Rodział XXIV - Nie taki neutralny

660 59 53
                                    

Po dokonaniu brutalnego aktu Ludwig postanowił ubrać się i zejść na dół, na wszelki wypadek zamykając skulonego Włoszka na klucz w pokoju. Twarz nadal miał czerwoną - czy to od rozpicia, czy gniewu nie wiadomo. Mimo że doznał chwilowego wyładowania, nie potrafił w tym stanie ocenić swoich czynów. Chwiejnym krokiem niemalże stoczył się po schodach do głównej sali karczmy. O tej porze zabawa tam rozkręciła się na dobre. Niektórzy tańczyli na stołach, inni podpierali ściany i śpiewali, a raczej to one były oparciem dla nich, bowiem w pijackim amoku ledwo trzymali się na nogach. Jednak z nich wszystkich uwagę podpitego Ludwiga zwróciła postać w czarnej pelerynie z głębokim kapturem, która zajmowała miejsce w zaciemnionym rogu sali. Stała tam również kelnerka, która aktualnie obsługiwała tajemniczego jegomościa. Niemiec podszedł ostrożnie do ławy, gdzie udało mu się dosłyszeć fragment rozmowy.
- Kufel Rivelli, bitte schön - mruknął zakapturzony. 
Ludwig dałby sobie głowę uciąć, że gdzieś już słyszał ten głos - tak niechętny, a zarazem zalatujący nutą perfidnej pazerności. 
- Zniżka dla specjalnego gościa - odparła kelnerka. 
Na te słowa ledwo widoczne kąciki ust jegomościa wygięły się w wyrazie zadowolenia. Z kieszeni spodni wygrzebał zmięty banknot. Frank szwajcarski. Kobieta błyskawicznie wydała resztę, a skrywający się po ciemną peleryną mężczyzna zagarnął ją łapczywie jak pirania. Ludwig przycupnął niezgrabnie na krańcu siedzenia. Kelnerka obrzuciła go wzrokiem. Nagle przemówiła z wyrzutem:
- Przecież nie miałeś pieniędzy. Zmykaj stąd, dziadygo.
Wzburzony Niemiec już miał wstać, aby dać kobiecie w twarz. Wszakże po alkoholu brak mu było skrupułów. Niespodziewanie poczuł jednak dotyk na swoim ramieniu - subtelny, ale jednak sprawiał wrażenie, jakby jego wolą było pociągnięcie go w dół. Odwrócił głowę. Ręka należała do tajemniczego mężczyzny. 
- Nie masz pieniędzy, tak? - spytał, a po plecach Niemca przebiegły dreszcze. - A może masz swojego miłego, uroczego kochanka tam na górze?
Skinął palcem w stronę schodów. Widocznie siedział tu już wcześniej, ale Ludwig nie zwrócił na niego uwagi. Musiał widzieć, jak wprowadza na piętro Włocha. Nie był przecież mistykiem! 
- Kochanek? Zbyt wiele powiedziane! - zakpił głośno.
Nadal był na niego wściekły. Starał się nie myśleć o ciepłych uczuciach, które jeszcze tak niedawno nim kierowały, pragnął tylko zatopić je w zimnym piwie. Zaryzykowałby stwierdzeniem, że teraz Feliciano nic dla niego nie znaczy, że był ciężarem, zabawką na dzisiejszy wieczór, małym Brutusem tej całej historii. A może to zazdrość?
- Jest słaby i bezużyteczny - ciągnął tajemniczy. - A że ja jestem dobrym człowiekiem, to może mógłbym dać ci za niego... tyle pieniędzy, żebyś mógł dzisiaj pić.
Ludwig zaczekał z odpowiedzią.
- Suszy cię...? - nakręcał go. - Patrz, każdy ma kufel. 
Faktycznie. Niemiec zdał sobie sprawę, że każdy z pijaków wygląda na beztroskiego. Wtem do stolika podeszła zgrabna kelnerka. Podała zakapturzonemu kufel napoju, który ten zamówił. Młoda kobieta już miała zrobić raban, że Ludwig zajmuje miejsce, a nie stać go na zamówienie, kiedy ten wypalił w stronę tajemniczego mężczyzny:
- Tak, zgadzam się, bierz.
Podał mu klucz do pokoju. Mężczyzna kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Pije na mój koszt - zwrócił się do kelnerki. 
- Pięć piw! - Uniósł dłoń Niemiec, pokładając się na blacie. 
Od tego czasu jedna kelnerka uwijała się jak w ukropie, aby sprostać potrzebom Ludwiga, który pił coraz więcej. Natomiast zakapturzony tylko śmiał się pod nosem. Wiedział, że ma zniżkę w tej knajpie. Był również świadomy lania przez kelnerkę najtańszego piwa. Ta swego rodzaju zmowa milczenia przyniosła mu w przeszłości już wiele korzyści. Byli wspólnikami o niezbyt zacieśnionych więzach. Człowiek w czarnej pelerynie skupiał się na swoim biznesie, z resztą jednym z wielu. A wiadomo - każdy handel wymaga towaru. Około czwartej nad ranem pozostało niewielu trzeźwych. Praktycznie tylko barowy pianista, chociaż ten też już kiwał się zupełnie niemiarowo, uderzając w losowe klawisze, ale przynajmniej zachował świadomość, mężczyzna od franków szwajcarskich, ponieważ ten pił jedynie bezalkoholową Rivellę oraz kelnerka - ta była w pracy. Niemiec spał w koncie, za stołem, co jakiś czas rzucając przez sen przekleństwami w swoim ojczystym języku albo przytulając jeden z pustych kufli. Na blacie usiadła kelnerka. 
- Vash, ile możesz zarobić? - spytała, unosząc lewą brew. 
- Dużo, nie podlega wątpliwości. Jest młody i ma ładne rysy twarzy - odpowiedział rzeczowo. - Kolejna dobrze przeprowadzona akcja. Zapłatę wyślę pocztą. 
Mężczyzna klepnął ją lekko po nogach, aby zrobiła mu przejście, ponieważ nie zamierzał przeciskać się między oparciem ławki i kończynami kobiety. Zeskoczyła z blatu, aby pójść zająć się porządkami przy barze. Vash wspiął się po schodach. Jednym ruchem klucza otworzył drzwi do pokoju, gdzie spał nowy towar. Półnagi, skulony Włoch zerwał się na równe nogi, kiedy tylko usłyszał skrzypienie zawiasów. 
- Ludwig! - wykrzyknął z dozą przerażenia, że znów zrobi TO.
Zaczął cofać się pod ścianę, kiedy ujrzał zakapturzoną postać. 
- Jesteś mój - stwierdził pewnie biznesmen. 
- Jestem Ludwiga - odpowiedział z drżeniem w głosie Feliciano.
Żadna sytuacja w jego przypadku nie mogła doprowadzić do całkowitego zagłuszenia ciepłych uczuć, które żywił do Niemca.
- Sprzedał cię! - zaśmiał się szyderczo młodzieniec, podchodząc jeszcze bliżej. 
- Nie chcę tego słuchać! - odpowiedział krzykiem roztrzęsiony Feliciano. 
Zakrył uszy dłońmi i począł miotać się w histerycznym spazmie. Nawet nie dopuszczał do siebie takiej myśli, że na szwajcarsko-francuskiej granicy został sprzedany do burdelu... w Zurychu.

Ti amo, capitano!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz