczny, ale nieco wstydliwy wobec mas Niemiec nie zadawał z resztą pytań na ten temat... do teraz!  Spostrzegł zdjęcie, które Ludwig ukrył pod dłonią. Szturchnął jego ramię, unosząc brew z zaciekawieniem.
- Panienka? - zapytał z cichym chichotem. - Proszę, nawet arcypoważny Ludwig szuka pocieszenia w damskich ramionach.
Twarz personifikacji oblała się rumieńcem.
- Bądź poważny, Hans. - Ludwig wywrócił oczyma. - Nie mam głowy do panienek.
Istotnie nigdy nie miał. Za to za szczęście pewnego Włocha z loczkiem po lewej stronie dałby sobie tę głowę ściąć na gilotynie. Hans był znany z tego, że jeżeli coś już go zaciekawi, to nie odpuści tak łatwo. Na nieszczęście Ludwiga! Szybkim ruchem zanurkował ręką po zdjęcie i zgrabnie wysunął je spod dłoni blondyna. Przez twarz Ludwiga przebiegł wyraz zgryzoty.
- H-Hans! - Wyciągnął rękę po fotografię, jednak zdecydował się na jej cofnięcie, kiedy zrozumiał, że jest za późno i młodszy z Niemców zdołał przyjrzeć się wizerunkowi.
- Nie wygląda jak panienka - stwierdził naukowym tonem Hans. - Nawet przypomina faceta, lecz nie do końca...
Ludwig nie wytrzymał. Jego twarz poczerwieniała, ręce zaczęły dygotać paranoicznie, z oczu popłynęły ciurkiem łzy, a ze spierzchniętych ust wydobył się przeciągły jęk rozpaczy. Pamiętał. Pamiętał wszystko.
- To przeszłość - łkał cicho, nie wiedząc, jak powinien się w tej sytuacji zachować. - Przeszłość, która żyje we mnie.
Po chwili uniósł wzrok, a centralnie przed sobą zobaczył Hansa. Młodzieniec uśmiechał się delikatnie i jedynym pocieszeniem dla Ludwiga był brak wyraźnej kpiny.
- Opowiedz mi - poprosił. - Wyrzuć to z siebie.
Ludwig milczał przez chwilę.
- Nie - odezwał się w końcu. - Miałeś kiedyś coś takiego, co zadawało ci ból, a jednocześnie sprawiało, że nadal żyjesz?
Hans zastanawiał się dłuższy czas. Podrapał się po rozczochranej, jasnej czuprynie i przemówił:
- Tak. Jak podczas obierania ziemniaków zaciąłem się, ale wiedziałem, że muszę to koniecznie robić, bo inaczej nie będzie obiadu z kartoflami, bez jedzenia człowiek umiera, a samego kotleta trochę szkoda spożywać.
Ludwig uśmiechnął się z politowaniem.
- Nie do końca o to mi chodziło, ale dobrze. - Westchnął. - Dlatego ja właśnie nie chcę tego wyrzucać. Trzyma mnie przy życiu jak... Ciebie obiad. Co więcej, nie zaciąłem jedynie sobie, lecz też osobę niegdyś mi bliską...
Zwiesił wzrok na wspomnienie Włocha. Przed oczami zamajaczyła mu smukła sylwetka Feliciano.
- A czy kiedykolwiek próbowałeś wyrazić to w słowach? Przekazać historię werbalnie, opisać? - Błękitne oczy Hansa znów błysnęły z zaintrygowaniem. - Niektórzy duszą w sobie problemy, a moim zdaniem należy pozwolić im latać. Nie ulecieć zupełnie w czarę zapomnienia, ale dać wylecieć, rozprostować skrzydła i wrócić do głowy oczyszczonymi.
Ludwig zmierzył Hansa wzrokiem. Czasami ten młody żołnierz Wehrmachtu zachowywał się zbyt ciekawsko i bezpośrednio, ale nie mógł mu odmówić posiadania sporej dawki oleju w głowie.
- Myślisz, że będzie mi lepiej? - spytał Ludwig.
Hans pokiwał głową twierdząco.
- Słuchaj, jeżeli masz siłę... Spotkało mnie kiedyś wielkie szczęście. Miałem przyjaciela. Bardzo go kochałem. - Do oczu Ludwiga ponownie zaczęły napływać łzy, jednak tym razem powstrzymał się sprawnym wytarciem ich w rękaw munduru.
Hans miał ochotę na niewybredny komentarz na temat tej miłości, bo jak to tak chłop z chłopem, lecz wyczuł powagę sytuacji i zamilkł, a oba te stany zdarzają mu się ponadprzeciętnie rzadko. Zamiast tego powiedział:
- Byłeś szczęśliwy. W czym tkwi kłopot?
Starszy wbił wzrok w kępkę trawy nieopodal swojego ciężkiego, wojskowego buta.
- We mnie - odparł surowo. - Zrobiłem tak wiele okropnych rzeczy, że zesłano mnie aż tutaj, żeby mój przyjaciel mógł być szczęśliwy.
Przecież nie powie mu, że jest personifikacją kraju, za który walczy Hans, że sam Hitler oskarżył go o kontakty homoseksualne i zesłanie na front wschodni to pikuś w porównaniu z obozami, a mniejszy wymiar kary został zastosowany tylko ze względu na znaczenie Ludwiga. Potrzebowali go, mimo że stał się wstydem Niemiec - samego siebie. I chociaż miał świadomość, że przez większość czasu jest mniej lub bardziej obserwowany, nie robiło to na nim wrażenia. Czuł się winny, w pewnym sensie również cieszył się z izolacji od Włoszka. Tylko w taki sposób nie mógł mu już nic zrobić. I właśnie tego dnia Ludwig uświadomił sobie bardzo ważny element układanki ze złamanego serca, gdy Hans zapytał go, czy wróciłby do przyjaciela.
- Wróciłbym - rzekł Ludwig. - Wolałbym jednak, żeby on wrócił do mnie, abym miał przynajmniej tę małą część pewności, że nie narzucam się wbrew woli, nie krzywdzę go ponownie.
- Nie musisz nic już mówić - Hans zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. - To miłość.
Rzesza poczerwieniał jeszcze bardziej, ale nie skomentował słów kolegi w boju. To wyznanie i spekulacje Hansa... Wszystko wymagało ponownego przemyślenia. Ach, gdyby tylko mógł porozmawiać z Włochem! Wyrzuty sumienia dźgały Ludwiga w bok jak uporczywa szpila. Smucił go fakt, że po nakrapianej alkoholem nocy w Szwajcarii nie zdołał zamienić z Feliciano ani jednego słowa. Nie mógł zaprzeczać, że chciałby go teraz, tu, przy sobie i blisko jak dawniej. Wpartując się w towarzystwie młodego żołnierza w horyzont, nie wiedział, jak szybko marzenia te, choć trudne, staną się najprawdziwszą jawą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 26, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ti amo, capitano!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz