Część XI

122 18 2
                                    

styczeń 1978

Zgodnie z obietnicą daną Frankowi nie powiedziałem przyjaciołom o tym, co wydarzyło się w czasie świąt. Uznali, że obecność Longbottoma musiała mnie wprawić w lekko nie kontaktujący z otoczeniem nastrój, więc dali mi spokój. Tylko Lunatyka to wyjaśnienie nie do końca satysfakcjonowało, jednak nie naciskał.

Tak więc z wyjątkiem naszych spotkań w większym gronie dochodziły też lekcje z Alicją. Uczyliśmy się z książek, które dał nam Frank. Tak jak przewidział, Filch nie zauważył w nic niczego podejrzanego.

Szło nam całkiem dobrze. Czarna magia nie była wcale taka trudna, jak utrzymywali liczni nauczyciele wykładający jej obronę. Gdy raz załapało się, o co chodzi, dalej było już coraz łatwiej.

Nie potrafiłem wyobrazić sobie mojego dalszego życia bez tej wiedzy. Było to niezgodne z prawem, ale wciągające. Gdy raz się zaczęło, nie sposób było już oderwać się od tego. Przynajmniej teraz miałem świadomość, że byłem lepiej przygotowany do tego, co czekało mnie po szkole.

A najlepsze, że tę tajemnicę dzieliłem tylko z Alicją.

luty 1978

– Dostałeś szlaban od McGonagall?! – krzyknęła Alicja, nie zwracając uwagi na uczniów spoglądających z ciekawością na tę wymianę zdań. Żałowałem, że zacząłem tę rozmowę na środku korytarza. Lepiej byłoby poczekać, aż znaleźlibyśmy się w jakiejś pustej klasie.

– Nie chciałem...

­– Nie chciałeś?! Obiecałeś mi, że skończysz z tymi głupotami, że zaczniesz zachowywać się jak odpowiedzialny, dorosły mężczyzna. Zablokowaliście cały korytarz, uniemożliwiając komukolwiek wyjście z biblioteki lub dostanie się do niej. Przez pół nocy nauczyciele i prefekci próbowali coś z tym zrobić! Nie rozumiesz, że inni próbują się uczyć, że zależy im na przyszłej karierze?

– Przepraszam – mruknąłem pod nosem. Nie lubiłem, gdy podnosiła głos. – Będą inne wyjścia do Hogsmeade. Możemy spędzić razem czas, gdy skończę szlaban. Walentynki trwają cały dzień.

– I tak mam zamiar wybrać się do wioski, nawet sama. Możesz robić, co ci się żywnie podoba. I najlepiej nie odzywaj się do mnie, dopóki nie przemyślisz swojego zachowania. Na razie.

Odwróciła się na pięcie i odeszła, a ja pozostałem sam na środku korytarza otoczony przez chichoczących uczniów, którzy wyłowili kolejną sensację, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.

Sam też do końca nie zdawałem sobie sprawy. Może gdybym wtedy za nią pobiegł? Jednak nie zrobiłem tego. Straciłem jedną z ostatnich szans, jakie mi dano.

~ * ~

W sobotę próbowałem złapać Alicję przed śniadaniem, jednak moje wysiłki poszły na marne. Pewnie zdawała sobie sprawę, że będę chciał to zrobić i tak zorganizowała sobie plan poranka, by mi to uniemożliwić.

Szlaban miałem odrabiać razem z Łapą. Rogacz i Lunatyk mieli to szczęście, że nie zostali przyłapani. To my znaleźliśmy się na gorszej pozycji i Filch to wykorzystał. Z szerokim uśmiechem na ustach zaprowadził nas do McGonagall. Pewnie żałował, że nie było z nami Rogacza i Lunatyka, ale wszystkiego na raz mieć nie mógł.

Z tego powodu Rogacz i Lily, Lunatyk i Adrianne (jakaś Puchonka, z którą umawiał się od jakiegoś czasu, chociaż nie chciał przyznać się, że to coś poważnego), a nawet Teney wybierali się w tę walentynkową sobotę do Hogsmeade.

Łapa i ja musieliśmy wyszorować jakiś nieuczęszczany i zapuszczony kawałek lochów. Nie wiem, na co to komu było. Pewnie Filch maczał w tym paluchy, by jeszcze bardziej uprzykrzyć nam życie. Zamiast bawić się, cały dzień spędziliśmy na skrobaniu jakiegoś spleśniałego paskudztwa ze ścian i sufitów. Na szczęście nikt tam nie chodził, co zaoszczędziło nam publicznej kompromitacji.

Spowiedź zdrajcy || Peter PettigrewWhere stories live. Discover now